środa, 22 lipca 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

-Musiałem grać na czas, a Rozalka pierwsza przyszła mi na myśl-odpowiedziałem. Na wszelki wypadek odwróciłem głowę żeby sprawdzić, czy gwardzista już sobie poszedł. Osioł widząc że odchodzę pobiegł szybko za mną.-Chyba, że mam się do pani zwracać prawdziwym imieniem, o ile będę godny poznania go, hmm? A skoro już jesteśmy przy godności, Feanaro jestem. Dla znajomych Fean lub Fen. Ten kopytny obok to Tivel. Dla znajomych Tivel.
Mój towarzysz słysząc swoje imię, zaryczał głośno. Wiedział, jak udawać osła i że lepiej w wiosce ukrywać to, że się jest gadającym zwierzęciem. Potarmosiłem go po długiej grzywie.
-Fantarigo-powiedziała ściszonym głosem kobieta, patrząc to na zwierzę, to na mnie.-To pan robi tej znienawidzonej wiosce, i to jeszcze pod taką postacią, panie Feanaro?
-Zbieram podatki-uśmiechnąłem się chłodno i potrząsnąłem sakiewką, którą zwinąłem wczoraj nieszczęsnemu gwardziście. Starałem się mówić równie cicho, co Fantarigo.-Można to tak nazwać. Przylazłem tu po jakieś tam niezbędne mi do przeżycia rzeczy. Nie jestem aż tak pewny siebie, żeby pod swoją normalną postacią przechadzać się po wiosce, zwłaszcza, że okoliczni strażnicy znają mnie aż za dobrze. To chyba źle, obracać się w towarzystwie takiego hultaja jak ja, więc pani pozwoli, że na chwilę zostawię. Obyśmy kiedyś spotkali się jeszcze... w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Przyspieszyłem kroku i wyprzedziłem Fantarigo. Usłyszałem jej cichy śmiech za sobą, ale zignorowałem to i ruszyłem w stronę targu. Dobrze mi się trafiło, bo akurat tego dnia przyjechało jakieś zagraniczne paniątko z produktami. Postanowiłem wykorzystać go do zrobienia grubej afery. Podszedłem do straganu i zacząłem się przyglądać towarom. Wolałem nie ufać ludzkiej broni, zwłaszcza, że sam umiałem zrobić lepszą, więc nawet nie spojrzałem na bogato zdobione noże i miecze. Za to moją uwagę przykuło wino. Świetne, dobry rocznik. Uśmiechnąłem się. Zagraniczną szychę zostawimy sobie na sam koniec. Poszwendałem się jeszcze między straganami, planując "trasę" przebiegu, jaki planowałem zrobić i rzeczy do zgarnięcia. Nie było tego dużo, głównie same drogie rzeczy, jedzenie, tkaniny i takie tam. Oczywiście, żyjąc w Puszczy byłem samowystarczalny, ale chciałem bardzo zagrać na nosie ludzkim władzom. W końcu zdecydowałem się zacząć zabawę. Podszedłem z osłem na sam koniec placu targowego i wskoczyłem mu na grzbiet. Klepnąłem go lekko w bok, co było naszym sygnałem. Tivel błyskawicznie przywrócił mnie i siebie do prawdziwej formy i pobiegł między stragany. Usłyszałem za sobą głos strażników.
-Hej! To on! Brać go!
Zaśmiałem się szyderczo. W biegu zabierałem ze straganów potrzebne rzeczy a jeleń dodatkowo przewracał wszystko silnymi skrzydłami. Jeśli ktoś podszedł wystarczająco blisko, padał na ziemię albo potrącony kopytami, albo śpiący. Strażnicy pieszo nie mogli się równać z szybkością mojego wierzchowca. Nie mogli też dosiąść koni, bo spłoszyłyby się gwarem, jaki panował na targu, więc postanowili zagrodzić ulicę. Dobrze wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić. Tivel machnął kilka razy skrzydłami, wzbił się w powietrze i wylądował za zaskoczonymi gwardzistami. Tyle razy to robiłem, a oni zawsze się nabierali. Z hukiem wylądowaliśmy na ziemi. Złapałem szybko ostatni koszyk z winem, przy okazji usypiając sprzedawcę. Została ostatnia prosta do bramy wioski. Radzenie sobie z gwardzistami to była bułka z masłem, dopóki w ruch nie poszły strzały. Jeleń schował skrzydła i zaczął biec zygzakiem, żeby utrudnić łucznikom trafienie do celu. Większość pocisków odbijała się z cichym trzaskiem o bruk, ale nie wszystkie. Jeden z nich trafił mnie w ramię. Zakląłem cicho pod nosem. Minąłem ostatnią grupę ludzi. Wśród nich dostrzegłem blade włosy Fantarigo, ale nie miałem czasu się zatrzymywać w takiej chwili.

Fantarigo? Coś czuję, że zaraz będziesz miała okazję się zrewanżować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały