~Feanaro & Gabriel
poniedziałek, 5 października 2015
JUTRO BLOG ZOSTANIE ZAMKNIĘTY
Cóż, kiedyś musiało do tego dojść. Jutro Lasogród zostanie oficjalnie zamknięty z powodów takich, że mam czas ledwo na naukę a co dopiero na prowadzenie bloga, który i tak się nie rozwijał. Pragnę natomiast zaprosić wszystkich pisarzy tutaj i tutaj. Dziękuję Wam za wspólnie spędzony acz trochę za krótki czas.
sobota, 3 października 2015
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
Wyszłam z jaskini ubrana w swoją nową suknię. Była lekka i zwiewna, ale też bardzo wygodna no może pomijając problemy jakie sprawiałaby w przypadku konieczności wdrapania się na drzewo. Rozplecione włosy opadały mi falami na ramiona a twarz przysłaniała maska utworzona z pozawijanych fantazyjnie miedzianych lśniących drucików. Może nie przypominała opasek noszonych przez zbójników, czy szpiegów, ale skutecznie odwracała uwagę od twarzy.
- Pięknie wyglądasz - stwierdziła Kasjopeja - ale obawiam się, że Wolgrid i tak cię rozpozna... Prędzej czy później
- Wiem - westchnęłam - ale przynajmniej będzie musiał się przy tym natrudzić. A gdzież to nasz szlachcic wybył?
- Zabawia się w koniuszego - zachichotał Gordon - do tego nadaje się lepiej niż do bycia hrabią, nawet udawanym.
- Nie poszedłeś z nim - zapytałam patrząc na niego niedowierzająco
- Spłoszyłbym mu zdobycz o ile i tak nie przelęknie się tego brzydala przebranego za pajaca.
- Czasami sądzę, że pasujecie do siebie i to nawet bardzo...
- Naprawdę - fuknął smok ironicznie.
- Owszem... oboje jesteście nieznośni...
Mówiąc to uniosłam delikatnie suknie do góry i unosząc dumnie głowę podążyłam do jaskini. Seredo poczłapał ciężko za mną. Oparłam się o skały przy wejściu, a mój smok opadł ciężko na trawę w pobliżu i złożył głowę na łapach. Z niepokojem śledziłam ruch słońca na nieboskłonie. Jego różowe i pomarańczowe blaski drgające między koronami drzew zwiastowały iż za chwilę skryje się w pościeli z chmur i zaśnie. Czułam, że elf znów wytnie mi jakiś numer. A jedno było prawie pewne, że spóźnimy się i nie tylko popełnimy towarzyską nieuprzejmość, ale też zwrócimy na siebie uwagę. No i miałam jeszcze zamiar przeszkolić elfa w kwestii etykiety dworskiej. Gdy wreszcie wrócił prowadząc ze sobą dwa piękne rumaki byłam na niego wściekła. A najgorsze było to, że bohaterskiego czynu pojmania pięknych zwierząt dokonał w swoim wizytowym odzieniu, które zdecydowanie straciło na wyglądzie. Zamiast wymamrotać jakieś słowa wyrzutu szepnęłam zaklęcie i wyczyściłam plamy.
- Gdzie te czasy, kiedy plamy usuwało się ręcznie - zażartował
- Gdzie te czasy, kiedy szanowało się stroje wizytowe - odgryzłam się. - No ruszajmy.
Elf dosiadł konia, a ja wściekła na okoliczności usadowiłam się w nieznośnie niewygodnej pozycji po damsku. Elf zachichotał widząc niesmak na mojej twarzy.
- Oj księżniczka nieszczęśliwa, chyba ją cztery litery bolą
- Jakby pan czasem słuchał, zamiast gadać to mogłabym podzielić się tym cudownym doznaniem
Feanaro zrezygnował z kontynuowania utarczki słownej i taktownie zmienił temat (co rzadko mu się zdarzało).
- To którędy pojedziemy?
- Zadaje pan za dużo pytań... pan prowadzi... zna pan las lepiej ode mnie, a trochę nam się spieszy...
- Pięknie wyglądasz - stwierdziła Kasjopeja - ale obawiam się, że Wolgrid i tak cię rozpozna... Prędzej czy później
- Wiem - westchnęłam - ale przynajmniej będzie musiał się przy tym natrudzić. A gdzież to nasz szlachcic wybył?
- Zabawia się w koniuszego - zachichotał Gordon - do tego nadaje się lepiej niż do bycia hrabią, nawet udawanym.
- Nie poszedłeś z nim - zapytałam patrząc na niego niedowierzająco
- Spłoszyłbym mu zdobycz o ile i tak nie przelęknie się tego brzydala przebranego za pajaca.
- Czasami sądzę, że pasujecie do siebie i to nawet bardzo...
- Naprawdę - fuknął smok ironicznie.
- Owszem... oboje jesteście nieznośni...
Mówiąc to uniosłam delikatnie suknie do góry i unosząc dumnie głowę podążyłam do jaskini. Seredo poczłapał ciężko za mną. Oparłam się o skały przy wejściu, a mój smok opadł ciężko na trawę w pobliżu i złożył głowę na łapach. Z niepokojem śledziłam ruch słońca na nieboskłonie. Jego różowe i pomarańczowe blaski drgające między koronami drzew zwiastowały iż za chwilę skryje się w pościeli z chmur i zaśnie. Czułam, że elf znów wytnie mi jakiś numer. A jedno było prawie pewne, że spóźnimy się i nie tylko popełnimy towarzyską nieuprzejmość, ale też zwrócimy na siebie uwagę. No i miałam jeszcze zamiar przeszkolić elfa w kwestii etykiety dworskiej. Gdy wreszcie wrócił prowadząc ze sobą dwa piękne rumaki byłam na niego wściekła. A najgorsze było to, że bohaterskiego czynu pojmania pięknych zwierząt dokonał w swoim wizytowym odzieniu, które zdecydowanie straciło na wyglądzie. Zamiast wymamrotać jakieś słowa wyrzutu szepnęłam zaklęcie i wyczyściłam plamy.
- Gdzie te czasy, kiedy plamy usuwało się ręcznie - zażartował
- Gdzie te czasy, kiedy szanowało się stroje wizytowe - odgryzłam się. - No ruszajmy.
Elf dosiadł konia, a ja wściekła na okoliczności usadowiłam się w nieznośnie niewygodnej pozycji po damsku. Elf zachichotał widząc niesmak na mojej twarzy.
- Oj księżniczka nieszczęśliwa, chyba ją cztery litery bolą
- Jakby pan czasem słuchał, zamiast gadać to mogłabym podzielić się tym cudownym doznaniem
Feanaro zrezygnował z kontynuowania utarczki słownej i taktownie zmienił temat (co rzadko mu się zdarzało).
- To którędy pojedziemy?
- Zadaje pan za dużo pytań... pan prowadzi... zna pan las lepiej ode mnie, a trochę nam się spieszy...
czwartek, 1 października 2015
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Przecież smoki mamy, prawda? Po tym locie chyba nie masz wątpliwości, że to najlepszy środek transportu-uśmiechnąłem się i trąciłem Gordona łokciem w bok. Gad przewrócił oczami, po czym po kolejnym szturchnięciu machnął ogonem, mało co nie zbijając mnie z nóg i odszedł gdzieś.
-Cóż, nie zaprzeczam, ale jest pewien mały, maleńki kłopot-powiedziała Fantarigo, głaskając Seredo po wielkim, białym łbie.
-Doprawdy? Zatem zamieniam się w słuch-na potwierdzenie swoich słów rozsiadłem się wygodnie na kamieniu, zakładając swobodnie ręce za głowę.
-Ja go nigdy chyba kultury nie nauczę...-westchnęła blondyna.
-Mówiła coś księżniczka? Przez mój brak kultury chyba nie domyłem uszu.
Fantarigo przejechała powoli dłonią po twarzy.
-Nie uważasz, że smoki wzbudziłyby... no, jakby ci to wytłumaczyć tak, żebyś zrozumiał...
-Prostym językiem. Jak do dziecka, jeśli łaska.
-Wzbudziłyby podejrzenia. Bo bogato ubrani ludzie podróżujący na smokach nie są takim częstym widokiem, jak ci się wydaje. W związku z tym, pojawienie się nas i gadzin wywołałoby co najmniej sensację. Nie uważasz?
-Możliwe, ale co z tego? Moglibyśmy udawać, że to są jakieś pojmane czy kupione. Wszak, podobno jesteśmy bogaci.
-Jeszcze czego! Wystarczy, że muszę znosić twoje siedzenie na swoim grzbiecie! I jeszcze mam udawać niewolnika? Niedoczekanie twoje!-Ryknął Gordon i wzbił się w powietrze z głośnym furkotem ciemnych skrzydeł.
-To był pierwszy argument przeciw. Drugi to zdecydowanie absurdalność tej sytuacji. Ale twoja wiedza nie jest wystarczająco duża, żeby to pojąć-Fantarigo przez chwilę wodziła za smokiem oczami po czym skierowała pełne ironii spojrzenie na mnie.
-Twoja wiedza nie jest wystarczająco duża, żeby to pojąć-przedrzeźniałem ją.-Moja wiedza jest wielka jak stąd na koniec świata! Wiem, jak rzucać butelką, żeby się nie rozbiła, gdzie jest czuły punkt w odzieniu każdego strażnika, jak pocałować kobietę w dłoń, żeby jej niezauważalnie zdjąć jakiś pierścień...
-Fantastycznie, tylko że żadna z tych niewątpliwie przydatnych umiejętności nie dotyczy smoków i Jeźdźców.
-Jeszcze zapłaczesz... jeszcze się przekonamy...-fuknąłem i wziąłem do ręki uszyte przez Fantarigo ubrania.-Idę się ubrać. W razie czego, pielgrzymki kierujcie do jaskini.
Po tych słowach teatralnym, marszowym krokiem ruszyłem w kierunku jaskini. Usłyszałem za plecami cichy śmiech blondyny: "chciałbyś". Posłałem jej przez ramię zaczepliwe spojrzenie, po czym wszedłem do jaskini. Tam szybko zrzuciłem z siebie swoje codzienne odzienie na koszt przebranka na bal. Zajęło mi to dosłownie chwilę. Z zadowoleniem stwierdziłem, że to ubranie nie drapie tak strasznie, jak się spodziewałem. Przez chwilę zastanawiałem się, jak ja się mam zachowywać na tym balu. Przecież znam się na dworskich manierach jak ziemniak na poezji. Najwyraźniej naśladowanie zachowań księżniczki Fantarigo Srebrzystej stanie się dla mnie priorytetem. Wyszedłem z jaskini i rozłożyłem ręce.
-Jak wyglądam?-Zapytałem.
-Jeśli wcześniej wyglądałeś jak durny to teraz wyglądasz jak durny ubrany w tandetne szmatki-ryknął Gordon, który przysiadł przed wejściem do jaskini.-Dobra robota!
-Ciesz się, że nie musisz być moim niewolnikiem-odpowiedziałem wyniosłym, królewskim tonem.-A księżniczka nadal w tych rodem ze wsi ubraniach?
-Czekałam na pana szanownego bo chciałam zobaczyć, jak będzie się prezentował.
-Terefere, ale wymówka.
Fantarigo zniknęła w jaskini osłaniana przez Seredo. Smok traktował ją jak jakiś skarb. Gdyby moja i Gordona relacja wyglądała tak samo, to bym się chyba zabił. W międzyczasie wróciła Kasjopeja. Zziajana, ale nic jej nie było. Ani jednej ranki.
-Dobra, niech będzie. Jak księżniczka wyjdzie to powiedzcie jej, że poszedłem po konika-powiedziałem i ruszyłem powolnym krokiem w kierunku jednej z tych ścieżek, jakimi podróżnicy dostawali się do wiosek.
Fantarigo? Nie myśl, że to ubranie poprawi moje zachowanie ;)
-Cóż, nie zaprzeczam, ale jest pewien mały, maleńki kłopot-powiedziała Fantarigo, głaskając Seredo po wielkim, białym łbie.
-Doprawdy? Zatem zamieniam się w słuch-na potwierdzenie swoich słów rozsiadłem się wygodnie na kamieniu, zakładając swobodnie ręce za głowę.
-Ja go nigdy chyba kultury nie nauczę...-westchnęła blondyna.
-Mówiła coś księżniczka? Przez mój brak kultury chyba nie domyłem uszu.
Fantarigo przejechała powoli dłonią po twarzy.
-Nie uważasz, że smoki wzbudziłyby... no, jakby ci to wytłumaczyć tak, żebyś zrozumiał...
-Prostym językiem. Jak do dziecka, jeśli łaska.
-Wzbudziłyby podejrzenia. Bo bogato ubrani ludzie podróżujący na smokach nie są takim częstym widokiem, jak ci się wydaje. W związku z tym, pojawienie się nas i gadzin wywołałoby co najmniej sensację. Nie uważasz?
-Możliwe, ale co z tego? Moglibyśmy udawać, że to są jakieś pojmane czy kupione. Wszak, podobno jesteśmy bogaci.
-Jeszcze czego! Wystarczy, że muszę znosić twoje siedzenie na swoim grzbiecie! I jeszcze mam udawać niewolnika? Niedoczekanie twoje!-Ryknął Gordon i wzbił się w powietrze z głośnym furkotem ciemnych skrzydeł.
-To był pierwszy argument przeciw. Drugi to zdecydowanie absurdalność tej sytuacji. Ale twoja wiedza nie jest wystarczająco duża, żeby to pojąć-Fantarigo przez chwilę wodziła za smokiem oczami po czym skierowała pełne ironii spojrzenie na mnie.
-Twoja wiedza nie jest wystarczająco duża, żeby to pojąć-przedrzeźniałem ją.-Moja wiedza jest wielka jak stąd na koniec świata! Wiem, jak rzucać butelką, żeby się nie rozbiła, gdzie jest czuły punkt w odzieniu każdego strażnika, jak pocałować kobietę w dłoń, żeby jej niezauważalnie zdjąć jakiś pierścień...
-Fantastycznie, tylko że żadna z tych niewątpliwie przydatnych umiejętności nie dotyczy smoków i Jeźdźców.
-Jeszcze zapłaczesz... jeszcze się przekonamy...-fuknąłem i wziąłem do ręki uszyte przez Fantarigo ubrania.-Idę się ubrać. W razie czego, pielgrzymki kierujcie do jaskini.
Po tych słowach teatralnym, marszowym krokiem ruszyłem w kierunku jaskini. Usłyszałem za plecami cichy śmiech blondyny: "chciałbyś". Posłałem jej przez ramię zaczepliwe spojrzenie, po czym wszedłem do jaskini. Tam szybko zrzuciłem z siebie swoje codzienne odzienie na koszt przebranka na bal. Zajęło mi to dosłownie chwilę. Z zadowoleniem stwierdziłem, że to ubranie nie drapie tak strasznie, jak się spodziewałem. Przez chwilę zastanawiałem się, jak ja się mam zachowywać na tym balu. Przecież znam się na dworskich manierach jak ziemniak na poezji. Najwyraźniej naśladowanie zachowań księżniczki Fantarigo Srebrzystej stanie się dla mnie priorytetem. Wyszedłem z jaskini i rozłożyłem ręce.
-Jak wyglądam?-Zapytałem.
-Jeśli wcześniej wyglądałeś jak durny to teraz wyglądasz jak durny ubrany w tandetne szmatki-ryknął Gordon, który przysiadł przed wejściem do jaskini.-Dobra robota!
-Ciesz się, że nie musisz być moim niewolnikiem-odpowiedziałem wyniosłym, królewskim tonem.-A księżniczka nadal w tych rodem ze wsi ubraniach?
-Czekałam na pana szanownego bo chciałam zobaczyć, jak będzie się prezentował.
-Terefere, ale wymówka.
Fantarigo zniknęła w jaskini osłaniana przez Seredo. Smok traktował ją jak jakiś skarb. Gdyby moja i Gordona relacja wyglądała tak samo, to bym się chyba zabił. W międzyczasie wróciła Kasjopeja. Zziajana, ale nic jej nie było. Ani jednej ranki.
-Dobra, niech będzie. Jak księżniczka wyjdzie to powiedzcie jej, że poszedłem po konika-powiedziałem i ruszyłem powolnym krokiem w kierunku jednej z tych ścieżek, jakimi podróżnicy dostawali się do wiosek.
Fantarigo? Nie myśl, że to ubranie poprawi moje zachowanie ;)
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się półprzytomnie.
- Przed siebie - oświadczyłam beztrosko. Po raz pierwszy w życiu moje myśli były wolne od konieczności snucia planów na przeżycie. Postanowiłam wykorzystać tą chwilę do granic możliwości wiedziałam, że nawet bez moich wskazówek Seredo zaniesie nas do jaskini w górach. Wyczuwając mój nastrój elf również milczał, a może powodowało nim coś innego. Wydawał mi się jakoś dziwnie smutny i nie wiem czemu było mi z tego powodu przykro i czułam że to coś więcej niż magiczna więź. Owszem byłam wdzięczna za spełnienie mojego największego marzenia, ale pomyślałam o jego realizacji ze względu na to, iż uznałam, że więź z tym konkretnym mężczyzną nie byłaby czymś szczególnie przykrym. Po czasie przypomniałam sobie, że Feanaro może słyszeć moje myśli i niewłaściwie je zinterpretować. Zerknęłam na niego nieśmiało i oczywiście miałam pecha spotkać jego wzrok. Zaczerwieniłam się i odwróciłam głowę.
- A czemuż to pani się tak ładnie czerwieni - rzucił z tym swoim złośliwym uśmiechem. I czar chwili prysł. Teraz byłabym gotowa go udusić gołymi rękami. Z racji wysokości i dobrych obyczajów (dama nie powinna pokazywać się na balu sama) ograniczyłam się tylko do morderczego spojrzenia.
- To że mam czerwone policzki to nie znaczy, że się czerwienię... to od wiatru... no i lepiej ze czerwienieją mi policzki a nie nos... choć ja nie jestem pewna czy w pana przypadku to od zimna.
- Nie wiem co pani sugeruje - obruszył się.Gordon zachichotał gardłowo.
- Pewnie to żeś jest pijus
Feanaro uśmiechnął się ironicznie.
- O przepraszam, ale to pani zaprasza mnie na jakiś tam bal, a jak tu bawić się nie pijąc... nie wypada od razu by to było podejrzane... i kto tu mnie rozpija.
Nie zdołałam powstrzymać wybuchu śmiechy. Ten ton wyrzutu w połączeniu z miną obrażonego książątka umarłego by rozbawił. Doprawdy nie wiedziałam jak udawało mi się obyć bez tego poczucia humoru.
- Pragnę tylko lojalnie uprzedzić, że ja pana nieść nie będę... a tym bardziej spod stołu zbierać.
- O ja mam mocną głowę
- nie o nią się martwię... ja sądzę po prostu że ma pan słabe nogi... swoją drogą chętnie bym sprawdziła jak pan tańczy
- Znowu pojedynek! kobieto daj żyć!
- To panu się wszystko z walką kojarzy... człowiek tu po prostu rozerwać się chce a tu masz. Ale jak chce się pan zmierzyć...
Gwałtownie zapikowaliśmy z Seredo w duł pędząc między skałami. Gordon podążył w nasze ślady mimo głośnych protestów swojego jeźdźca. Przecinaliśmy mgłę jak nożem. Smoki były mistrzami w swoim fachu. Podlatywały blisko do skał tak iż wydawało się iż zaraz się o nie rozbiją, a następnie w ostatniej chwili wymijały je wężowym ruchem.
- Ty hipokryto... - wrzeszczał elf na gordona w chwilach gdy gęste chmury nie przytykały mu strun głosowych - jak ja się chciałem pobawić to taki poważny byłeś.
Śmiałam się tak głośno jak nigdy przedtem. Wreszcie zziajani wylądowaliśmy na polanie. Ześlizgnęłam się po grzbiecie gada i wylądowałam miękko na ziemi. Dziwiłam się iż wychodzi mi to niemal tak naturalnie jak Kleofasowi. Upadłam na trawę i zaczęłam głęboko oddychać. Za sobą usłyszałam kroki elfa i jego gniewne okrzyki.
- On mnie próbuje zabić - gordon próbował położyć głowę na jego ramieniu i robił na swój smoczy sposób słodkie minki, co jeszcze bardziej rozwścieczało elfa wytrwale odtrącającego jego łeb.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na nich rozbawiona.
- Czasem to nawet mu się nie dziwię.
Wstałam, chwyciłam worek z łupami i pomaszerowałam do jaskini odprowadzana zdziwionym spojrzeniem elfa. Od razu siadłam do szycia. Z granatowego grubego materiału wykonałam eleganckie spodnie. Udało mi się też znaleźć nieco materiału na koszulę, a na koniec dopełniłam dzieła płaszczem z ozdobnymi brzegami. Przejrzałam suknie zdobyte przez elfa i przekonałam się, iż ma naprawdę niezły gust. Postanowiłam jednak zostawić je na czarną godzinę, a na razie uszyć coś jeszcze bardziej pysznego i naiwnego zarazem. Delikatny różowy materiał nadawał się do tego idealnie. Dodałam nieco diamencików, koronek i zadowolona z siebie położyłam ubrania na bok. Następnie z miedzianego drucika znalezionego oczywiście w torbie (samą mnie czasem zdumiewa ile przydatnych rzeczy tam mam) uplotłam dwie maski. Zadowolona z efektów pracy ubrałam się i wyszłam na zewnątrz dzierżąc w dłoni odzienie "jednowieczorowego pana hrabiego". Elf siedział na kamieniu.
- Proszę się przebrać... - zawołałam - bo się spóźnimy... no i uprzedzam ja załatwiłam stroje i mogę się zająć "wejściówkami", ale transport jak pan się pewnie domyśla leży w pana gestii.
- Przed siebie - oświadczyłam beztrosko. Po raz pierwszy w życiu moje myśli były wolne od konieczności snucia planów na przeżycie. Postanowiłam wykorzystać tą chwilę do granic możliwości wiedziałam, że nawet bez moich wskazówek Seredo zaniesie nas do jaskini w górach. Wyczuwając mój nastrój elf również milczał, a może powodowało nim coś innego. Wydawał mi się jakoś dziwnie smutny i nie wiem czemu było mi z tego powodu przykro i czułam że to coś więcej niż magiczna więź. Owszem byłam wdzięczna za spełnienie mojego największego marzenia, ale pomyślałam o jego realizacji ze względu na to, iż uznałam, że więź z tym konkretnym mężczyzną nie byłaby czymś szczególnie przykrym. Po czasie przypomniałam sobie, że Feanaro może słyszeć moje myśli i niewłaściwie je zinterpretować. Zerknęłam na niego nieśmiało i oczywiście miałam pecha spotkać jego wzrok. Zaczerwieniłam się i odwróciłam głowę.
- A czemuż to pani się tak ładnie czerwieni - rzucił z tym swoim złośliwym uśmiechem. I czar chwili prysł. Teraz byłabym gotowa go udusić gołymi rękami. Z racji wysokości i dobrych obyczajów (dama nie powinna pokazywać się na balu sama) ograniczyłam się tylko do morderczego spojrzenia.
- To że mam czerwone policzki to nie znaczy, że się czerwienię... to od wiatru... no i lepiej ze czerwienieją mi policzki a nie nos... choć ja nie jestem pewna czy w pana przypadku to od zimna.
- Nie wiem co pani sugeruje - obruszył się.Gordon zachichotał gardłowo.
- Pewnie to żeś jest pijus
Feanaro uśmiechnął się ironicznie.
- O przepraszam, ale to pani zaprasza mnie na jakiś tam bal, a jak tu bawić się nie pijąc... nie wypada od razu by to było podejrzane... i kto tu mnie rozpija.
Nie zdołałam powstrzymać wybuchu śmiechy. Ten ton wyrzutu w połączeniu z miną obrażonego książątka umarłego by rozbawił. Doprawdy nie wiedziałam jak udawało mi się obyć bez tego poczucia humoru.
- Pragnę tylko lojalnie uprzedzić, że ja pana nieść nie będę... a tym bardziej spod stołu zbierać.
- O ja mam mocną głowę
- nie o nią się martwię... ja sądzę po prostu że ma pan słabe nogi... swoją drogą chętnie bym sprawdziła jak pan tańczy
- Znowu pojedynek! kobieto daj żyć!
- To panu się wszystko z walką kojarzy... człowiek tu po prostu rozerwać się chce a tu masz. Ale jak chce się pan zmierzyć...
Gwałtownie zapikowaliśmy z Seredo w duł pędząc między skałami. Gordon podążył w nasze ślady mimo głośnych protestów swojego jeźdźca. Przecinaliśmy mgłę jak nożem. Smoki były mistrzami w swoim fachu. Podlatywały blisko do skał tak iż wydawało się iż zaraz się o nie rozbiją, a następnie w ostatniej chwili wymijały je wężowym ruchem.
- Ty hipokryto... - wrzeszczał elf na gordona w chwilach gdy gęste chmury nie przytykały mu strun głosowych - jak ja się chciałem pobawić to taki poważny byłeś.
Śmiałam się tak głośno jak nigdy przedtem. Wreszcie zziajani wylądowaliśmy na polanie. Ześlizgnęłam się po grzbiecie gada i wylądowałam miękko na ziemi. Dziwiłam się iż wychodzi mi to niemal tak naturalnie jak Kleofasowi. Upadłam na trawę i zaczęłam głęboko oddychać. Za sobą usłyszałam kroki elfa i jego gniewne okrzyki.
- On mnie próbuje zabić - gordon próbował położyć głowę na jego ramieniu i robił na swój smoczy sposób słodkie minki, co jeszcze bardziej rozwścieczało elfa wytrwale odtrącającego jego łeb.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na nich rozbawiona.
- Czasem to nawet mu się nie dziwię.
Wstałam, chwyciłam worek z łupami i pomaszerowałam do jaskini odprowadzana zdziwionym spojrzeniem elfa. Od razu siadłam do szycia. Z granatowego grubego materiału wykonałam eleganckie spodnie. Udało mi się też znaleźć nieco materiału na koszulę, a na koniec dopełniłam dzieła płaszczem z ozdobnymi brzegami. Przejrzałam suknie zdobyte przez elfa i przekonałam się, iż ma naprawdę niezły gust. Postanowiłam jednak zostawić je na czarną godzinę, a na razie uszyć coś jeszcze bardziej pysznego i naiwnego zarazem. Delikatny różowy materiał nadawał się do tego idealnie. Dodałam nieco diamencików, koronek i zadowolona z siebie położyłam ubrania na bok. Następnie z miedzianego drucika znalezionego oczywiście w torbie (samą mnie czasem zdumiewa ile przydatnych rzeczy tam mam) uplotłam dwie maski. Zadowolona z efektów pracy ubrałam się i wyszłam na zewnątrz dzierżąc w dłoni odzienie "jednowieczorowego pana hrabiego". Elf siedział na kamieniu.
- Proszę się przebrać... - zawołałam - bo się spóźnimy... no i uprzedzam ja załatwiłam stroje i mogę się zająć "wejściówkami", ale transport jak pan się pewnie domyśla leży w pana gestii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)