wtorek, 21 lipca 2015

Od Fantarigo

Wstałam tego ranka wyjątkowo wypoczęta, Sen na świeżo koszonym sianie dobrze mi zrobił. Być może komuś nie nawykłemu do tego typu posłania przeszkadzałaby sucha trawa kłująca go ze wszystkich stron. Jeśli o mnie chodzi jednak zdarzało mi się spać w zdecydowanie mniej przyjemnych miejscach. Do miasta przybyłam dwa tygodnie temu nadal jednak jedynym miejscem gdzie udało mi się znaleźć nocleg była stara szopa będąca własnością jeszcze starszej zrzędliwej kobiety. Jedyna korzyść z takiego lokum była taka iż nie musiałam tłumaczyć się z posiadania dwóch młodych smoków. Staruszka uważała je za kaczki. Gordon i Seren ciągle narzekali, iż takie określenie im uwłacza jednak nie protestowali. Tak więc znów obudziły mnie promienie słońca wpadające przez szpary między deskami. Wstałam poprawiłam strój i włosy(tak by zakrywały moje nieco szpiczaste uszy)chwyciłam torbę do której naprędce wgramoliły się moje zwierzaki i wyszłam na zewnątrz. Miałam ogromną ochotę znów pójść znów na skraj puszczy i przesiedzieć tam cały dzień jednak wiedziałam że powinnam wreszcie poszukać sobie jakiegoś zajęcia z którego mogłabym się utrzymać. Ostatecznie serce wzięło górę nad rozsądkiem i poczęłam z wolna się oddalać się od wioski. W pobliżu lasu ujrzałam niewielki oddział gwardzistów ten sam któremu ostatnio zaczarowałam konie tak że zawsze reagowały na komendy odwrotnie niż powinny. Chyba próbowali teraz znów przetrząsnąć zadrzewiony teren w poszukiwaniu magicznych stworzeń. O nie nie pozwolę na to. Podkradłam się bliżej i ukradkiem z za drzewa za pomocą czarów wprawiłam ich broń w stan lewitacji magnetycznej tak że im bliżej podchodzili tym dalej ona uciekała. Uśmiałam się jak nigdy w życiu widząc ich nieporadne wysiłki. Już miałam się wycofać gdy nagle poczułam pod nogą linkę i wokół mnie zamknęła się sieć unosząc mnie lekko nad ziemię. Poczułam jak serce zaczyna mi bić mocniej. Jak mogłam być tak nieostrożna. Tak głupio wpaść. Wyszarpnęłam z za cholewy nóż z którym nigdy się nie rozstawałam. Zaczęłam przecinać grubą linę. "Nie dobrze! Co ja zrobię jak mnie tu znajdą" myślałam. Zerknęłam w stronę żołnierzy zajętych ściganiem mieczy i halabard. W roztargnieniu wypuściłam ostre narzędzie z ręki. Byłam za wysoko, by po niego sięgnąć. Mogłam tylko mieć nadzieję, że mają na tyle poczucia humoru by potraktować wszystko jako żart, lub są na tyle głupi by nie domyślić się że to moja sprawka.

<Ktoś? Kto przybędzie na pomoc białogłowej w tarapatach> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały