Leżałam na sianie i analizowałam to co dotychczas udało mi się osiągnąć. Szczególnie te niedawne wydarzenia będące wymownym świadectwem mojej nieostrożności przysparzały mi wiele kłopotów. Jeszcze trochę i wyrobie sobie moją tradycyjną reputacje dziwaka o szemranej opinii i znów będę musiała zwijać interes. Chwyciłam jakąś wyschniętą trawkę i zaczęłam obracać ją w ręku. Dobrze mi tu było i nie zamierzałam odchodzić. To życie na krawędzi weszło mi w nawyk, a tu mogłam wreszcie się realizować tak jak należy. Nie nie odejdę, nie tym razem. Czas postawić wszystko na jedną kartę. Przede wszystkim rozbestwiły mnie sukcesy jakimi niewątpliwie były te wszystkie maleńkie oszustwa dzięki, którym udało mi się zachować w tajemnicy moce i tożsamość. Pomyśleć, że nie raz ratowały mi życie. Przymknęłam oczy i skupiłam się na ustaleniu mojej obecnej sytuacji. Dzień minął mi można by rzec bez żadnych niespodzianek. Odbyłam niezwykle interesującą rozmowę z dowódcą gwardzistów, ale w moim niezwykle bogatym życiorysie to była norma. Ambicja kazała mi jednak przypomnieć sobie całe zajście ze szczegółami... Poszłam z samego rana do obozu by zgodnie z obietnicą podjąć tam pracę. Udało mi się jakoś uniknąć spotkania ze staruszka i jej zwyczajowej reprymendy dotyczącej moich późnych powrotów. Po paru minutach dość żwawego marszu co w przełożeniu na ludzkie kryteria oznacza prawie trucht dotarłam na skraj lasu. Gwardziści jeszcze spali bo poprzedniego wieczoru podochocili sobie porządnie piwem korzennym. Przejrzałam po cichu juki koni i przyszykowałam śniadanie. Gdy wszystko było już gotowe usiadłam na kamieniu i zajęłam się obserwowaniem otoczenia. Pierwszy obudził się oczywiście dowódca. Wyszedł, a raczej wytoczył się z namiotu i powiódł dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Zauważył mnie i niewiele myśląc szarpnął za stojący w pobliżu dzwonek. Zaraz jednak skrzywił się i chwycił za głowę. Dookoła powstał niewyobrażalny rejwach. Żołnierze z roztargnieniem i ogromnym pośpiechem starali się pozbierać ekwipunek. Dobrze dla nich, że trafili tylko na mnie bo w takim stanie można by rozbić ich szyki w ciągu góra trzech minut. Swoją drogą zastanawiało mnie jak po wczorajszych wyczynach czuje się Feanaro, ale nie planowałam go dzisiaj niepokoić. Raczej nie ze względu na zagrożenie ze strony wojsk królewskich bo przypuszczalnie nawet gdyby przeparadował teraz przed nimi grając na gitarze, albo nic by nie zauważyli, albo narobili jeszcze więcej hałasu. Odsunęłam na razie na bok wszystkie te myśli i powróciłam do przerwanego zajęcia to jest obserwacji porannej musztry. Oddział wreszcie się uformował, a jego członkowie zaczęli rozglądać się za wrogiem.
- Tutaj gamonie! - krzyknął dowódca wskazując na mnie gdy drugą ręką podtrzymywał głowę masując skronie. - Nie widzicie tych dwóch
Rozejrzałam się na boki, ale nikogo nie dostrzegłam. Po chwili uświadomiłam sobie, że podwójne widzenie to też wynik wczorajszej uczty.
- Przepraszam - szepnęłam ostrożnie i zaraz zostałam zbombardowana mętnym wzrokiem - być może mnie pan nie pamięta...
- No raczej sobie nie przypominam
- Wczoraj mnie pan zatrudnił jako pomoc w obozie - wycedziłam powoli - dziewczyna z winem
- A wino to pamiętam,a raczej piwo korzenne, No ale dobra niechże będzie, ale jak nas pani potruje to nie będziemy mieli litości
Z trudem powstrzymałam śmiech. Ciekawe co by mi mogli zrobić otruci żołnierze.
Wreszcie usiedli uspokojeni do stołu i zjedli. Kolejne spotkanie z dowódcą nastąpiło po obiedzie zaprosił mnie do swojego namiotu i urządził sobie małe przesłuchanie.
- Jeden z moich ludzi uparcie twierdzi że widział panią wtedy, gdy ktoś nam popsuł broń, że złapała się pani w naszą pułapkę i uciekała z elfem...
Roześmiałam się beztrosko, a uspokoiwszy się nieco spytałam
- Słucham?
- Właśnie pani słyszała - odburknął surowo
- Proszę pana byłam po prostu na spacerze, ponieważ boje się sama zapuszczać w takie niebezpieczne miejsca trzymałam się w pobliżu miejsca gdzie powinien znajdować się obóz, miałam też nadzieje spotkać jakiegoś przystojnego gwardzistę - przymrużyłam filuternie oko - to przecież żadne przestępstwo
Dowódca uśmiechnął się pobłażliwie. W tym momencie straciła na surowości i wyrażała raczej stwierdzenie "Co ty wiesz o życiu".
- I jak tak sobie szłam - starałam się udawać zmieszaną słodką idiotkę - wpadłam na tą pułapkę... wiedziałam, że mogę liczyć na pomoc szlachetnych żołnierzy, ale wtedy pojawił się ten dziwny mężczyzna... jak go pan nazwał?
- elf - uzupełnił pospiesznie gwardzista.
- No i przestraszył mnie bardzo i ci goniący zaczęli krzyczeć - malutki napad duszności i łzy wywołały pożądany skutek - ja nie lubię jak na mnie się krzyczy i biegłam, i nie wiedziałam gdzie jestem. I ten... ten
- elf
- Chował się i straszył mnie i wreszcie mu uciekłam
Dowódca zamyślił się i bawił się sztyletem.
- Proszę tak nie rzucać tym nożem...
- Dlaczego?
- Bo to niebezpieczne może się pan zranić - rzuciłam naiwnie
- A jak wytłumaczy pani tego pustelnika w mieście
- To on też był jakimś bandytą?!
- Owszem tym samym
- No cóż przecież wie pan przez co przeszłam
- Ale jak był w stroju dziadka poszła pani z nim
- Myślałam że to jeden z tych biedaków którzy szukają kogoś z kim mogli by pogadać, ale chciał mi ukraść sakiewkę... i prawie go przyłapałam - oznajmiłam dumnie - a wtedy uciekł... chciałam wezwać gwardzistę, ale oni są tacy zajęci nie chciałam zawracać im głowy - obdarzyłam mężczyznę urokliwym przepraszającym uśmiechem. I wreszcie zrezygnowany dowódca przeprosił mnie jakbym była wielką damą, w duchu uznał za słodką idiotkę i pozwolił mi odejść. Zajrzałam jeszcze raz do namiotu i zapytałam czy stek ma być mało wysmażony, średnio czy bardzo i gdzie mają porcelanowe talerze. Teraz już nikt nie miał wątpliwości co do poziomu mojej inteligencji i bardzo mi to odpowiadało. Wracając wieczorem do domu związałam ze sobą namioty a ostatni przywiązałam do nogi wartownika który uciął sobie krótką drzemkę. Już sobie wyobrażałam jego pobudkę. W wyśmienitym nastroju wróciłam do wsi. Staruszka jeszcze nie spała co bardzo mnie zdziwiło. Jeszcze bardziej zaskoczona byłam gdy oznajmiła mi że planuje remont stodoły. Na pytanie skąd ją naszła ochota na takie operacje (zadane oczywiście w bardziej oględny sposób). Odparła, ze był tu młody, urodziwy, bogaty młodzieniec i wypytywał o mnie. Co oni się tak wszyscy uwzięli zastanawiałam się. I co to za panicz się tu kręci A zresztą nie pozwolę by to mi popsuło wieczór. Przede wszystkim trzeba się wyspać, a jutro pomyślę co dalej. W obozie jestem już bezpieczna więc cała uwagę mogę poświecić konfrontacji z tym królewiątkiem jeśli odważy się jeszcze raz o mnie pytać. Uśmiechnęłam się pod nosem i zasnęłam.
<Feanaro? Coś ci nie bardzo idzie to śledztwo... ale gratuluję wytrwałości ;) Próbuj dalej... i ciekawe co powiesz na nową fuchę Fantagiro>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz