piątek, 28 sierpnia 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Wreszcie wyczerpana ostatnimi przeżyciami zapadłam w płytki niespokojny sen. Na chwilę mogłam zapomnieć o bólu nadwyrężonych mięśni. Nawet wtedy jednak musiałam strzec wrót swego umysłu, by ktoś niepowołany nie poznał moich sekretów. Choć spodziewałam się wszelkich możliwych ataków niebotycznie zdumiało mnie nagle muśnięcie w ramie i przyciszony głos. Wydawał mi się znajomy choć pobrzmiewały w nim niezwykłe szeleszczące, delikatne nuty, które zdawały się być dość niezgrabne jakby nieco zaśniedziałe od rzadkiego używania. Czy naprawdę miałam wierzyć w to wszystko. Czy było możliwe by był to właśnie owy uparty elf. Sytuacja tym bardziej wydawała się niezwykła, iż nie mogłam go nigdzie zobaczyć, ani nawet nie mogłam wyczuć jego zapachu. Czułam, iż może to być podstęp wroga. Nie miałam jednak nic do stracenia. Po chwili nabrałam więcej pewności. słyszałam jego prawie bezszelestne kroki i głos. Tego nie musiał maskować i bardzo mnie to cieszyło. Elf wycofał się, ale zaraz wrócił.
- Jeszcze tu siedzisz... Mam cię na rękach stąd wynieść czy co?
Z trudem powstrzymałam się przed podniesieniem głosu na swojego wybawcę.
- Tobie też się nie spieszyło.
Domyślałam się, iż właśnie mierzy mnie wrogim spojrzeniem. Oczekiwałam, iż zaraz wyjdzie i trzaśnie drzwiczkami powozu, ale najwyraźniej nie czuł się głęboko zraniony moją uszczypliwością. Tym bardziej poczułam się zawstydzona. Nie powinnam mu tego wypominać. Nie mógł wiedzieć, że taki kiepski ze mnie czarodziej. Nie zamierzałam go jednak przepraszać, ani za to, ani za ten policzek. Wyczuwając jednak lekkie wahanie elfa szybko wyjaśniłam:
- Seredo pewnie ci wspominał, że jestem związana.
Feanaro zreflektował się i szybko przeciął więzy. Następnie podał mi rękę pomagając wysiąść. Przyzwyczajona do tego typu akcji odruchowo skuliłam się ukrywając za kołami powozu. W obozie było wyjątkowo cicho. Zastanawiałam się nawet gdzie podział się Wolgrid, bo nie wyglądało, by miał tu coś do zrobienia, a nie wrócił do swego powozu. Lekko mnie to niepokoiło. Postanowiłam jednak o tym nie myśleć. sprawnie przemknęliśmy między namiotami jednak musieliśmy jeszcze pokonać odsłonięty centralny plac, na którego środku płonęło ognisko. Mogliśmy iść między namiotami, ale tam skupiło się zbyt wiele czarnych kotów. Ja oczywiście trzymałam się w cieniu, ale Feanaro rozbestwił się po ostatnich sukcesach i nim zdążyłam go powstrzymać wyszedł na środek placu. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo przestałam go wyczuwać przy sobie. Czułam że coś złego możne wyniknąć z tej nieostrożności. Nagle na moich niewidzialnych towarzyszy spadł wilk. Przygwoździł elfa do ziemi i zawarczał groźnie dając jeleniowi do zrozumienia, że jeśli się zbliży jego przyjaciel zginie nie byłam pewna czy widzi także mnie. Wnet jednak pozbyłam się tych wątpliwości. Wolgrid przybrał swoją normalną postać i zwrócił się do mnie warkliwym głosem.
- Wyjdź Fantagiro, widzę cię.
Powoli ze spuszczoną głową podeszłam. Czując ciepły blask ogniska odbijający się na mojej twarzy. Zmrużyłam oczy starając się przystosować do nowego oświetlenia. Zaczęłam rozważać co powinnam zrobić. Na półświadomie sięgnęłam w stronę szpady.
- Nie radzę - rzucił tylko mój wróg przesuwając się bliżej ognia - bo przekonamy się czy tan twój wybawca rzeczywiście ma taki płomienny zapał i czy potrafi rzeczywiście w każdych okolicznościach zachować zimną krew...
Oprawca zaśmiał się z własnego żartu, a ja ujrzałam tylko drobną kropelkę potu zmieniającą się w obłoczek pary, gdy zetknęła się z płomieniem. Jeleń nadal stały chyba jak sparaliżowany bo słyszałam tylko przyspieszone bicie jego serca i dość nierówny oddech.
- Powiem ci Fantagiro spodziewałem się czegoś więcej po twoim nowym znajomym, po tym co mnie niedawno spotkało... a on(potrząsną niewidzialnym)
Postanowiłam nie dawać po sobie poznać, że zdaje sobie sprawę z naszej beznadziejnej sytuacji wiec rzuciłam mimochodem.
- To nowe buty...
- Owszem - odparł dowódca czarnych kotów zbity z tropu.
- To lepiej nie trzęś tak jeńcem bo ci je zaraz zapaskudzi
- no taj jak zawsze z doskonałym humorze - odparł uśmiechając się gorzko, a następnie dodał nieco pogodniej. - ale już nie długo.
Ten jego ton zimny jak sztylet wbijał mi się w serce.
- A jednak - dodał kręcąc powoli głową - nie sądziłem, że będzie tak głupi by przychodzić tu sam
Tivel niespokojnie przestępował z nogi na nogę. Wreszcie odezwał się zbierając cała śmiałość
- Jak to możliwe, przecież zamaskowałem wszystko...
- Jesteś pewien... - wymownie spojrzał na trawę na której kładł się ciemny drgający odblask sylwetek
- Cień ... - westchnął Tivel
- Owszem - odparł z słabo skrywaną dumą. Czuł że wygrał. Nagle naszą uwagą przyciągnął dziwny tumult w dalszej części obozowiska. Wnet przybiegł też jeden ze strażników oznajmiając, iż przyszedł jakiś kupiec powiedział coś czy możne tak im się wydawało i nagle wszyscy rzucili się na siebie bez powodu. Wolgrid zaklął siarczyście i kazał mu wracać i opanować sytuacje. Czułam, że za tym zamieszaniem także stoi elf. Z trudem stłumiłam tryumfalny uśmieszek który omal nie wpełzł na moje usta. Ponadto nim wilkołak się zorientował za jego plecami wylądował jakiś mężczyzna z anielskimi skrzydłami i przycisnął mu sztylet do szyi.
- Wypuść ich - wycedził przez zęby.
Osaczony dowódca musiał ustąpić. Dookoła panował kompletny chaos wszyscy biegali po obozie lub zebrawszy myśli uznawali, iż najlepszym wyjściem będzie ucieczka w las. Zauważyłam iż nieznajomy szykuje się do zadania ciosu. Chwyciłam go za rękę.
- Nie - wykrzyknęłam - mamy niedokończone sprawy.
Ustąpił, ale z niechęcią.
- Wolgridzie skoro teraz to my mamy przewagę może zechcesz mi opowiedzieć w jaki sposób poznałeś moich przyjaciół.
Wilkołak usiadł na pobliskim kamieniu a mi wskazał drugi. Dałam znać przyjaciołom by zostawili nas samych. Choć odsunęli się nadal czułam spoczywający na nas ich czujny wzrok. Dowiedziałam się, iż zanim zaczął mnie szukać gdzieś dalej przeszukał moje rodzinne okolice. Został tam napadnięty ku swemu zdumieniu przez starca. Wręczył mu on dwa listy. Oba adresowane do mnie. Teraz złożył je na moje ręce. Były to zwykłe dość grube koperty, ale ja nie mogłam im się zbyt długo przyglądać.
- Dziękuję bardzo panu doręczycielowi
- Na to wychodzi - westchnął i uśmiechnął się kwaśno.
- I tak dziękuje.
Spuściłam wzrok.
- Jesteś wielkim wojownikiem szkoda, że stoimy po przeciwnych stronach
- Cóż dobrze wiesz że nie złamię przysięgi choćbym nie zgadzał się z królem muszę mu pozostać wierny
Ukrył twarz w dłoniach. Chciałam pytać o coś jeszcze, ale zrezygnowałam. Zostawiłam go pogrążonego w myślach i spiesznie dołączyłam do przyjaciół i tego dziwnego nieznajomego. Przed nami nadal była daleka droga, a niebezpieczeństwo mogło się przecież czaić za każdym drzewem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały