czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

Zdążyłem się otrząsnąć z oszołomienia dopiero po kilku chwilach, które jednak mi wydały się być całą wiecznością. Może to przez mgłę, a może przez pęd, z jakim biegł Tivel. Nie miałem pojęcia, jak on szybko potrafi zasuwać ale doszedłem do wniosku, że choćby nie wiem jak szybki będzie przeciwnik to jeleń i tak go wyprzedzi i jeszcze na nosie zagra. Wydarzenia następowały zbyt szybko jak na moje nikłe resztki inteligencji, ale już nie miałem prawie wątpliwości co do tego, kim jest Fantarigo. Skoro miała smoki to z pewnością miała coś wspólnego z jeźdźcami smoków. Znajomość czarów przypisywałem czarodziejskiemu pochodzeniu lub wyszkoleniu przez magów tudzież Tropicieli. Pozostał mi jeszcze tylko kilka małych szczegółów, istotnych elementów całej układanki który musiałem sprawdzić jak najszybciej, jednak ten moment nie był odpowiedni. A mianowicie było to połączenie wydarzeń. Skoro smoki były młode to można by odsunąć jeźdźców na sam koniec historyjki, ale ciągle cały czas coś mi się nie zgadzało. Próbowałem sobie przypomnieć wszystkie szczegóły, zapamiętałem nawet to co powiedziała mi staruszka, czyli że Fantarigo cały czas ma rozpuszczone włosy, ale nie sądzę, żeby to w czymkolwiek pomogło. Z zamyślenia wyrwało mnie nagłe uderzenie gałęzi o twarz i natychmiast powróciłem na ziemię akurat w momencie, kiedy Tivel przeskoczył jakiś strumyk i rozpryskał wszędzie wodę. Zapewne zrobił to, żeby zgubić trop, ale pościg co prawda był daleko, ale nadal za nami.
-Dzięki, jak zwykle na czas-wydusiłem tylko.
-Role się odwróciły, tym razem to ja ratuję komuś skórę-uśmiechnęła się Fantarigo i zaczęła nucić dalej przerwaną, nieznaną mi melodię. Słuchałem jej przez chwilę, aż do moich uszu dobiegł dziwnie znajomy, niepokojący ryk. Odwróciłem głowę i ujrzałem podobne do jaguara zwierzę przedzierające się przez gęstą mgłę. Futro kota było piaskowej barwy, upstrzone mnóstwem runicznych, połyskujących na złoty kolor znaków. Rozpoznałem między innymi znak chroniący przed urokami rzucanymi przez wiedźmy, pieczęć odporności na kradzież energii a także nowe zupełnie symbole, zapewne dzięki nim nie padła ofiarą mgły tak jak reszta pościgu.
-Tivel, mamy starą przyjaciółkę na karku-szepnąłem. Jeleń spojrzał za siebie i przyspieszył jeszcze bardziej. Czuć było od niego ogromnym popłochem i paniką. Nic dziwnego, że bał się kocicy ale byłem pewny, że to ja mam więcej powodów do przerażenia.
-Kogo?-Zapytała Fantarigo.
-Nazywa się Diana i jest czymś pomiędzy magiem a zmiennokształtnym. Jest wśród czarnych kotów od jakiś piętnastu lat-powiedziałem. Kocica, słysząc swoje imię wydała specyficzne charknięcie, które miało być chyba szyderczym śmiechem.
-Trzeba wiać, bo nas powiesi za flaki na drzewie-pisnął Tivel i przeskoczył ponownie przez strumień. Reszta pościgu chyba dała sobie spokój bo poza cichymi susami Diany nie było słychać żadnych obcych dźwięków. Nagle kocica zatrzymała się i przybrała swoją kobiecą postać. Wreszcie zaczęliśmy się od niej oddalać, ale ona wyciągnęła swoje opalone, chudziutkie ręce przed siebie i powiedziała kilka słów w jakimś magicznym języku. Wtedy Tivel stanął dęba, zrzucił mnie z siebie i odbiegł razem z Fantarigo na swoim grzbiecie. Pięknie, jak zwykle moja przeciwniczka wiedziała, gdzie uderzyć, żeby atak był skuteczny.
-Nie podchodź-syknąłem i poderwałem się na równe nogi. Kobieta zaśmiała się tylko tym swoim niskim, gardłowym śmiechem i postąpiła krok na przód.
-Dawno się nie widzieliśmy, Fen. Ile to już czasu?-Zapytała, ceremonialnie czyszcząc sobie paznokcie.
-Jak dla mnie za mało. Bez ciebie życie jest o niebo przyjemniejsze.
-Doprawdy?-Mruknęła i przeciągnęła się na koci sposób.
-Posłuchaj, nic między nami nie było, sama chciałaś zapomnieć więc czego chcesz?
-Za twój nędzny łeb wystawiono nagrodę. A mi ostatnio skończyły się monety.
-Więc zrób to szybko.
-Oszalałeś? Kto powiedział, że chcę cię zabić? Po prostu chciałam o sobie przypomnieć-uśmiechnęła się groźnie.-Mam co do ciebie plany. Jeszcze się spotkamy.
Szepnęła jakieś słowo i wyparowała. Jak to miała w zwyczaju. Nie mogłem uwierzyć, że goniła mnie taki szmat czasu z naszego spotkania wyszedłem bez najmniejszego zadrapania. Wkurzony i jeszcze bardziej przestraszony pobiegłem za śladami Tivela.

Pani F?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały