Snułam się po obozie niby to wykonując swoje obowiązki, a w rzeczywistości myśląc jakiego psikusa spłatać gwardzistom. Nagle nieomal wpadłam na dowódce rozmawiającego z wysłannikiem królewskim. Cofnęłam się szybko i schowałam za pobliskim namiotem, skąd doskonale słyszałam podniesione głosy rozmówców:
- Ci twoi "żołnierze" jeśli w ogóle tak można ich nazwać to gamonie i pijacy.
- Jak śmiesz - gwardzista sięgnął do pochwy by wyjąć z niej szpadę. To jedno trzeba mu przyznać był osobnikiem niezwykle honorowym. Wysłannik zamiast stanąć do pojedynku wzniósł się na wyżyny dyplomacji.
- Nie mówię, że tak jest tylko po prostu stwarzają takie wrażenie, ty oczywiście nie... no ale tak to odbierają ludzie z zewnątrz... i myślę, że przydałaby się wam pomoc. Robił przy tm tak zmartwioną minę ze można by niemal uwierzyć w jego szczere intencje. Z natury nieufny żołnierz nie dał się jednak nabrać na ten chwyt.
- Nie potrzebuje wsparcia gadatliwych młokosów, którzy boją się używać broni i tylko filozofują... wszyscy ci urzędnicy są tacy sami. - spojrzał wymownie na broń przytwierdzoną do pasa swojego rozmówcy, a w jego wzroku odbijała się litość i pogarda.
- O nie... władca chce tu przysłać "czarne koty".
Poczułam przestrach i obrzydzenie. Nie znosiłam tej formacji złożonej z magicznych istot- zdrajców swego gatunku zaprzedanych w służbę ludziom, bez grama uczciwości, czy choćby godności. Miałam kiedyś nie przyjemność ich spotkać i z trudem uszłam z życiem. Zdecydowanie nie miałam ochoty na powtórkę.
Przerwałam te ponure wspomnienia i skupiłam się z powrotem na treści kłótni.
- Nie potrzebujemy pomocy - wycedził przez zęby dowódca
- Doprawdy - w tonie wysłannika pobrzmiewała nuta kpiny - ile zwierząt udało wam się dotychczas złapać... Pewnie żadnego, ale dam wam szansę... jeśli jednak jeszcze dziś nie zobaczę efektów doniosę o wszystkim królowi.
Poczułam ciarki przebiegające mi po plecach. Musze coś zrobić. z zasady nie pomagam gwardzistom, ale czas chyba zrobić wyjątek. Bez trudu odnalazłam dowódce wyglądał na przygnębionego. wytarłam buty o dywanik, by zwrócić na siebie uwagę. Mężczyzna podniósł głowę.
- Przepraszam, widziałam za skraju lasu kilka magicznych zwierząt, sugerowałabym rozłożenie pułapek.
- Pani wybaczy, ale nie zna się pani na tym
- No dobrze, ale nigdy nie widziałam schwytanego magicznego stworzenia, więc czy mogłabym pożyczyć klatkę... tą największą.
Dowódca wyglądał na rozbawionego.
- Proszę bardzo
Chwile później szłam już przez obozowisko taskając ogromną drucianą klatkę. Gwardziści wyglądali na zainteresowanych
- A cóż to panienka chce zrobić
- Idę na polowanie - odparłam beztrosko
odpowiedział mi rubaszny donośny śmiech.
- Niech tylko panienka uważa i nie pokaleczy się
- Dobrze
Nie martwiło mnie to, że przyciągam uwagę. Natomiast zastanawiał mnie jeden z żołnierzy, którego nigdy tu nie widziałam. Przyglądał mi się zdecydowanie bardziej badawczo niż pozostali. Bałam się, że jego obecność pokrzyżuje mi plany. Całe szczęście nie zaproponował mi pomocy. Rozłożyłam sprzęt i usiadłam na trawie rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam zbliżającą się sylwetkę. Szybko wstałam i zaczęłam bezsensownie chodzić wokoło wołając nieprzerwanie "cip..cip...cip" tak jak się przywołuje kurczęta. Gość przystanął i uśmiechnął się szeroko.
- Może pomóc?
- Nie dziękuję naprawdę świetnie się bawię.
Wreszcie mężczyzna odszedł. Nadal czułam czyjąś obecność, ale nikogo nie dostrzegałam. Stwierdziłam, że to małe zaniedbanie ostrożności nie powinno mi zaszkodzić. Tym bardziej, iż była to obecność zdecydowanie nie ludzka, może elf. Strach przed oddziałem czarnych kotów tłumił moje przeczucia. Wróciłam na swoje miejsce i zaczęłam śpiewać. Klatka w parę minut napełniła się magicznymi istotami. Zamknęłam drzwiczki i wróciłam do obozu. Znów minęłam grupkę gwardzistów.
- Jak tam polowanie?
- świetnie - odparłam - ale już się znudziłam możecie opróżnić klatkę
Otworzyli usta ze zdziwienia, ale zaraz pobiegli sprawdzić. Wysłannik królewski był zaskoczony, ale musiał dotrzymać słowa. Miał wyjechać następnego dnia i zabrać trofea. Oczywiście nie mogłam na to pozwolić. Postanowiłam znów spłatać figla. Zakradłam się wieczorem w pobliże miejsca gdzie strażnik strzegł klatki. Zastanawiałam się czy uśpić go śpiewem. Rozwiązanie niby nie złe, ale zwierzaki również by zasnęły i musiałabym sama je wynosić. Kiedy wreszcie zdecydowałam się wychylić z za namiotu ujrzałam dwóch mężczyzn. Klatka była otwarta. Jeden leżał pod drzewem, a drugi biegł w moją stronę, jednak chyba mnie nie zauważał zerkając za siebie. Wpadł na mnie, poczułam jego dotyk i wraz z nim ogarniającą mnie senność i zapach leśnych ziół. I to było ostatnie co zapamiętałam.
<Feanaro, Chyba tak nie zostawisz pani Fantagiro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz