Biegłem cały czas, rozpychając tłum. Od czasu do czasu pomagałem sobie skrzydłami, żeby szybciej dogonić napastnika. Przez kaptur i niesamowity pęd i tak nikt by mnie nie rozpoznał, a już robiłem kiedyś podobne numery. Potrącając kolejnego cywila wpadłem w ciasną, mało uczęszczaną uliczkę między dwoma domami. Od razu poczułem nieziemski smród i zapach alkoholu dochodzący od karczmy. Tam też skierował swe kroki mój poszukiwany. Wpadłem do budynku i rozejrzałem się po nim. To była "Melina pod Złotą Monetą". Jakże ironiczna nazwa. W tym miejscu zwykły zbierać się magiczne istoty z całej wioski.
-Patrzcie, chłopaki, kogo my tu mamy!-Zaśmiał się pijackim głosem jakiś kotołak.
-Patrzcie, chłopaki, kto wychylił śliczny nosek ze swojego ślicznego pałacyku!-Dodał drugi.
-Patrzcie, chłopaki, toż to przecież nasze wpływowe królewiczątko!-Wrzasnął ktoś głosem wilkołaka.
-Patrzcie, debile, kto was zaszczycił swoją obecnością-warknąłem i ponownie obrzuciłem wszystkich świdrującym spojrzeniem. Nie wiedziałem, jak zacząć poszukiwania. To mógł być każdy ze zgromadzonych w Melinie. Nie miałem wyboru, zacząłem kolejno patrzeć każdemu w oczy. Ten błyskawicznie mówił mi, co robił, zanim tu wszedł. Całą prawdę. Nie doszedłem nawet do jednej trzeciej, kiedy z karczmy wybiegła postać. Chód i ubranie były takie same jak u osoby, której szukałem. Rzuciłem tylko szybkie "wybaczcie, panowie" i wybiegłem za uciekającym. Udało mi się wreszcie zagonić go w ślepy zaułek. Spod kaptura podobnego do mojego łypała para przerażonych oczu.
-Mam cię, gagatku-zaśmiałem się i wolnym krokiem zbliżyłem się do postaci. Kiedy zerwałem kaptur, mało co nie odskoczyłem. To była... kobieta.
-Niczego się ode mnie nie dowiesz!-Warknęła i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, sama przecięła sobie gardło nożem. Bezwładne ciało upadło na ziemię, przy okazji krew brudziła wszystko dookoła. Westchnąłem i nachyliłem się nad martwą kobietą, która okazała się być półkrwi demonicą. Zacząłem pić krew prosto z jej gardła. A co się ma zmarnować. Kiedy zaspokoiłem swoje pragnienie, spokojnym krokiem poszedłem w kierunku, gdzie zostawiłem Rosie i Wyję. Byłem bardzo zmęczony, dyszałem jak zabiegany koń, jednak tknęło mnie niewiadomego pochodzenia złe przeczucie, więc zmusiłem się jeszcze kawałek do biegu. Jak zwykle, moje przeczucia były trafne i ujrzałem Rosie otoczoną przez grupę napastników. Wyja dzielnie jej broniła. Na ziemi leżało kilka zmasakrowanych ciał co nie zmieniło faktu, że obydwie otoczone kobiety powoli traciły siły. Nadbiegłem od tyłu i wskoczyłem na plecy jednego z napastników tak, że zrobiłem wyrwę w kole i dostałem się do środka.
-Dzień dobry, coś mnie ominęło?-Zapytałem.
Rosie? Hah, ja nie zdążę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz