sobota, 3 października 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Wyszłam z jaskini ubrana w swoją nową suknię. Była lekka i zwiewna, ale też bardzo wygodna no może pomijając problemy jakie sprawiałaby w przypadku konieczności wdrapania się na drzewo. Rozplecione włosy opadały mi falami na ramiona a twarz przysłaniała maska utworzona z pozawijanych fantazyjnie miedzianych lśniących drucików. Może nie przypominała opasek noszonych przez zbójników, czy szpiegów, ale skutecznie odwracała uwagę od twarzy.
- Pięknie wyglądasz - stwierdziła Kasjopeja - ale obawiam się, że Wolgrid i tak cię rozpozna... Prędzej czy później
- Wiem - westchnęłam - ale przynajmniej będzie musiał się przy tym natrudzić. A gdzież to nasz szlachcic wybył?
- Zabawia się w koniuszego - zachichotał Gordon - do tego nadaje się lepiej niż do bycia hrabią, nawet udawanym.
- Nie poszedłeś z nim - zapytałam patrząc na niego niedowierzająco
- Spłoszyłbym mu zdobycz o ile i tak nie przelęknie się tego brzydala przebranego za pajaca.
- Czasami sądzę, że pasujecie do siebie i to nawet bardzo...
- Naprawdę - fuknął smok ironicznie.
- Owszem... oboje jesteście nieznośni...
Mówiąc to uniosłam delikatnie suknie do góry i unosząc dumnie głowę podążyłam do jaskini. Seredo poczłapał ciężko za mną. Oparłam się o skały przy wejściu, a mój smok opadł ciężko na trawę w pobliżu i złożył głowę na łapach. Z niepokojem śledziłam ruch słońca na nieboskłonie. Jego różowe i pomarańczowe blaski drgające między koronami drzew zwiastowały iż za chwilę skryje się w pościeli z chmur i zaśnie. Czułam, że elf znów wytnie mi jakiś numer. A jedno było prawie pewne, że spóźnimy się i nie tylko popełnimy towarzyską nieuprzejmość, ale też zwrócimy na siebie uwagę. No i miałam jeszcze zamiar przeszkolić elfa w kwestii etykiety dworskiej. Gdy wreszcie wrócił prowadząc ze sobą dwa piękne rumaki byłam na niego wściekła. A najgorsze było to, że bohaterskiego czynu pojmania pięknych zwierząt dokonał w swoim wizytowym odzieniu, które zdecydowanie straciło na wyglądzie. Zamiast wymamrotać jakieś słowa wyrzutu szepnęłam zaklęcie i wyczyściłam plamy.
- Gdzie te czasy, kiedy plamy usuwało się ręcznie - zażartował
- Gdzie te czasy, kiedy szanowało się stroje wizytowe - odgryzłam się. - No ruszajmy.
Elf dosiadł konia, a ja wściekła na okoliczności usadowiłam się w nieznośnie niewygodnej pozycji po damsku. Elf zachichotał widząc niesmak na mojej twarzy.
- Oj księżniczka nieszczęśliwa, chyba ją cztery litery bolą
- Jakby pan czasem słuchał, zamiast gadać to mogłabym podzielić się tym cudownym doznaniem
Feanaro zrezygnował z kontynuowania utarczki słownej i taktownie zmienił temat (co rzadko mu się zdarzało).
- To którędy pojedziemy?
- Zadaje pan za dużo pytań... pan prowadzi... zna pan las lepiej ode mnie, a trochę nam się spieszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały