piątek, 14 sierpnia 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Gdy Jeleń tak nagle pognał naprzód gubiąc Feanaro z trudem zdążyłam zareagować.W pędzie chwyciłam sterczący niżej konar i niezauważenie wskoczyłam na drzewo. Nie raz już w ten sposób gubiłam pościg więc miałam nieco wprawy, ale mimo to dotkliwie poraniłam sobie ręce. Ponieważ puki co dziwna istota, która spłoszyła jelenia nie zamierzała najwyraźniej pozbawić go życia wolałam pozostać w cieniu przysłuchując się z bezpiecznej odległości. Nie lubiłam bynajmniej podsłuchiwać, ale cała ta sprawa dotyczyła niejako także mnie. Wyglądało zaś na to, iż mój znajomy także nie mówił mi całej prawdy. Wyrzuty jednak postanowiła odłożyć na nieco później. Moje myśli zaprzątały zupełnie inne kwestie. Dlaczego uwzięli się na nas? W tym coś musiało być... I nigdy nie byli tak zawzięci, a może nie trafiłam tu przypadkiem... może ma to związek z Gordonem... Trzeba to będzie sprawdzić, ale nie teraz. Szczerze powiem że zupełnie straciłam zainteresowanie rozmową toczącą się na polanie. Gdy jednak nieznajoma zniknęła natychmiast podbiegłam do elfa. A raczej zeskoczyłam z drzewa tuż przed nim co wprawiło go w niemałe osłupienie. Mimo wcześniejszych postanowień natychmiast naskoczyłam na niego.
- Czemu pana puściła? - przyjrzałam mu się badawczo.
- No tak jak miałem rozprute ramie to źle, bo się w kłopoty pakuje, a jak teraz nic mi się nie stało to jeszcze gorzej i oczywiście moja wina
Uśmiechną się niby to ze zwyczajną złośliwością, ale z tego wyrazu twarzy fałsz czuć było na kilometr. Widziałam że się martwi, ale nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Nie lubię, jak ktoś ukrywa przede mną coś co może zaważyć na moim życiu.
- Co pana z nią łączy?
- A co pani Fantagiro zazdrosna?
Zaśmiał się szyderczo. Zmierzyłam go spojrzeniem unosząc lekko brwi.
- O kogo? - parsknęłam lekceważąco.
Tradycyjne złośliwe żarciki przywróciły mi nieco dobry nastrój. Elf chciał ruszyć dalej ale powstrzymałam go przytrzymując za ramię. Wskazałam mu korony drzew pogrążone już w znacznym stopniu w wieczornej mgle.
- Pójdziemy górą, dzięki temu nie zostawimy śladów.
- A Tivel?
- Jego akurat będą szukać prawdopodobnie z mniejszym zaangażowaniem.
Ostatecznie więc wspięliśmy się i kontynuowaliśmy podróż między gałęziami. Ostatnie nieoczekiwane wydarzenia sporo zmieniły. Można powiedzieć że niejako byliśmy skazani na swoje towarzystwo. Nadal jednak żadne z nas nie zamierzało do tego się przyznać. Podążaliśmy więc naprzód w milczeniu schodząc tylko nieraz nieco niżej, by sprawdzić czy nadal podążamy wzdłuż śladów jelenia. Naprawdę cieszyłam się że moi towarzysze zawsze siedzą w mojej torbie. Gdyby któryś z moich smoczków się zagubił w takich okolicznościach umarłabym ze strachu o jego los. W odpowiedzi usłyszałam w głowie głos Seredo:
- Mamy więź myślową wiedziałabyś gdzie mnie szukać.
- A ja dałbym sobie rade sam - dorzucił Gordon
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wreszcie zaczęło mnie już męczyć to milczenie.
- Panie Feanaro - zaczęłam z galanteria - a czy mogę wiedzieć jak tym razem wpakował się pan w kłopoty.
Elf spojrzał na mnie, zatrzymał się i oparł o pień drzewa.
- Tak to pani mów jakbym ja naprawdę szukał tych kłopotów a one same mnie znajdują. Ba ja nawet staram się ich unikać. A szczerze nie wiem jak mnie wywąchał.
- Wywąchał? A co mówił?
- Że czuje elfa.
Teraz ja usiadłam na konarze.
- Co się stało? - zapytał elf z lekką troską, ale zaraz dodał - Nóżki panią rozbolały?
- Nie trochę straciłam motywację, bo jeśli jest z nimi tropiciel to kiepsko z nami będzie
- Sporo pani wie o tropicielach... ciekawe skąd?
- A mi się to zdaje wcale nie ciekawe - odparłam zadziornie - idziemy dalej czy czekamy aż zjawia się koteczki z powozem i nas podrzucą.
- No dobra - odparł elf wzruszając ramionami.
Zapadała noc. Coraz trudniej było trafić na gałęzie. Miałam nadzieję ze wkrótce znajdziemy Tivela. Na czarny aksamit nieba powoli wtoczył się krąg księżyca. Nad naszymi głowami przeleciało stadko spłoszonych nietoperzy.
- Uwaga na głowę! - zawołał Feanaro - bo pomogą się pani uczesać.
- Panu też mogą niezłą fryzurkę zrobić - odkrzyknęłam.
- Chyba nie jestem zainteresowany
Czułam się wspaniale. Pod stopami miałam puszystą mgłę a ponad głową korony drzew przez które przeświecało rozgwieżdżone niebo.
- Podniebny spacer - szepnęłam nieświadomie na głos.- jak ja im zawsze zazdrościłam
Oczywiście miałam na myśli smoczych jeźdźców do których grona bym dołączyła gdyby nie to, że los obdarzył mnie podwójnym szczęściem w postaci smoczych bliźniąt.
- Komu zazdrościsz - zapytał niespodziewanie mój towarzysz.
- Ptakom - odparłam bez wahania
- Myślisz że jest czego? Ich też ścigają koty i to nie raz nawet czarne
Uśmiechnęłam się czego mój towarzysz w mroku pewnie nie mógł dojrzeć.
- ale my chyba właśnie musimy zejść na ziemię - rzuciłam półżartem półserio.
Zeskoczyliśmy na ziemię na małej polance. Feanaro był chyba zmartwiony.
- Znajdziemy Tivela, ale dziś dalsze poszukiwania nie maja sensu. Nagle Elf zgiął się wpół i chwycił za ramię. Nie byłam pewna czy to rzeczywiście tylko rana. Pamiętałam że nie raz wprawni magowie zostawiali po sobie pamiątkę w postaci wypalonego na skórze znamienia czasami bywało ono widoczne dopiero po pewnym czasie lub ujawniało się tylko w nocy. A jego pojawienie się na pewno bolało (penie porównywalnie z pojawieniem się smoczego znamienia) Jeśli Diana chciała by ją zapamiętał mogła posłużyć się właśnie tym nieczystym chwytem. Miałam jednak nadzieję, że się mylę choć przecież widziałam znaki które sama sobie wypisała na skórze. Na domiar złego ujrzałam jakiś ruch w pobliskich zaroślach. Podeszłam i pociągnęłam Elfa za rękę.
- Panie Feanaro musimy się gdzieś ukryć.
Czułam jednak że już za późno.
<Feanaro? Widzę że ty też masz sporo do wyjaśnienia>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały