niedziela, 26 lipca 2015
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Nie odprowadzisz pani?-Zapytał, kładąc swój wielki, rogaty łeb na moim ramieniu.
-Wzrokiem odprowadzam-odpowiedziałem, na chwilę odrywając wzrok od kobiecej postaci niknącej między drzewami. Jeśli to jej potykanie się było udawane, to gratuluję umiejętności aktorskich.
-Ile wypiłeś?-Tivel podszedł do miejsca, gdzie postawiłem pełne butelki.-Niewiele. Cienias.
Ubił szyjkę jednej z nich i unióst w pysku tak, że zawartość wlała mu się do gardła.
-Ej! Jak ja chciałem z tobą pić to ty nie chciałeś-fuknąłem i zabrałem mu butelkę.
-Nie chciałem przy kobiecie zachowywać się jak bydlę.
-A od kiedy ty jesteś taki dobrze wychowany?
-Od chwili, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem.
-Uuuu, zakochałeś się, misiu?-Zaśmiałem się ale bez nuty szyderstwa.
-Nie. Po prostu uważam, że jest ładna i chciałem zrobić dobre wrażenie. Oddawaj butelkę.
-Jutro nie możemy mieć kaca, bo idziemy do wioski. Muszę przeprowadzić śledztwo związane z twoją blondwłosą miłością. Przyda się też ta sakiewka, którą wczoraj wyrzuciłem za drzwi.
Tivel westchnął tylko i zszedł na dół. Położyłem się spać wcześniej, żeby mieć siły na jutro.
~Następnego dnia~
Jako orientalnej urody bogato ubrany młodzeniec na pięknym, dobrze utrzymanym koniu stanąłem przed główną bramą wioski. Strażnik łypnął na mnie bykiem. Z niezadowoleniem stwierdziłem, że od mojej poprzedniej wizyty sprawdzano wszystkich gości, ale miałem na to sposób. Uśmiechnąłem się przyjaźnie do gwardzisty i podałem mu trzy złote monety, po czym przytknąłem palec wskazujący do swoich ust. Mężczyzna zrozumiał. Wpuścił mnie i jeszcze zasalutował. Bułka z masłem. Skierowałem konia (a raczej upodobnionego do niego jelenia) w stronę karczmy. Zostawiłem zwierzę przy furtce i przekroczyłem próg budynku. Podszedłem do karczmarza.
-Masz ochotę trochę zarobić?-Zapytałem, potrząsając sakiewką.
-Zawsze, panie-uśmiechnął się mężczyzna. Był dość gruby, barczysty i wysoki. Jedynymi włosami jakie miał na głowie były gęste, rude wąsy. Niebieskie oczy wyrażały prostoduszność i nadużycie alkoholu.
-Jako karczmarz pewnie zna pan wszystkich w wiosce. Szukam pewnej dziewczyny. Średniego wzrostu, blondyna, nie stąd. Zawsze ma przy sobie torbę. Pachnie sianem i często wychodzi z wioski.
-Jest kilka pasujących do tego opisu ale myślę, że chodzi o tą, która śpi w stodole u jakiejś starej babci, członkini rodziny pewnego bogatego młodzieńca.
-Mów dalej.
-O samej dziewczynie wiem niewiele, bo raczej tu nie zagląda. Niech pan skieruje się do właścicielki stodoły. Mieszka po wschodniej stronie rynku. Czego pan chce od tej dziewczyny?
-To już nie twoja sprawa-uśmiechnąłem się niewinnie, a złota moneta dyskretnie zmieniła właściciela.
Wyszedłem z karczmy i wskoczyłem na grzbiet Tivela. Dotarcie do celu zajęło dosłownie kilka chwil. Faktycznie, przed stodołą stała jakaś starucha.
-Dzień dobry. To pani wynajmuje stodołę pewnej dziewczynie?-Zapytałem, zeskakując z konia i zdejmując jedwabną czapkę w geście powitania.
-Istotnie, młodzieńcze-uśmiechnęła się łagodnie kobieta.-Czy coś się stało? Kim pan jest?
-Jestem jej... znajomym. Podobno zatrzymała się tutaj, a dawno jej nie widziałem-skłamałem.-Przebywa obecnie w wiosce?
-Wyszła. Podobno wróci wieczorem. W stodole też jej nie ma. Mam coś przekazać?
-Ach, nie chcę robić kłopotu. Ale czy mógłbym zadać o nią kilka pytań? Pewnie zmieniła się od czasu naszego poprzedniego spotkania.
Kobieta potakująco pokiwała głową.
-Czy ma charakterystyczne zachowania? Może jakieś tiki? Opowiadała coś o swoim życiu? Gdzie pracuje?-Słowa z moich ust płynęły potokiem, ale pytania przygotowałem wcześniej.
-Zachowania? Tiki? Zauważyłam, że zawsze chodzi w rozpuszczonych włosach i nie rozstaje się z torbą. O sobie nie mówi wiele, praktycznie nic. Pracuje z tego co wiem koło targu. Ale nie wiem, czy to prawda, bo całymi dniami nie ma jej w wiosce i przychodzi dopiero na noc.
-Hmm, dobrze. Dziękuję-podałem jej sakiewkę z resztą złota.-Niech jej pani nie mówi, że tu byłem i wyremontuje tą stodołę.
Wskoczyłem na grzbiet Tivela i odjechałem w kierunku bram wioski. Przybraliśmy prawdziwy wygląd dopiero po przekroczeniu granic Puszczy. Postanowiłem nie wychodzić z zamku przez jakiś czas. Musiałem uporządkować myśli i szczątkowe informacje o blondynce.
Fantarigo? Będę próbował do skutku (;
sobota, 25 lipca 2015
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
- Ze mnie się pani śmieje - spytał - jak pani zazdrości to też mogę nalać.
- Wcale się nie śmieję - udałam oburzenie - co też pan mi insynuuje.
- Nic - wzruszył ramionami - skoro mówi pani, że się ze mnie nie śmieje.
Kończąc zdanie siorbną zabawnie z butelki tak, że tym razem już nie mogłam powstrzymać śmiechu. On natomiast przełkną z godnością napój i obdarzył mnie tym swoim złośliwym uśmieszkiem.
- I kto miał rację
Nie mogłam odpowiedzieć ciętą ripostą bo nadal zanosiłam się od chichotu. Wreszcie jednak opanowałam się uświadomiwszy sobie, że zachowuję się dość głośno. Zdawałam sobie jednak sprawę, że nadal po moich ustach błąkają się ślady rozbawienia. Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz, by jakoś pokryć zmieszanie.
- Pani to wiedzę potrafi się dobrze bawić nawet bez trunków- rzucił elf niejako w przestrzeń.
- Cóż - odparłam - na nudę nie mogę narzekać...- Uświadomiłam sobie jak dziwnie mogło to zabrzmieć. Że też w porę nie ugryzłam się w język. Gospodarz tego oryginalnego lokum w jakim się znajdowaliśmy obrzucił mnie taksującym spojrzeniem. Pomyślałam, że muszę być ostrożniejsza.
- No tak czegoż się spodziewać po posiadaczce dwóch smoków. Pewnie ciężko zdobyć takich towarzyszy.
Już miałam palnąć coś głupiego, aloe w porę powstrzymałam się.
- Ależ z pana smokolog, na innych magicznych zwierzętach też się pan tak zna...
Miałam nadzieję, że da się podpuścić i opowie mi coś o magicznych zwierzętach mieszkających w puszczy. I rzeczywiście mój plan się powiódł.
- Cóż z paroma miałem do czynienia... w swojej karierze miałem już okazję spotkać demonice, zmiennokształtną i valkierie
W myśli przewracałam karty księgi ras i dopasowywałam zapachy i kolory aury. Na zewnątrz zachowałam jednak absolutny spokój i starałam się przybrać najbardziej tępy wyraz twarzy jaki przyjdzie mi na myśl. Tylko blask w oczach i może leciutkie rumieńce mogły mnie zdradzić z czego zdawałam sobie sprawę, więc pospiesznie odwróciłam się do okna. Nawet jeśli elf coś zauważył nie dał po sobie tego poznać.
- Pani chyba nie wie o czym mówię
- Owszem, ale brzmi to ciekawie, może pan kontynuować
Feanaro jednak zamilkł.
- Jak tu cicho westchnęłam - a ponieważ zaczynało się robić trochę za spokojnie zaraz dodałam - bardzo cicho gdy tak nagle przestaje się pan odzywać.
- Jeśli nie odpowiada pani towarzystwo to nie musiała pani przychodzić...
- Może, ale przykro by było gdyby pan tak nagle zamilkł na wieki... no i puszcza straciłaby chyba głównego stratega poboru podatków
- Martwiła się pani o mnie?
- Nie martwiłam się o Tivela to chyba naprawdę porządny jeleń nie jego wina że trafił na tak szemrane towarzystwo - zażartowałam
- W takim razie to Tivel ma dług wdzięczności...
- Nie do końca bo to chyba nie jemu opatrywałam rany...
- Ja o pomoc nie prosiłem... to była pani inicjatywa
- Ja jakiś czas temu też nie... tylko jakiś elf kazał mi błąkać się po lesie
- O nie, nie błądzić to ja pani nie kazałem
Musieliśmy ciekawie wyglądać przekomarzając się tak radośnie. Czułam jak rumieńce występują mi na twarz. Uwielbiałam takie dyskusje prawie tak bardzo jak filozofie. Wreszcie uświadomiłam sobie, że na zewnątrz jest zupełnie ciemno.
- Teraz proszę pana to naprawdę muszę iść
- I teraz przeze mnie będzie się pani błąkać w nocy po lesie
- Noc to owszem, ale błądzić nie zamierzam.
Skierowałam się w stronę drzwi.
- Może panią odprowadzić... Las bywa niebezpieczny
- Ale czy aż tak jak blondyneczka z dwoma smokami?
- A nie z puchatymi króliczkami - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie tym razem, a pan niech lepiej leczy rękę. No i lepiej niech pan na razie zrobi sobie mały urlop od dręczenia gwardzistów bo oni tam za bardzo na pana czekają... I proszę się nie martwić pozdrowię ich od pana...
Jako pół elf świetnie widziałam w ciemności, ale nie zamierzałam oczywiście dać to po sobie poznać.Spełniwszy swą powinność polegającym na paru udawanych potknięciach ostrzegawczych krzykach, krótkim kluczeniu między drzewami i wreszcie zapewnieniu że dam sobie radę, a jak nie to prześpię się na drzewie udałam się w drogę powrotną. Z gwardzistami poszło znacznie łatwiej niż ostatnio. Wyjaśniłam, że po prostu chciałam zwiedzić obóz. Po cichu dotarłam do mojej szopy i zamknąwszy drzwi pogrążyłam się w wyjątkowo spokojnym śnie.
<Feanaro? Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy...a jeśli chcesz coś jeszcze ode mnie wyciągnąć musisz się bardziej postarać ;)>
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Nie jest pan... no nie wiem, zaskoczony? Przestraszony może? Wszak te bestie bywają niebezpieczne.
-Posłuchaj mnie, księżniczko. Mieszkam pod jednym dachem z magicznym jeleniem, więc smok nie robi na mnie wrażenia. Muszę przyznać, że dorosłe budzą większy strach-odpowiedziałem, poważniejąc.-Jeśli one byłyby już duże to bym uciekał jak najdalej.
To, co ona mówiła nie było pozbawione sensu. Co prawda, kamiennej ruiny nie spalą, ale ranny, wredny elf nie byłby dla nich żadnym wyzwaniem. Wziąłem z kąta pokoju gitarę i zacząłem naciągać na nią metalowe struny zdobyte na targu. Trudziłem się, żeby je dostroić, ale dźwięk był fatalny. Trudno, będą musiały wystarczyć do czasu, aż zrobię sobie nowe. Ale kiedy to będzie? Jak zwykle, ludzkie produkty nie mogły spełnić moich wygórowanych wymagań. Dałem sobie spokój z gitarą i wziąłem się za wino.
-A jednak?-Zapytała Fantarigo. Oderwała na chwilę wzrok od smoków.
-Trzeba jakoś zapić smutki-odparłem, mocując się przez chwilę z korkiem.
-Jakie smutki? Ktoś taki jak pan musi mieć bardzo wesołe życie.
-Faktycznie, mieć rozprute ramię to po prostu największy poziom szczęścia.
-Za bardzo pan to przeżywa.
-Za każdym razem tak samo.
Wreszcie wpadłem na pomysł, żeby podważyć blokadę nożykiem. Udało się. Korek odskoczył z cichym pyknięciem i poszedł w ślady sakiewki, czyli wyleciał przez drzwi na schody.
-Łyczka?-Zapytałem.
-Mówiłam już że nie piję.
-Czyli księżniczka nie da się upić. A szkoda, bo może wtedy powiedziałaby mi coś więcej o smoczkach.
-Sprytne, sprytne. Ale podejrzewam, że księżniczka jest sprytniejsza.
-W dodatku nie pozwala mi być gentelmanem. Przykre-zrobiłem zawiedzioną minę. Ja z niej jeszcze mnóstwo rzeczy wyciągnę tylko jeszcze nie wiem, jak. Do pomieszczenia wszedł Tivel.
-Najpierw złoto, teraz korek. Czy ty mi chcesz zrobić śmietnik tam na dole?-Zapytał tonem surowego opiekuna.
-Tivel!-Zaśmiałem się. Doskoczyłem do zwierzęcia i położyłem mu rękę na szyji.
-Znowu chlałeś?-Zapytał niewzruszony jeleń.
-Miałem taki zamiar, ale nie mam z kim, bo ona nie chce.
Fantarigo słysząc to, zaśmiała się prawie szyderczo.
-A może ty się ze mną napijesz?-Zapytałem towarzysza z nadzieją w głosie.
-Z tobą? Nigdy. Jak dla ciebie to mam za słabą głowę-jego wzrok powędrował w stronę smoków. Chyba chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Przewrócił tylko oczami i wyszedł.
-Feanaro, lepiej nie męcz pani-rzucił tylko, kiedy był już na schodach.
-Psuje mi tylko reputację-westchnąłem, szukając jakiegoś kubka na wino.-Niby taki opiekuńczy, ale czasami zbyt sztywny.
Fantarigo? Będę próbował do skutku (;
(Wybacz, że opowiadania osratnio krótsze, ale nie mam czasu pisać za wiele. Jak wrócę do domu to się poprawię.)
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
> - Masz pan coś do puchatych króliczków - rzuciłam zaczepnie i uświadomiłam sobie ,że mogłam się z czymś wydać. Miałam tylko nadzieję, że Feanaro nie słyszał od gwardzistów tej pasjonującej historii o niewidzialnym zwierzaku
> - Nie no nic prócz faktu że raczej trzyma się je w klatkach a nie w torbie
> Uznałam że to znak iż nic nie wie. Zresztą nawet jeśli. Miałam już trochę dość tego ukrywania się. Postanowiłam jednak że będę obstawać przy swoim. Jak nie zgadnie to ode mnie się niczego nie dowie.
> - Widzi pan taki milusiński może się przydać
> - Niby do czego?
> - Do samoobrony
> Elf wyglądał na szczerze rozbawionego i patrzyła na mnie z takim rozbrajającym niedowierzaniem.
> - No bo widzi pan małe puchate króliczki i lekko zagubione blondyneczki mogą być bardzo niebezpieczne...
> - Dla samych siebie? - dokończył ze złośliwym uśmieszkiem - nie wątpię
> Jakkolwiek może nie wszystko szło po mojej myśli to zmiana tematu raczej się powiodła.Już miałam odetchnąć z ulgą, gdy nagle gospodarz zrujnowanego zamku przypomniał sobie od czego się zaczęła ta dyskusja.
> - No więc co pani ma w tej torbie?
> - Chyba już iść... To chyba niewłaściwe by młoda dama spędzała tyle czasu z obcym mężczyzną i jeszcze tak późno wracała.
> Skierowałam się do drzwi.
> - Czyż nie słyszał pani, że leżącego się nie bije
> Odwróciłam się i uśmiechnęłam figlarnie.
> - Przecież ja pana nie zamierzam bić
> - Ale dobrze pani wie, że nie mogę jej dogonić, więc proszę mi nie uciekać.
> Westchnęłam i usiadłam z powrotem na podłodze na przeciw
> - Nie mówił nikt panu, że poznanie niektórych sekretów damskiej torebki bywa szkodliwe, a poza tym muszę
> - Ja już sobie gorzej zaszkodzić nie mogę...i choć nie chcę narażać na szwank pani reputacji
> - A jak panu się wydaje co tam może być?
> Przyjrzał mi się i zamyślił głęboko...
> - No więc co pana zdaniem taka zwyczajna kobieta może mieć w bagażu
> - Raczej nie zwyczajna, a zwyczajną udająca skąd wnioskuje, że coś magicznego co może zniszczyć pani misterny kamuflaż, a poza tym to jakieś zwierze bo widziałem jaszczurczy ogon... więc powie pani czy mam dalej zgadywać...
> Uśmiechnęłam się i uniosłam wieczko torby i od razu wyskoczył z niej dwa smoki, które spojrzawszy na mnie i otrzymawszy wzrokowe pozwolenie zabrały się do leżącego w skrzyni mięsa.
> - Cóż małe owszem tylko nie króliki i nie puchate - zażartowałam starając się pokryć zmieszanie.
> <Feanaro? Dobra z tym mnie przyłapałeś, ale więcej ci na razie nie powiem, więc chyba musisz kontynuować swoje śledztwo ;)>
piątek, 24 lipca 2015
Od Sylwi
Wróciłam do wioski i kupiłam lekarstwa i zrobiłam nowy opatrunek. Nieźle mnie ta kobitka urządziła... Tym razem wzięłam więcej broni, wtedy będę mogła ja od razu zabić. Tym razem nie rocinałam niczego, tylko przechodziłam między roślinami, starając się ich nie uszkodzić. W sumie to przyszłam po moją katanę, ale nie wiem jak ja ją do cholery znajdę... Zauważyłam poszukiwaną osobę która siedziała do mnie tyłem, choć wolałabym gdyby to była katana...
-I jak podobały się stare wspomnienia? -wyciągnęłam kuszę zza pleców
Feniks? Znowu się spotykamy hehe
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Profesjonalna robota, w dodatku zrobiona dość szybko-mruknąłem i odwróciłem wzrok w stronę kobiety.
-I w mało sprzyjających okolicznościach-dodała z lekkim uśmiechem na ustach. Przestałem się bawić monetami i rzuciłem sakiewką tak, że posunęła po podłodze, wyleciała przez drzwi i z brzdękiem spadła po schodach.
-Hej! Mogłem się zacząć miotać jak dziki węgorz. Wtedy to dopiero byłyby mało sprzyjające okoliczności-zmarszczyłem nos, upodabniając się przez to do oburzonego, młodego chłopca.
-Tak, ależ oczywiście, faktycznie był pan niesamowicie grzeczny-powiedziała Fantarigo i zaczęła zbierać porozrzucane opatrunki. Z poczucia obowiązku podałem jej butelkę ze spirytusem.
-A czym to sobie zasłużyłam na taką wielką pomoc?
-Głównie z mojej przyczyny musi pani sprzątać, a nie chcę robić matce wstydu, że nie umiała dziecka dobrze wychować i manier nauczyć. Ot, co. Ale jeśli to tak przeszkadza to mogę przestać.
Kobieta pokręciła tylko przecząco głową, więc podałem jej jeszcze kilka rzeczy. Na wszelki wypadek bacznie obserwowałem każdy ruch Fantagiro i wtedy przyuważyłem znowu ten dziwny ruch w jej torbie, który chyba miał coś wspólnego z gadzim ogonem zwisającym spod pokrywki. Kobieta uchwyciła moje spojrzenie.
-Coś się... stało?-Zapytała, chyba zaniepokojona moim milczeniem. Wstałem z ziemi i poszedłem do płóciennego worka z łupami. Wysypałem z niego wszystko, uważając na szklane butelki i drogie tkaniny. Wśród rupieci znalazłem skrzynkę z mięsem.
-Cokolwiek pani trzyma w torbie, nie jest to na pewno puchaty króliczek i musi być głodne-powiedziałem, wyłamując drewniane wieko i wyciągając spory kawał nie przyprawionej baraniny.
Fantarigo? Nic nie poradzę na to, że nie tylko drań ale i łamaga.
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
- Chyba nie liczysz na podziękowania. Dług to dług. Za to co się należy nie trzeba dziękować.
Kiedy my sobie rozmawialiśmy najspokojniej Jeleń przebierał nerwowo kopytami.
- Możesz już iść Tivel - rzucił elf - dam sobie rado nie sądzę, że pani Fantagiro nie zamierza mnie atakować.
Z ulgą wierny towarzysz opuścił pokój rannego i zszedł na dół. Słuchaliśmy chwilę jego tupotu na schodach. Zapadła nieco krępująca cisza. Wiedziałam, że ciężko będzie przekonać Feanaro do tego by pozwolił mi opatrzyć ranę jednak sącząca się z niej powoli krew napawała mnie niepokojem. Stanęłam więc przy oknie i rozejrzałam się.
- Nikt pani nie śledził? - spytała wreszcie mój nowy znajomy.
- Naprawdę ma mnie pan za tak głupią - spojrzałam na niego z politowaniem. Wyglądał na zaskoczonego. Nie znał mnie chyba od tej strony. Przyklękłam dość blisko niego. Odsunął się nieznacznie i uniosłam dłoń do grota sterczącego z jego ramienia.
- Co pani robi! - wykrzyknął
- Cicho, bo nawet jak mnie nikt nie śledził zaalarmuje pan zaraz całą puszcze.
- Jak znam twoje zdolności to i tak wszyscy już wiedzą... nieprzyciąganie uwagi raczej nie jest twoją mocną stroną - tym razem jego złośliwy uśmieszek przyniósł mu ulgę. Znaczy, że jeszcze nie jest z nim tak źle. Wyjęłam z torby opatrunki i buteleczkę spirytusu.
- O taka ładna pani i taki tani alkohol... chciała pani zabalować wystarczyło powiedzieć... nabyłem ostatnio wyborne wino
- Z tego, co wiem wino nie odkaża tak dobrze ran... a po za tym nie pije.
- Spirytusu to też bym nie pił paskudztwo, ale winko to co innego
Nadal udawał wesołka, ale odsunął się nieznacznie. Czyżby obawiał się bólu. Postanowiłam w miarę możliwości skierować jego myśli na inne tory.
- Widzisz naprawdę nie piję żadnego alkoholu, bo ponad wszystko cenię sobie trzeźwość... Jak się logicznie myśli to się nie wpada na tak głupie pomysły. A w ogóle co panu strzeliło do głowy z tą wycieczką?
- Gdy wyciągałem szanowną panią z tej pułapki mogłem zapytać o to samo... a swoją drogą co pani tam robiła... - widziałam, że rozmowa schodzi an niebezpieczne tory chwyciłam więc bandaż i wepchnęłam mu w usta. Nim decydował się zareagować wyszarpnęłam grot z jego ramienia i przyłożyłam gazę. Wydał tylko zduszony jęk. Zatamowałam nieco krwawienie i oblałam ranę spirytusem. Pacjent syknął cicho.
- Wiem że piecze... trzeba było się nie ścigać ze strzałami... jeszcze trochę i by durszlak z pana zrobili.
Wydało mi się że lekko uśmiecha się z nutką ironii. Chętnie by mi się odgryzł, ale knebel zdecydowanie mu to utrudniał. Ścisnęłam dość mocno ramie opatrunkiem i pozwoliłam mu wyjąć knebel z ust.
- Co to miało być!
- Nie zauważył pan, że czasem za dużo mówi - odparłam uśmiechając się przyjaźnie.
<Feanaro? A drań tęsknił? Chyba na drugi raz sam się opatrzy ;)>
czwartek, 23 lipca 2015
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Niestety, jeśli chodzi o sprawy z ludźmi to zwykle tracisz instynkt samozachowawczy i nie odczuwasz niebezpieczeństwa, a to źle. Jak zwykle naraziłeś nas oboje-burknęło zwierzę.
-Wobec tego... arrgh-warknąłem, kiedy grot strzały zahaczył o drzewo.-Wobec tego, czemu mi pomagasz?
-Bo czuję się za ciebie odpowiedzialny. Od twojego dzieciństwa byłem jedyną istotą, która dawała radę za tobą nadążyć. Poza tym, też chciałem zrobić rozróbę, a sam bym nie wpadł na to, żeby się tam zakraść jako osioł. Myślałem raczej, żeby napaść na jakiś wóz wyjeżdżający ze wsi.
-Następnym razem tak zrobimy, bo raczej już nikt nie nabierze się na gadkę z pustelnikiem-schyliłem się, zanim kolejna gałąź zahaczyła o strzałę. Czułem się, jakby jakieś wściekłe psy gryzły mnie po ramieniu. Bywało gorzej. Często tak obrywałem podczas wypadów do wioski, ale za każdym razem czułem się poniżony.
-Martwiłbym się teraz o coś innego.
-Na przykład?
-Co z tą kobietą? Fantarigo, tak? Jeśli ktoś sobie przypomni o tym, że widział ją w towarzystwie pewnego zakapturzonego dziadka, będzie miała kłopoty. Wiesz, jakie bezlitosne potrafią być te sługusy króla.
-Kurza twarz... chyba masz rację.
-Zakradnę się do wioski jeszcze raz, na przykład pod postacią kota. Upewnię się, czy wszystko w porządku i najwyżej wtedy zastanowimy się, co zrobić. Ale najpierw trzeba zrobić coś z tą strzałą. Wyciągniesz ją sobie, czy pomóc?-Zapytał kpiącym tonem, odwracając na chwilę głowę w moją stronę.
-Hola, hola... auć... nie mam chyba pięciu lat. Czasy, kiedy opatrywałeś mi starte kolana minęły.
Dostrzegłem między drzewami ruiny zamku, w którym postanowiliśmy się urządzić. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zsunąłem się z grzbietu jelenia i pokuśtykałem na szczyt wieży, żeby tam przysnąć w kącie jak zaszczute zwierzę.
~Jakiś czas później.~
Sen miałem bardzo płytki, budził mnie każdy szelest więc obudziłem się jeszcze bardziej niewyspany. Nie otwierałem oczu w nadzieji, że może znowu chociaż na chwilę uda mi się przyciąć komara, ale usłyszałem kroki na skrzypiących schodach wieży i głosy. Właścicielem pierwszego był Tivel. Rozpoznałbym go nawet po samym sposobie chodzenia, nigdy nie lubiał dużej wysokości więc wspinał się po stopniach niepewnie i chwiejnie. Drugi głos był kobiecy, a kroki pewne. Z powodu bólu i lekkiego przyćmienia nie mogłem go rozpoznać. Nie wiedząc, czemu wcisnąłem się jeszcze bardziej w kąt.
-...Muszę cię ostrzec, że nasze zranione paniątko może być w kiepskim humorze i prawdopodobnie nas wyrzuci zaraz, jak się obudzi, więc... nie obrażaj się-mówił Tivel. Potykał się co chwilę na schodach.
-I teraz siedzi na szczycie tej wieży?-Zapytała kobieta.
-Tam go zostawiłem. Raczej się nie ruszy.
Otwarłem lekko oczy i wpatrzyłem się w drzwi do pokoju. Po chwili pojawił się w nich Tivel i... Fantarigo.
-Miałeś sobie wyciągnąć strzałę-westchnął jeleń, podchodząc do mnie.-Jak się wedrze zakażenie to nie będę cię woził po zielarkach. I nie udawaj, że śpisz.
Otworzyłem oczy już całkiem, ziewnąłem i wstałem.
-A panią co tu sprowadza?-Zapytałem, patrząc na kobietę.
Fantarigo? Czyżbyś się stęskniła za tym draniem? (;
środa, 22 lipca 2015
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
- Rozejść się - krzyczał odpychając ludzi
Wreszcie żołnierze rozpędzili zbiegowisko i dostali się do mnie. Pierwsze co ujrzeli to moja czerwona od wina biała koszula.
- Proszę pani co się stało
- Czerwone... czerwone - wydusiłam w przerwach między kolejnymi atakami histerii.
- To krew, kogo zabili?!
- To ... to on - wyjęczałam - ten hultaj
- Ale kogo zabili?
- Nikogo na razie, ale mnie zabiją...
- Jak to nikogo? A ta krew? - spytał jakiś niższy rangą
- Jaka krew? Gdzie? - wykrzyknęłam i udałam omdlenie.
- Wody - ryknął dowódca niczym zraniony bawół. Już zbliżała się jakaś kobieta z wiadrem, gdy niby to ocknęłam się.
- To kogo zabili? - zapytałam gotowa w odpowiednim momencie znów zemdleć.
- Właśnie to próbujemy ustalić...- wyjaśniali mi cierpliwie - ma pani krew na koszuli.
- Aha - spojrzałam na brudny materiał tępym wzrokiem - ale to nie krew... to wino, czerwone...bardzo dobry rocznik - i znów zaczęłam płakać.
- O co więc pani chodzi?
Wyjaśniłam, że miałam pilnować straganu takiej jednej okropnej handlarki i miała mi za to zapłacić a teraz ją okradli i mnie zwolni, a ja nie mam pieniędzy i tak dalej. Ostatecznie od słowa do słowa zatrudnili mnie jako pomoc w obozie. Wieczorem podebrałam im trochę opatrunków i przekradłam się do puszczy nie bardzo mogłam jednak namierzyć Feanaro. Stanięcie i wołanie go było raczej głupim pomysłem. Postanowiłam więc iść przed siebie licząc, że się na niego natknę.
<Feanaro? Znajdziesz mnie czy ja znajdę ciebie? ;) >
Od Sylwi (c.d. Ate
-T-to mój brat - wydusiłam
Gdybym mogła rozłożłabym skrzydła i przeszła spokojnie, ale tu są ludzie. Powoli zaczęło mi się robić nie dobrze.
-Kruki to jego horda, kiedy zabijesz jednego on teleportuje duszę do innego. Ja potrafię poznać go tylko po oczach... - próbowałam przekrzyczeć kruki.
Nie zdążyłam jednak powiedzieć nic więcej, bo usłyszałam jego głos.
-Nie zabijesz mnie siostrzyczko - próbował wejść do mojej głowy
Już nie daleko, tylko kilkanaście kroków. Zaczęło mi piszczeć w głowie, próbuje przejąć nad mną kontrole, jednak odganiam go z mojej głowy.
Ate? Zaczyna się robić ciekawie
Od Ate (c.d. Sylwi)
Ruszyłem za Sylwią zasłaniając swoje oczy. Od czasu do czasu spoglądałem ku górze to za siebie i no niestety, kruków było coraz więcej, albo mi się zdawało. W pewnym momencie zobaczyłem niewielkie kruczysko lecące wprost na Sylwię. Ona chyba go nie zauważyła, bo zasłaniała oczy i patrzyła tylko pod nogi. Chwyciłem ją za rękę i wyciągnąłem miecz.
-Uważaj.- zamachnąłem się mieczem i zabiłem zwierze lecące w stronę pani.
-Jest ich coraz więcej. Czego chcą?- zapytałem po chwili. Niepokojące było to, że było aż tyle tych ptaków, które nas śledziły. Jeszcze bardziej niepokojące było to, że szliśmy już dość długo i było coraz ciemniej. I nagle poczułem się bardzo dziwnie. To nie było już tylko uczucie zmartwienia o dobro pani, ale też i trochę zaczynałem się bać o siebie. Niby to tylko kruki, ale coś jest nie tak. A mi się nie śpieszy na drugą stronę. Popatrzyłem na Sylwię pytająco.
-O co chodzi?-zapytałem.- Możesz mi zaufać.- uśmiechnąłem się lekko.
Sylwia?
Od Sylwi (c.d Ate)
Spojrzałam prosto w oczy kruka który usiadł na latarni przed nami. Był większy niż pozostałe kruki, zmrużyłam oczy, nagle zauważyłam coś czego nie powinnam. Jego ślepia były w kolorze błękitnym. To był mój brat, on znalazł mnie. Jest zmiennokształtny, został obdarzony podobnymi mocami co do moich. Nie lubiłam mojego brata, chciałam na zawsze się od niego odciąć.
-Odleć, albo Cię zabije braciszku - powiedziałam do niego w myślach
-Te kruki nie, są tu bez powodu, ktoś je przysłał - mówiłam patrząc się w jego oczu, szybko odwróciłam wzrok kiedy próbował mnie kontrolować.
-Lepiej chodźmy, nie patrz się w ich oczy - powiedziałam osłaniając ręką własne.
Ate? To wymyśliłam...
Od Ate (c.d Sylwi)
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
Mój towarzysz słysząc swoje imię, zaryczał głośno. Wiedział, jak udawać osła i że lepiej w wiosce ukrywać to, że się jest gadającym zwierzęciem. Potarmosiłem go po długiej grzywie.
-Fantarigo-powiedziała ściszonym głosem kobieta, patrząc to na zwierzę, to na mnie.-To pan robi tej znienawidzonej wiosce, i to jeszcze pod taką postacią, panie Feanaro?
-Zbieram podatki-uśmiechnąłem się chłodno i potrząsnąłem sakiewką, którą zwinąłem wczoraj nieszczęsnemu gwardziście. Starałem się mówić równie cicho, co Fantarigo.-Można to tak nazwać. Przylazłem tu po jakieś tam niezbędne mi do przeżycia rzeczy. Nie jestem aż tak pewny siebie, żeby pod swoją normalną postacią przechadzać się po wiosce, zwłaszcza, że okoliczni strażnicy znają mnie aż za dobrze. To chyba źle, obracać się w towarzystwie takiego hultaja jak ja, więc pani pozwoli, że na chwilę zostawię. Obyśmy kiedyś spotkali się jeszcze... w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Przyspieszyłem kroku i wyprzedziłem Fantarigo. Usłyszałem jej cichy śmiech za sobą, ale zignorowałem to i ruszyłem w stronę targu. Dobrze mi się trafiło, bo akurat tego dnia przyjechało jakieś zagraniczne paniątko z produktami. Postanowiłem wykorzystać go do zrobienia grubej afery. Podszedłem do straganu i zacząłem się przyglądać towarom. Wolałem nie ufać ludzkiej broni, zwłaszcza, że sam umiałem zrobić lepszą, więc nawet nie spojrzałem na bogato zdobione noże i miecze. Za to moją uwagę przykuło wino. Świetne, dobry rocznik. Uśmiechnąłem się. Zagraniczną szychę zostawimy sobie na sam koniec. Poszwendałem się jeszcze między straganami, planując "trasę" przebiegu, jaki planowałem zrobić i rzeczy do zgarnięcia. Nie było tego dużo, głównie same drogie rzeczy, jedzenie, tkaniny i takie tam. Oczywiście, żyjąc w Puszczy byłem samowystarczalny, ale chciałem bardzo zagrać na nosie ludzkim władzom. W końcu zdecydowałem się zacząć zabawę. Podszedłem z osłem na sam koniec placu targowego i wskoczyłem mu na grzbiet. Klepnąłem go lekko w bok, co było naszym sygnałem. Tivel błyskawicznie przywrócił mnie i siebie do prawdziwej formy i pobiegł między stragany. Usłyszałem za sobą głos strażników.
-Hej! To on! Brać go!
Zaśmiałem się szyderczo. W biegu zabierałem ze straganów potrzebne rzeczy a jeleń dodatkowo przewracał wszystko silnymi skrzydłami. Jeśli ktoś podszedł wystarczająco blisko, padał na ziemię albo potrącony kopytami, albo śpiący. Strażnicy pieszo nie mogli się równać z szybkością mojego wierzchowca. Nie mogli też dosiąść koni, bo spłoszyłyby się gwarem, jaki panował na targu, więc postanowili zagrodzić ulicę. Dobrze wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić. Tivel machnął kilka razy skrzydłami, wzbił się w powietrze i wylądował za zaskoczonymi gwardzistami. Tyle razy to robiłem, a oni zawsze się nabierali. Z hukiem wylądowaliśmy na ziemi. Złapałem szybko ostatni koszyk z winem, przy okazji usypiając sprzedawcę. Została ostatnia prosta do bramy wioski. Radzenie sobie z gwardzistami to była bułka z masłem, dopóki w ruch nie poszły strzały. Jeleń schował skrzydła i zaczął biec zygzakiem, żeby utrudnić łucznikom trafienie do celu. Większość pocisków odbijała się z cichym trzaskiem o bruk, ale nie wszystkie. Jeden z nich trafił mnie w ramię. Zakląłem cicho pod nosem. Minąłem ostatnią grupę ludzi. Wśród nich dostrzegłem blade włosy Fantarigo, ale nie miałem czasu się zatrzymywać w takiej chwili.
Fantarigo? Coś czuję, że zaraz będziesz miała okazję się zrewanżować.
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
- Przepraszam młoda damo, ale chciałam zwrócić uwagę, że to bardzo nie kulturalnie i wręcz...niemoralnie, gdy taka panienka włóczy się sama po mieście i tak późno wraca.
Poczułam jak się rumienię, ale raczej nie ze wstydy. Opanowałam się i odwróciłam powoli przyozdabiając wargi najbardziej urzekającym przepraszającym uśmiechem na jaki mogłam się w tej chwili zdobyć.
- Przepraszam, ale wpadłam...
Nie wiem co bym dalej powiedziała pewnie kręciłabym coś o pułapce w którą wpadłam zupełnie przypadkiem przechadzając się skrajem lasu. Podejrzane by to było i to nawet bardzo. Na szczęście ludziom zawsze wydaje się, że ktoś zamierza powiedzieć właśnie to co oni spodziewają się usłyszeć. Tak też staruszka natychmiast dokończyła:
- w bagno...
Obrzuciłam ją zdumionym spojrzeniem.
- Jakie bagno?
Spytała nieco zbita z tropu.
- No to w, które panienka wpadła. Często to się tutaj zdarza. Poznałam po tym porannym praniu panienki. Któż panience pomógł mam nadzieję
- Tak pewien "miły" młodzieniec
- A może zechciała by panienka poznać mojego wnuczka... naprawdę śliczny chłopiec i obrzydliwie bogaty
- Nie mam na to czasu - rzuciłam nieco niegrzecznie
- Ja to wszystko rozuminie - szepnęła konfidencjonalnie puszczając do mnie oko - serce nie sługa, ale on naprawdę jest przystojny
- Nie wątpię, ale na razie nie szukam... khym... drugiej połówki
- No ale pamiętaj las nie jest dobrym miejscem do spacerów. Tam jest naprawdę niebezpiecznie. Gdyby nie gwardziści...
Też uważałam, że puszcza nie jest bezpieczna dla mnie jednak główne zagrożenie stanowili tam właśnie ci dobroczynni królewscy wysłannicy.
- Znalazła panienka w końcu jakieś zajęcie? - spytała z troską
- Nie - odparłam ostrożnie próbując wyczuć zamiary kobiety.
- Bo moja znajoma krawcowa szuka pomocnicy...
- Nie dziękuje! dam sobie rade - zapewniłam szybko. - ale bardzo się spieszę...
Poszłam w stronę miasta. Nagle uświadomiłam ze wczoraj na skraju lasu zgubiłam nuż. Musiałam tam po niego wrócić. Ponieważ zaszłam już dość daleko postanowiłam przejść na skróty przez tak zwaną "dzielnicę nędzy". Można tam było spotkać szemrane towarzystwo, ale nie przeszkadzało mi to. Ze sobą jakoś wytrzymuję, a na kogoś gorszego raczej ciężko trafić. Uśmiechnęłam się do siebie. Po wczorajszych wydarzeniach to chyba nie było lepszego miejsca dla mnie. Nagle spotkałam gwardzistę.
- Czy my się nie znamy? - Zapytał obrzucając mnie taksującym spojrzeniem.
- Nie sądzę proszę pana - odparłam kłaniając się elegancko.
- A przepraszam co taka piękna pani robi w "dzielnicy nędzy".
Czułam, że grunt ucieka mi spod nóg. Co miałam powiedzieć. Użyć magii? czułam że to kiepski pomysł. Nie zaczaruję wszystkich. A wokoło gromadził się powoli tłum gapiów. Nagle usłyszałam chrypliwy starczy głos.
- O moja maleńka Rozalka... jak to miło że przyszłaś odwiedzić dziadziusia
Był to postawny mężczyzna z kapturem naciągniętym mocno na oczy. Byłam naprawdę zdezorientowana, jednak od razu podążyłam za staruszkiem.
- Chodźmy do domu dziadku - powiedziałam jeszcze dostatecznie głośno by wszyscy to usłyszeli. Żołnierz powiódł za nami ciekawym wzrokiem, ale wreszcie odszedł, by zająć się swoimi sprawami. Kim jednak był mój tajemniczy wybawiciel. Jednak dość szybko moje wątpliwości rozwiały się.
- Ostatni raz ratuję pani skórę
- O dzięki bardzo łaskawco - znów ujrzałam znajomy złośliwy uśmieszek - szkoda, że ma pan taki ubogi asortyment imion.
<Feanaro? Wygląda na to że znów uratowałeś mi skórę>
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Stać-warknął strażnik, kiedy się zbliżyliśmy.-Wychodzimy z lasu, tak późno? Nie ukrywasz czegoś, dziadku?
-Nie, młodzieńcze-odpowiedziałem drżącym głosem starca.-Jestem tylko biednym pustelnikiem, który odwiedza wioskę raz na kilka lat, żeby uzupełnić brakujące zapasy.
-Dziwne... a czym ty niby za nie chcesz zapłacić? Nie masz nic.
-Zatrudnię się w jakiejś knajpie jako sprzątacz na kilka dni-już czułem, że będą kłopoty, więc dotknąłem strażnika delikatnie w ramię. Ten natychmiast osunął się na ziemię i zasnął. Zachichotałem pod nosem, zabrałem strażnikowi sakiewkę ze srebrem i poszedłem w kierunku wioski z osłem u boku.
Kiedy dotarłem na miejsce, zacząłem szybko rozglądać się za noclegiem, żeby z samego rana móc okraść stragany i nawiać, kiedy większość wieśniaków będzie jeszcze spała. Postanowiłem iść do prowizorycznej "dzielnicy nędzy" leżącej daleko od centrum. Tam samotny starzec z osłem nie będzie budził żadnych podejrzeń. Pozwoliłem zwierzęciu nieco odsapnąć, ale sam nie miałem zamiaru spać. Mogę długo wytrzymać bez snu, a wyczulone elfie zmysły pozwolą mi w porę ustrzec się przed niebezpieczeństwem.
Fantarigo? Przyznaję, popisałaś się ładnie... ale zobaczysz, co się zaraz będzie działo.
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
- Pan wybaczy, ale raczej sama dam sobie świetnie radę
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem lekko unosząc brew.
- Przepraszam, ale to był męczący dzień i chciałabym się przespać
Rzuciłam przez ramię wdrapując się na drzewo. Siadłam okrakiem na gałęzi i wyszperałam w torbie mocną linę, którą zawsze nosiłam przy sobie i przywiązałam się do pnia. Złośliwy uśmieszek nie schodził z warg mojego nowego znajomego.
- Tylko niech mnie pani nie woła jak zacznie padać.
- Bez obaw nie będę, proszę pana, a teraz proszę o odrobinę prywatności.
