sobota, 15 sierpnia 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

-Planu?-Zapytałem i uśmiechnąłem się psychopatycznie. Najwyższy czas, żeby obydwie panie poznały moją najgorszą, przerażającą naturę.
-No, wiesz... czarne koty i te sprawy-powiedziała trochę zbita z tropu Fantarigo.-Trzeba coś z nimi zrobić, zanim oni zrobią coś z nami.
-Ależ oczywiście. Czekałem na ten moment przez dziesiątki lat-uśmiech cały czas wykrzywiał moje usta, zacząłem podchodzić do uwięzionej Diany. Kiedy byłem wystarczająco blisko ognia tak, że czułem jego ciepło a kocica mogła wyraźnie słyszeć moje słowa, spojrzałem na więźnia z góry.
-Co chcesz zrobić?-Zapytała ta, w jej głosie słychać było przerażenie. Jej już raz się oberwało, chyba do tej pory to pamiętała.
-Własnoręcznie cię zarżnę jak zwierzę na mięsko, z twojej skóry zrobię sobie dywanik przed drzwi, w który będę z satysfakcją codziennie wycierał buty-powiedziałem niewinnym głosem.
-Czy to nie lekka przesada?-Wtrąciła Fantarigo. Wtedy odwróciłem się w jej stronę i oddaliłem się od ognia.
-Tu chodzi o strach-szepnąłem. Musiałem mieć pewność, że Diana tego nie usłyszy.
-Aha... ale jakieś konkrety może?
-Potrzebny nam będzie Tivel i twoje magiczne umiejętności. Zrobimy pułapkę na kiciusie. Wszystko wyjaśnię, jak znajdziemy rogacza.
-Robi się tajemniczo-uśmiechnęła się zadziornie kobieta.
-Ależ oczywiście. Mój towarzysz w życiu by się na to nie zgodził, dlatego o wszystkim dowie się ostatni. Ja go poszukam, a ty zostań tu z kicią, jeśli cię mogę prosić. Mam nadzieję, że z zazdrości się nie pozabijacie.
-Bardzo zabawne. Ale chyba nie mam wyboru.
-Tak. To była prośba bez możliwości odmowy. Będziecie miały czas, żeby się bliżej poznać. Wrócę za chwilę.
Nie dając jej czasu na namysły i odpowiedź, ruszyłem do lasu za częściowo już zatartymi śladami i własną intuicją. Na szczęście, nie było nigdzie oznak pobytu czarnych kotów, pewnie nie dotarli jeszcze do tej części Puszczy. Na nieszczęście, ani jedna złamana gałązka, ani jeden odcisk w błocie nie świadczyły o niedawnej obecności Tivela. Byłem pewny, że tamtędy przebiegał, ale to było jakąś godzinę temu, może półtora. Zaczynało się ściemniać. Idąc, płoszyłem drobne ptactwo, czasami wchodziłem na drzewa żeby obserwować teren z góry, ale poza bujnymi koronami drzew nie widziałem nic. Zaczynałem się już martwić. A co, jeśli wpadł do wilczego dołu i się połamał? A co, jeśli wypatrzyły go czarne koty? A co, jeśli w panice nie zauważył dzikiego zwierzęcia, które zrobiło sobie z niego kolację? Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie go szukać. Wołanie było najgłupszą rzeczą, jaką mogłem zrobić. Wreszcie zrezygnowany usiadłem pod jakimś rozłożystym dębem. Jego symetryczne, turkusowe liście opadały na leśną ściółkę, tworząc nietypowy dywan, na którym doskonale słychać było każdy krok. Wtedy go zobaczyłem. Tivel nieśmiało wychylał się zza pnia i obserwował otoczenie spanikowanym wzrokiem.
-Feanaro? To ty, czy jedna z tych kolejnych głupich iluzji?-Zapytał cicho.
-To ja, stary. Martwiłem się o ciebie jak nigdy-powiedziałem i uściskałem towarzysza.
-Rzuciła na mnie czar złej iluzji. Wiesz, ten co miesza w głowie. Nie wiem, ile czasu spędziłem na uciekaniu przed niczym-wyjaśnił przepraszającym tonem.
-Spokojnie, już sobie z nią Fantarigo poradziła.
-Co za kobieta...
-Heh, mi też się trochę oberwało. Chodź, wracajmy. Mam świetny pomysł, jak odegrać się na czarnych kotach.

Fantarigo? Jak sobie radzisz z nową koleżanką? (;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały