Szłam przed siebie lasem a wściekłość buzowała w moich żyłach. I to nawet nie na Feanaro. Byłam przede wszystkim zła na siebie. Czułam lekki wyrzuty sumienia. Gdybym od początku była szczera to może nie byłoby takiego zamieszania. Teraz miałam na głowie załagodzenie sytuacji w obozie, wyjaśnienie ucieczki porywaczowi, niezbyt miłą pogawędkę z wysłannikiem królewskim. No i jeszcze muszę jakoś odnaleźć tego nieszczęsnego elfa. To już naprawdę z mojej strony był szczyt głupoty. Pierwszy raz ktoś poznał część mojej historii i nie próbował wyciągnąć ode mnie więcej informacji co często mi się zdarzało, ani mnie zabić co był zjawiskiem jeszcze częstszym. Wsadziłam ręce do kieszeni i ruszyłam na przód przyspieszając nieco kroku i kopiąc z furią kamienie, które miały nieszczęście znaleźć się na mojej drodze. Z torby wychylił się Soren.
- Fantagiro? wszystko w porządku?
Usiadłam pod drzewem i wzięłam smoka na ręce czując przyjemne ciepło pulsujące od smoczego znamienia na dłoni.
- W zasadzie to ... przecież sam wiesz
Smok pokiwał pyskiem ze zrozumieniem. w tym czasie na trawnik wyczołgał się też Gordon.
- Jak ja dorwę tego wrednego elfa to mu tak potargam nogawki.
Wlepiłam w niego pełne smutku spojrzenie.
- Dziękuję Gordon, ale to nie będzie konieczne
- Aha - odparła wypinając dumnie pierś - zamierzasz sama przetrzepać mu skórę
Mimowolnie uśmiechnęłam się
- Przestań Gordon - uspokoił go Soren - to nie o to chodzi
- Tak - szepnęłam cicho - muszę mu coś niecoś wyjaśnić ... a może lepiej nie?
- No w to że jesteś zwykłą kobietą to już raczej nie uwierzy.
Usłyszałam nagle trzepot skrzydeł. Niepewna czego się spodziewać nakazałam zwierzakom ukrycie się. Czekałam dość długo nim ujrzałam jaskółkę siadającą na gałęzi. Oczywiście nie wzięłam pod uwagę jak bardzo wyczulone zmysły mają elfy. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę, by stworzonko mogło na niej przysiąść. Ku wielkiemu zdziwieniu usłyszałam znajomy głos Tivela.
- Lepiej nie, bo jeszcze pani śliczną rączkę złamię.
Wylądowała na ziemi i przybrał swoją naturalną formę.
- Chciałem przeprosić za tego drania... - uśmiechnął się przepraszająco.
- Spokojnie już mu wybaczyłam, przyzwyczaiłam się ze raczej nie cieszę się popularnością.
Nie zdążyliśmy jeszcze rozmówić się, gdy usłyszałam kroki. Jeleń szybko zmienił się z powrotem w jaskółkę. Po chwili z zarośli wyłonił się nie kto inny jak wysłannik królewski.
- O widzę panienka się znalazła, ciekawe jak się wymknęła temu opryszkowi.
Obdarzyłam mężczyznę urzekającym uśmiechem.
- Całe szczęście pan mnie znalazł i spłoszył tego brutala
- Doprawdy? - mężczyzna przyjrzał mi się badawczo - bo pani mi chyba kogoś przypomina.
Zbliżył się i chciał chwycić mój kołnierz.
- Och a gdzież są pana dobre maniery
- Nie zgrywaj się FANTAGIRO
- My chyba nie jesteśmy na ty
- A już myślałem że po wydarzeniach w Saragossie pani zna mnie lepiej. Dalej chowa pani w torbie te swoje zwierzątka.
Sięgnęłam ręką po szpadę.
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić Wolgridzie
Wyszarpnęłam ostrze i przyjęłam pozycje on także sięgną po swoje. Zaczęliśmy walczyć tak zaciekle, że sypały się iskry. Oczywiście hałas sprowadził natychmiast gwardzistów usłyszawszy ich kroki zręcznie wyrzuciłam szpadę tak, że wbiła się w pień pobliskiego drzewa, uniknęłam ostatniego ciosu i skuliłam się pod drzewem lamentując głośno. Oczywiście ujrzawszy oddział natychmiast podbiegłam do nich.
- On mnie zaatakował - poskarżyłam się - pewnie jest w zmowie z tym elfem.
Dotarwszy do obozu udzieliłam wyjaśnień, ale sytuacja mówiła sama za siebie i bez trudu przekonałam żołnierzy, że zostałam bez powodu zaatakowana. Listy uwierzytelniające mojego przeciwnika jakoś w dziwnych okolicznościach zaginęły. Więc moje było na wierzchu. Oddział gwardzistów odprowadził go do wiezienia.
- Jeszcze się policzymy pani F - zdążyła jeszcze rzucić przez ramię.
Udając zmęczoną ostatnimi przeżyciami oddaliłam się od obozu, ale zamiast iść do swojej szopy weszłam w głąb puszczy. Musiałam odzyskać moją broń. Na polance w miejscu gdzie jeszcze niedawno pojedynkowałam się ze starym znajomym stał Feanaro bawiąc się moją szpadą. Wiedząc że już na pewno dawno zdał sobie sprawę z mojej obecności wyszłam z cienia.
- Feanaro chciałam cię przeprosić... - zaczęłam ostrożnie, a on odwrócił się do mnie - ale nie licz, że to cokolwiek zmieni i tak niewiele się puki co ode mnie dowiesz... sam widzisz, że nie mogę wszystkim tak łatwo ufać. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
<Feanaro? I co ty na to? Przyjmiesz przeprosiny? I nie załamuj się już śledztwo idzie ci coraz lepiej ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz