-A kim ty jesteś, że chcesz nam mówić, co mamy robić?-Zaśmiał się jeden z oprawców. Dołączyły do niego chichoty innych. Łącznie było ich czterech. Łatwizna.
-Mam się przedstawić? Wydawało mi się, je już się znamy-kontynuowałem.-Nieprawdaż, koledzy?
Dwóch pokiwało głowami i cofnęło się. Chyba sobie przypomnieli poprzednie nasze spotkanie. Wtedy uszli z życiem (z racji tego, że to było na rynku w tłumie ludzi), ale tego dnia miałem nadzieję na obfity posiłek. Nadal trzymali dziewczynę. Przynajmniej będę miał pretekst do zaatakowania ich.
-Puśćcie ją-powtórzyłem z większym naciskiem.
-Ej, chłopaki, mamy przewagę liczebną-powiedział ten ciemnowłosy i postąpił krok na przód. Ja również to zrobiłem. Spojrzałem mu w oczy. Moje zaiskrzyły się na czerwono, jego przymknęły. Padł na ziemię tak, jak stał.
~Wy będziecie następni~powiedziałem w myślach do reszty.~Wypruję wasze nic nie warte flaki i wetrę w ziemię.
~Co to było?~Usłyszałem w głowie głos pierwszego.
~Skubany, jest telepatą~westchnął drugi.
Zaczęli niespokojnie wiercić się w miejscu. Trąciłem czubkiem buta zbira, który przed chwilą padł na ziemię. Spał. Tak mu kazałem. Hipnoza wzrokiem to przydatna rzecz. Bez zapowiedzi skoczyłem na napastników. Zaczęliśmy się kopać, gryźć i okładać pięściami a dziewczyna i jej różowy futerkowiec patrzyli na to wszystko i chyba nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Kilka minut później było po wszystkim. Trzech opryszków padło na ziemię. Jeden miał powybijane zęby i połamane wszystkie żebra. Drugi miał wyrwaną w stawie rękę i rozdarty brzuch. Twarz trzeciego zamieniła się w krwawą miazgę, ale ja nie miałem nawet najmniejszego zadrapania. Zająłem się przeszukiwaniem zwłok i dobiciem tego śpiącego.
-Nic pani nie jest?-Zapytałem uspokajająco.
Rosie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz