poniedziałek, 5 października 2015

JUTRO BLOG ZOSTANIE ZAMKNIĘTY

Cóż, kiedyś musiało do tego dojść. Jutro Lasogród zostanie oficjalnie zamknięty z powodów takich, że mam czas ledwo na naukę a co dopiero na prowadzenie bloga, który i tak się nie rozwijał. Pragnę natomiast zaprosić wszystkich pisarzy tutaj i tutaj. Dziękuję Wam za wspólnie spędzony acz trochę za krótki czas.

~Feanaro & Gabriel

sobota, 3 października 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Wyszłam z jaskini ubrana w swoją nową suknię. Była lekka i zwiewna, ale też bardzo wygodna no może pomijając problemy jakie sprawiałaby w przypadku konieczności wdrapania się na drzewo. Rozplecione włosy opadały mi falami na ramiona a twarz przysłaniała maska utworzona z pozawijanych fantazyjnie miedzianych lśniących drucików. Może nie przypominała opasek noszonych przez zbójników, czy szpiegów, ale skutecznie odwracała uwagę od twarzy.
- Pięknie wyglądasz - stwierdziła Kasjopeja - ale obawiam się, że Wolgrid i tak cię rozpozna... Prędzej czy później
- Wiem - westchnęłam - ale przynajmniej będzie musiał się przy tym natrudzić. A gdzież to nasz szlachcic wybył?
- Zabawia się w koniuszego - zachichotał Gordon - do tego nadaje się lepiej niż do bycia hrabią, nawet udawanym.
- Nie poszedłeś z nim - zapytałam patrząc na niego niedowierzająco
- Spłoszyłbym mu zdobycz o ile i tak nie przelęknie się tego brzydala przebranego za pajaca.
- Czasami sądzę, że pasujecie do siebie i to nawet bardzo...
- Naprawdę - fuknął smok ironicznie.
- Owszem... oboje jesteście nieznośni...
Mówiąc to uniosłam delikatnie suknie do góry i unosząc dumnie głowę podążyłam do jaskini. Seredo poczłapał ciężko za mną. Oparłam się o skały przy wejściu, a mój smok opadł ciężko na trawę w pobliżu i złożył głowę na łapach. Z niepokojem śledziłam ruch słońca na nieboskłonie. Jego różowe i pomarańczowe blaski drgające między koronami drzew zwiastowały iż za chwilę skryje się w pościeli z chmur i zaśnie. Czułam, że elf znów wytnie mi jakiś numer. A jedno było prawie pewne, że spóźnimy się i nie tylko popełnimy towarzyską nieuprzejmość, ale też zwrócimy na siebie uwagę. No i miałam jeszcze zamiar przeszkolić elfa w kwestii etykiety dworskiej. Gdy wreszcie wrócił prowadząc ze sobą dwa piękne rumaki byłam na niego wściekła. A najgorsze było to, że bohaterskiego czynu pojmania pięknych zwierząt dokonał w swoim wizytowym odzieniu, które zdecydowanie straciło na wyglądzie. Zamiast wymamrotać jakieś słowa wyrzutu szepnęłam zaklęcie i wyczyściłam plamy.
- Gdzie te czasy, kiedy plamy usuwało się ręcznie - zażartował
- Gdzie te czasy, kiedy szanowało się stroje wizytowe - odgryzłam się. - No ruszajmy.
Elf dosiadł konia, a ja wściekła na okoliczności usadowiłam się w nieznośnie niewygodnej pozycji po damsku. Elf zachichotał widząc niesmak na mojej twarzy.
- Oj księżniczka nieszczęśliwa, chyba ją cztery litery bolą
- Jakby pan czasem słuchał, zamiast gadać to mogłabym podzielić się tym cudownym doznaniem
Feanaro zrezygnował z kontynuowania utarczki słownej i taktownie zmienił temat (co rzadko mu się zdarzało).
- To którędy pojedziemy?
- Zadaje pan za dużo pytań... pan prowadzi... zna pan las lepiej ode mnie, a trochę nam się spieszy...

czwartek, 1 października 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

-Przecież smoki mamy, prawda? Po tym locie chyba nie masz wątpliwości, że to najlepszy środek transportu-uśmiechnąłem się i trąciłem Gordona łokciem w bok. Gad przewrócił oczami, po czym po kolejnym szturchnięciu machnął ogonem, mało co nie zbijając mnie z nóg i odszedł gdzieś.
-Cóż, nie zaprzeczam, ale jest pewien mały, maleńki kłopot-powiedziała Fantarigo, głaskając Seredo po wielkim, białym łbie.
-Doprawdy? Zatem zamieniam się w słuch-na potwierdzenie swoich słów rozsiadłem się wygodnie na kamieniu, zakładając swobodnie ręce za głowę.
-Ja go nigdy chyba kultury nie nauczę...-westchnęła blondyna.
-Mówiła coś księżniczka? Przez mój brak kultury chyba nie domyłem uszu.
Fantarigo przejechała powoli dłonią po twarzy.
-Nie uważasz, że smoki wzbudziłyby... no, jakby ci to wytłumaczyć tak, żebyś zrozumiał...
-Prostym językiem. Jak do dziecka, jeśli łaska.
-Wzbudziłyby podejrzenia. Bo bogato ubrani ludzie podróżujący na smokach nie są takim częstym widokiem, jak ci się wydaje. W związku z tym, pojawienie się nas i gadzin wywołałoby co najmniej sensację. Nie uważasz?
-Możliwe, ale co z tego? Moglibyśmy udawać, że to są jakieś pojmane czy kupione. Wszak, podobno jesteśmy bogaci.
-Jeszcze czego! Wystarczy, że muszę znosić twoje siedzenie na swoim grzbiecie! I jeszcze mam udawać niewolnika? Niedoczekanie twoje!-Ryknął Gordon i wzbił się w powietrze z głośnym furkotem ciemnych skrzydeł.
-To był pierwszy argument przeciw. Drugi to zdecydowanie absurdalność tej sytuacji. Ale twoja wiedza nie jest wystarczająco duża, żeby to pojąć-Fantarigo przez chwilę wodziła za smokiem oczami po czym skierowała pełne ironii spojrzenie na mnie.
-Twoja wiedza nie jest wystarczająco duża, żeby to pojąć-przedrzeźniałem ją.-Moja wiedza jest wielka jak stąd na koniec świata! Wiem, jak rzucać butelką, żeby się nie rozbiła, gdzie jest czuły punkt w odzieniu każdego strażnika, jak pocałować kobietę w dłoń, żeby jej niezauważalnie zdjąć jakiś pierścień...
-Fantastycznie, tylko że żadna z tych niewątpliwie przydatnych umiejętności nie dotyczy smoków i Jeźdźców.
-Jeszcze zapłaczesz... jeszcze się przekonamy...-fuknąłem i wziąłem do ręki uszyte przez Fantarigo ubrania.-Idę się ubrać. W razie czego, pielgrzymki kierujcie do jaskini.
Po tych słowach teatralnym, marszowym krokiem ruszyłem w kierunku jaskini. Usłyszałem za plecami cichy śmiech blondyny: "chciałbyś". Posłałem jej przez ramię zaczepliwe spojrzenie, po czym wszedłem do jaskini. Tam szybko zrzuciłem z siebie swoje codzienne odzienie na koszt przebranka na bal. Zajęło mi to dosłownie chwilę. Z zadowoleniem stwierdziłem, że to ubranie nie drapie tak strasznie, jak się spodziewałem. Przez chwilę zastanawiałem się, jak ja się mam zachowywać na tym balu. Przecież znam się na dworskich manierach jak ziemniak na poezji. Najwyraźniej naśladowanie zachowań księżniczki Fantarigo Srebrzystej stanie się dla mnie priorytetem. Wyszedłem z jaskini i rozłożyłem ręce.
-Jak wyglądam?-Zapytałem.
-Jeśli wcześniej wyglądałeś jak durny to teraz wyglądasz jak durny ubrany w tandetne szmatki-ryknął Gordon, który przysiadł przed wejściem do jaskini.-Dobra robota!
-Ciesz się, że nie musisz być moim niewolnikiem-odpowiedziałem wyniosłym, królewskim tonem.-A księżniczka nadal w tych rodem ze wsi ubraniach?
-Czekałam na pana szanownego bo chciałam zobaczyć, jak będzie się prezentował.
-Terefere, ale wymówka.
Fantarigo zniknęła w jaskini osłaniana przez Seredo. Smok traktował ją jak jakiś skarb. Gdyby moja i Gordona relacja wyglądała tak samo, to bym się chyba zabił. W międzyczasie wróciła Kasjopeja. Zziajana, ale nic jej nie było. Ani jednej ranki.
-Dobra, niech będzie. Jak księżniczka wyjdzie to powiedzcie jej, że poszedłem po konika-powiedziałem i ruszyłem powolnym krokiem w kierunku jednej z tych ścieżek, jakimi podróżnicy dostawali się do wiosek.

Fantarigo? Nie myśl, że to ubranie poprawi moje zachowanie ;)

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się półprzytomnie.
- Przed siebie - oświadczyłam beztrosko. Po raz pierwszy w życiu moje myśli były wolne od konieczności snucia planów na przeżycie. Postanowiłam wykorzystać tą chwilę do granic możliwości wiedziałam, że nawet bez moich wskazówek Seredo zaniesie nas do jaskini w górach. Wyczuwając mój nastrój elf również milczał, a może powodowało nim coś innego. Wydawał mi się jakoś dziwnie smutny i nie wiem czemu było mi z tego powodu przykro i czułam że to coś więcej niż magiczna więź. Owszem byłam wdzięczna za spełnienie mojego największego marzenia, ale pomyślałam o jego realizacji ze względu na to, iż uznałam, że więź z tym konkretnym mężczyzną nie byłaby czymś szczególnie przykrym. Po czasie przypomniałam sobie, że Feanaro może słyszeć moje myśli i niewłaściwie je zinterpretować. Zerknęłam na niego nieśmiało i oczywiście miałam pecha spotkać jego wzrok. Zaczerwieniłam się i odwróciłam głowę.
- A czemuż to pani się tak ładnie czerwieni - rzucił z tym swoim złośliwym uśmiechem. I czar chwili prysł. Teraz byłabym gotowa go udusić gołymi rękami. Z racji wysokości i dobrych obyczajów (dama nie powinna pokazywać się na balu sama) ograniczyłam się tylko do morderczego spojrzenia.
- To że mam czerwone policzki to nie znaczy, że się czerwienię... to od wiatru... no i lepiej ze czerwienieją mi policzki a nie nos... choć ja nie jestem pewna czy w pana przypadku to od zimna.
- Nie wiem co pani sugeruje - obruszył się.Gordon zachichotał gardłowo.
- Pewnie to żeś jest pijus
Feanaro uśmiechnął się ironicznie.
- O przepraszam, ale to pani zaprasza mnie na jakiś tam bal, a jak tu bawić się nie pijąc... nie wypada od razu by to było podejrzane... i kto tu mnie rozpija.
Nie zdołałam powstrzymać wybuchu śmiechy. Ten ton wyrzutu w połączeniu z miną obrażonego książątka umarłego by rozbawił. Doprawdy nie wiedziałam jak udawało mi się obyć bez tego poczucia humoru.
- Pragnę tylko lojalnie uprzedzić, że ja pana nieść nie będę... a tym bardziej spod stołu zbierać.
- O ja mam mocną głowę
- nie o nią się martwię... ja sądzę po prostu że ma pan słabe nogi... swoją drogą chętnie bym sprawdziła jak pan tańczy
- Znowu pojedynek! kobieto daj żyć!
- To panu się wszystko z walką kojarzy... człowiek tu po prostu rozerwać się chce a tu masz. Ale jak chce się pan zmierzyć...
Gwałtownie zapikowaliśmy z Seredo w duł pędząc między skałami. Gordon podążył w nasze ślady mimo głośnych protestów swojego jeźdźca. Przecinaliśmy mgłę jak nożem. Smoki były mistrzami w swoim fachu. Podlatywały blisko do skał tak iż wydawało się iż zaraz się o nie rozbiją, a następnie w ostatniej chwili wymijały je wężowym ruchem.
- Ty hipokryto... - wrzeszczał elf na gordona w chwilach gdy gęste chmury nie przytykały mu strun głosowych - jak ja się chciałem pobawić to taki poważny byłeś.
Śmiałam się tak głośno jak nigdy przedtem. Wreszcie zziajani wylądowaliśmy na polanie. Ześlizgnęłam się po grzbiecie gada i wylądowałam miękko na ziemi. Dziwiłam się iż wychodzi mi to niemal tak naturalnie jak Kleofasowi. Upadłam na trawę i zaczęłam głęboko oddychać. Za sobą usłyszałam kroki elfa i jego gniewne okrzyki.
- On mnie próbuje zabić - gordon próbował położyć głowę na jego ramieniu i robił na swój smoczy sposób słodkie minki, co jeszcze bardziej rozwścieczało elfa wytrwale odtrącającego jego łeb.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na nich rozbawiona.
- Czasem to nawet mu się nie dziwię.
Wstałam, chwyciłam worek z łupami i pomaszerowałam do jaskini odprowadzana zdziwionym spojrzeniem elfa. Od razu siadłam do szycia. Z granatowego grubego materiału wykonałam eleganckie spodnie. Udało mi się też znaleźć nieco materiału na koszulę, a na koniec dopełniłam dzieła płaszczem z ozdobnymi brzegami. Przejrzałam suknie zdobyte przez elfa i przekonałam się, iż ma naprawdę niezły gust. Postanowiłam jednak zostawić je na czarną godzinę, a na razie uszyć coś jeszcze bardziej pysznego i naiwnego zarazem. Delikatny różowy materiał nadawał się do tego idealnie. Dodałam nieco diamencików, koronek i zadowolona z siebie położyłam ubrania na bok. Następnie z miedzianego drucika znalezionego oczywiście w torbie (samą mnie czasem zdumiewa ile przydatnych rzeczy tam mam) uplotłam dwie maski. Zadowolona z efektów pracy ubrałam się i wyszłam na zewnątrz dzierżąc w dłoni odzienie "jednowieczorowego pana hrabiego". Elf siedział na kamieniu.
- Proszę się przebrać... - zawołałam - bo się spóźnimy... no i uprzedzam ja załatwiłam stroje i mogę się zająć "wejściówkami", ale transport jak pan się pewnie domyśla leży w pana gestii.

wtorek, 29 września 2015

Od Midnight (c.d. Sylwii)

Szłam przez puszczę i rozglądałam w poszukiwaniu jakichś zwierząt. Co prawda nie byłam jakoś bardzo głodna ale miałam ochotę na polowanie. Poza tym mięso zawsze mogę zostawić na później. Szłam już dość długo, a nie znalazłam jeszcze żadego większego zwierzęcia. Trochę mnie to zdziwiło, bo szukałam już dosyć długo. W pewnym momencie dostrzegłam jakąś kobietę. Niby wyglądała zwyczajnie, ale na pewno nie była człowiekiem. Była jakąś z magicznych. Niestety nie wiem kim.

(Sylwia?)

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

Widząc pewne rozanielenie na twarzy Fantarigo z jednej strony ucieszyłem się, że udało mi się chociaż raz w życiu uszczęśliwić, ale z drugiej poczułem się wykorzystany. Miałem wrażenie, że blondynie chodziło tylko o znalezienie jeźdźca Gordona i tylko dlatego, kiedy zaczęła podejrzewać, że to mogę być ja, zaczęła tak jakoś inaczej traktować. Chociaż może tak mi się tylko wydawało, bo odkryłem w sobie zupełnie nowy rodzaj obawy, czyli strach przed porzuceniem. To wszystko nie dawało mi jakoś spokoju. Myśl o tym, że Fantarigo mogłaby okazać się taką suką, jakie wcześniej w swoim życiu spotykałem odbierała mi chęć do egzystencji. Postanowiłem się więc skupić na locie. Znamię na dłoni bardzo się rozgrzało, ale nie sprawiało bólu. Wręcz przeciwnie, mimo targającego mi włosy zimnego wiatru w moim ciele pulsowało przyjemne ciepło, które wydawało się uderzać w rytm bicia smoczego serca. A Gordon który przecież pewnie zdążył się już nalatać też zdradzał dziwną ekscytację. Czułem wyraźnie to cudowne uczucie i dałem się mu ponieść. Jedną ręką trzymałem się ciemnoszarych łusek smoka, a drugą uniosłem do góry. Po chwili, upewniwszy się że siedzę pewnie w siodle podniosłem również drugą. To musiało trochę dziwnie z boku wyglądać, ale nie przejmowałem się tym. Miałem wrażenie, że mogę dotknąć śnieżnobiałych chmur.
-Niech się pan lepiej trzyma siodła bo jeszcze spadnie i będziemy mieli problem-powiedziała Fantarigo na chwilę wyrwana z transu. Uśmiechnąłem się do niej wrednie po czym złapałem pewnie Gordona za łuski na szyi i całym ciężarem swojego ciała przechyliłem się w bok. Zaskoczony smok został pociągnięty za mną. Przez chwilę lecieliśmy do góry nogami, ale nie spadłem. Ścisnąłem Gordona mocno nogami i znowu puściłem ręce, które tym razem zaczęły zwisać w dół.
-Na dole wszystko jest takie maluuuutkie!-Wrzasnąłem. Smok przewrócił oczami po czym wrócił do swojej poprzedniej pocycji.
-Przestań zachowywać się jak dziecko i nigdy więcej tak nie rób-warknął. Jeśli chciał mnie tym przestraszyć to mu się nie udało. Pod wpływem jego profesorskiego tonu jedynie zachciało mi się śmiać. Byłem z nieznajomej przyczyny w takiej euforii, że wszystkie smutki sprzed kilku sekund poszły w niepamięć.
-Niech się tak księżniczka o mnie nie martwi, bo jak to mówiła mojej świętej pamięci niańka, "smutek piękności szkodzi". Chciaż z takim wyrazem twarzy to pani chyba nic nie pomoże-zaśmiałem się.
-Kimkolwiek ta niańka była, na pewno nie nauczyła pana szanownego kultury-odpowiedziała Fantarigo, puszczając moją żartobliwą obelgę mimo uszu.
-Nie dziwię się. Byłem bardzo wrednym dzieciakiem.
-Za to teraz jest pan wrednym dorosłym.
-Oj, księżniczka o wyjątkowo ciętym języku! Czyżby też dokazywała w dzieciństwie?
-Ja panu zaraz dokażę... ktoś tu chyba chce pozbierać zęby z ziemi, jak już wylądujemy.
-Czy pani mi grozi?
-Zależy, jak pan rozumie słowo groźba.
-Ratunku, kobieta mnie bije! Tracę swoją męską dumę!
-Jak się nie przymkniesz to stracisz coś jeszcze-warknął Gordon.
-Dwóch na jednego? Co to ma być?-Zapytałem.-Muszę dyskretnie zmienić temat.
-Broń się broń.
-A czy będę mógł chociaż dowiedzieć się, gdzie lecimy?

Fantarigo? ";)" ~ty

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Z pomocą Gordona Feanaro wreszcie nas znalazł. Ostatni odcinek drogi musiał przebyć między koronami drzew. Kasjopeja popędziła w innym kierunku by zmylić pogoń. Gdy elf dopadł wreszcie skalistej polany na której urządziliśmy tymczasowy obóz wyglądał na lekko zaniepokojonego. Oglądał się nerwowo nie wiedziałam czy w oczekiwaniu na Kasjopeję czy też obawiał się śledzącej go pogoni. Uśmiechnęłam się starając dodać mu otuchy. Zresztą sądziłam że perspektywa lotu na potężnej bestii dostatecznie poprawi mu humor. Bez słowa podeszłam do Seredo i położyłam mu dłoń na jego giętkiej szyi. Najpierw poczułam zimno gładkich łusek, ale zaraz dołączyło do niego przyjemne ciepło pulsującego znamienia.
- Gotowy do lotu... wierzchowce już osiodłane
Zawołałam dość głośno. Elf od razu jednak doskoczył do mnie przyciskając mi dłoń do ust. Ekscytacja związana z perspektywą niezwykłej podróży sprawiała iż zupełnie zatracałam instynkt samozachowawczy i traciłam czujność.
- Ciszej księżniczko... bo nas znajdą i taki bal urządzą
Uśmiechną się złośliwie. W tym czasie mój gad darł niecierpliwie skałę
- Proszę nie naruszać mojej przestrzeni osobistej ... bo z takimi bezwstydnikami też potrafię ładnie zatańczyć - dla podkreślenia rzeczywistego znaczenia tych słów wykonałam kilka próbnych zamachów szpadą zmuszając Elfa do cofnięcia się.
- Wolałbym nie sprawdzać pani zdolności teraz, bo chyba trochę się spieszymy...
- Taaak - stwierdziłam po chwili namysłu - zresztą myślę, że siniaki pod oczami ciężko by wytłumaczyć.... nawet napad rabusiów mógłby nie przejść
Włożyłam nogę w strzemię i wdrapałam się na grzbiet Seredo. Spojrzałam z wysoka na elf który nadal stał w miejscu.
- A pan przepraszam na co czeka... na specjalne zaproszenia, a może trzeba podsadzić.
- Nie czekam po prostu... bo ja tu panią ubezpieczam
- Jasne... a jakbym zamierzała spaść to mam głośno krzyczeć
"Żeby szanowny pan zdążył się odsunąć" - dorzucił głośno w myślach mój towarzysz.
Elf uśmiechną się złośliwie jak to miał w zwyczaju i podszedł do swojego smoka. Gordon przysiadł grzecznie, ale jego jadowity zębaty uśmiech sugerował jakiś niecny podstęp. Cały czas śledząc ruchy bestii. Gdy już staną zadowolony opierając się o strzemię gdy smok niespodziewanie poruszył się i elf w ostatnim momencie zdołał odbić się od jego boku i wylądować na ziemi. Smok zachichotał, a jeździec spiorunował go spojrzeniem. Udał że oddalił się ale zaraz rozpędził się, wbiegł na pobliskie dość pochyłe drzewo i skoczył planując wylądować w siodle,ale złośliwy gad odsunął się i elf wylądował dość twardo na skalistym podłożu.
" No panie Feanaro trzeba mniej pić... zdecydowanie" Usłyszeliśmy jego donośny głos w myślach.
- Dajże mi wreszcie wleźć na to siodło tu gadzino przebrzydła... żmijo oślizgła...
Wrzeszczał elf, a smok uparcie odsuwał się od niego.
- Gordon - poprosiłam uśmiechając się rozbrajająco - pozwól panu usiąść bo go nóżki bolą od biegania
Smok przysiadł grzecznie. Elf zaś obserwując go nieufnie wsiadł wreszcie.
- Mnie to nie chciał słuchać - powiedział z wyrzutem.
- Widocznie jest pan mało przekonywujący... albo ma po prostu brzydsze ząbki... a teraz czas nam w drogę
Smoki machnęły kilka razy skrzydłami i wzniosły się w górę. Opuściłam bariery umysłu i połączyłam się z Seredo. Odczuwałam teraz jego emocje jak swoje własne. Oprócz tego czułam wicher rozwiewający mi włosy. Na włosach osiadały mi kropelki wody gdy wznosiliśmy się ponad chmury. Słońce ogrzewało mi twarz. Czułam się naprawdę wspaniale. Moje marzenie wreszcie się spełniło.

Xat nasz potężny i wspaniały