Elf wzruszył ramionami i oddalił się bezszelestnie. A przy najmniej tak mu się wydawało jeśli mój plan się powiódł i nie rozpoznał we mnie elfki półkrwi. Odczekałam aż kroki umilkną za drzewami i zsunęłam się po chropowatej korze z powrotem na ziemię zabierając oczywiście przydatny sznur. "Naiwny" pomyślałam "naprawdę wydaje mu się że jestem zwykłą słodką idiotką co pierwszy raz las widzi, a o magicznych zwierzętach to pojęcia nie ma...jakby wiedział..."Uśmiechnęłam się pod nosem. Uchyliłam wieczko torby i natychmiast wychyliły się z niej dwa smocze pyszczki. Zaczęłam zastanawiać się jakby tu wrócić do wioski. Przypomniałam sobie z której strony przyszliśmy i namierzyłam nasze ślady. Od razu wiedziałam, że to pełnokrwisty elf. Ta niedostrzegalna dla innych zielonkawa poświata i zapach leśnych ziół. No i oczywiście bardzo płytkie ślady stóp. Wyrwałam kartkę z notesu i zostawiłam krótką wiadomość następującej treści: "Może się pan nie kłopotać więcej Pani blondynka sama odprowadzi się do domu" Ślady były mało wyraźne, ale lata szkolenia na tropiciela przydały się zresztą użyłam dość oryginalnego zaklęcia magicznego tropu, które doprowadziło mnie na skraj puszczy. Tu jednak czekało na mnie to o czym wspominał nie bez słuszności elf. Wszędzie pełno było strażników. Zastanawiałam się jak ich ominąć gdy nagle tuż koło siebie poczułam coś miękkiego. Był to jak się okazało zwyczajny królik. Chwyciłam go szybko i nadal trzymając go za uszy podkradłam się do obozu. Nie wiem jakim cudem udało mi się zdobyć blaszany kubek który przywiązałam do grzbietu zwierzaka. Rzuciłam na niego zaklęcie niewidzialności, a następnie teleportowałam go na środek obozu. No może nie do końca tak pięknie to wyszło, bo to pierwsze zaklęcie umiałam tylko w wersji krótkotrwałej i parę razy pomyliłam się tak, że królik raz zaczął świecić, później zmniejszył się, a resztę szczegółów daruje sobie. Jako, że teleportacja też mi nie szła zamiast an placu wylądował na jakimś namiocie. Całe szczęście wreszcie zsunął i zaczął biegać po obozie tworząc nieziemski hałas. A im rumor był większy tym szybciej uciekał. Korzystając z tego iż żołnierze uganiają się za niewidzialnym przemknęłam się bokiem i zbliżyłam się do wioski. Parę chwil później byłam już w mojej szopie i układałam się do snu.
<Feanaro? Nadal wierzysz w mit naiwnej blondyneczki? ;) >
wtorek, 21 lipca 2015
Nowy zamieszczacz opowiadań na czas pewien
Liczę na owocną współpracę, nie pozabijajcie cię tylko.
BLOG ZAWIESZONY
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Niech pani uważa na zwierzątka. Mają duże zęby i tylko czekają, żeby kogoś przytulić-krzyknąłem za nią, ale nie odpowiedziała. A podobno to ja nie mam dystansu do siebie. Odczekałem jeszcze kilka uderzeń serca i nie słysząc żadnych podejrzanych dźwięków czy krzyków, ruszyłem po płytkich śladach kobiety odciśniętych w błocie i leśnej ściółce. Widać, że stawiała kroki pewnie. W oddali usłyszałem trzask złamanej gałęzi i dźwięk, jakby ktoś się przewrócił. Niestety, skończył się grunt, w którym trop byłby widoczny więc zdałem się na intuicję, słuch i znaki, jakie pozostawiała po sobie "zguba". Po pewnym czasie wypatrzyłem jej jasne włosy między drzewami więc wspiąłem się na drzewo i zwiesiłem za nogi z gałęzi przed kobietą. Między naszymi twarzami była odległość mniej więcej pół łokcia. Pozwoliłem moim włosom swobodnie opadać w dół. Co prawda, jeszcze nie mogły dotknąć ziemi ale i tak były długie. Nadal nie przestawałem kpiąco się uśmiechać, choć wisząc do góry nogami odczuwałem lekki dyskomfort.
-Długo mnie śledzisz-powiedziała kobieta. Tak, to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
-Skąd. Nie było wcale trudno szanowną panią wypatrzyć wśród drzew. Na przyszłość, jak się wybiera do Puszczy to niech zakłada takie łaszki, żeby się kamuflować a nie rzucać w oczy jak krowa pośród owiec-westchnąłem, schodząc na ziemię i potrząsając głową, żeby wyrównać spore ciśnienie krwi, która napierała mi na mózg, potocznie to ujmując.
-Widzę, że pan lubi pouczać innych i udzielać jakże trafnych rad.
-Udam, że nie zauważyłem ironii. Może jednak rada się przyda? Dotarcie do wioski zajmuje tylko chwilkę, a ktoś tutaj grzebie się jak mucha w smole.
Kobieta nie odpowiedziała, więc przewróciłem oczami z rezygnacją.
-Pani chodzi w kółko-wycedziłem przez zęby, powstrzymując się od śmiechu.-Poza tym, pora jest serio późna. Idealna wręcz dla królewskich przydupasów robiących patrole przy wyjściu z puszczy, więc jakbym był na pani miejscu to bym przeczekał. Jak ładnie pani poprosi to mogę znaleźć kryjówkę na nocleg albo pożyczyć rogacza, żeby podprowadził do domku-słowo "pani" wymawiałem ze szczególnym naciskiem.
Fantarigo? I musiałbym jej potem znowu ratować skórę? Nie ma mowy.
Od Fantarigo (c.d. Feanaro)
- Widzę, że na podziękowania to sobie nie zasłużyłem
- Świetnie bym sobie dała radę - odgryzłam się zupełnie nie zbita z tropu - i bez pana pomocy
- Ach tak, to rozumiem, że na tej linie z tego drzewa to sobie pani wisiała dla przyjemności
- Być może
- Dobrze na drugi raz nie będę pani śmiał przerywać tej doskonałej zabawy - zapewnił kłaniając się groteskowo przy czym z jego ust nie schodził groteskowy uśmieszek. Ja też byłam rozbawiona tą wymianą zdań.
- Więc to jest ta puszcza- szepnęłam do siebie
- Nie, to jest środek sąsiedniej wioski - rzucił elf od niechcenia sprowadzając mnie od razu na ziemię. Zapomniałam, że przedstawiciele tej rasy mają wyjątkowo wyczulone zmysły. W sumie nie miałam mu tego za złe.
- Życzy pani sobie wycieczkę krajoznawczą?- spytał ironicznie
- Jeśli mam szanse na jakieś milsze towarzystwo...
Znów ten charakterystyczny uśmieszek zatańczyła na jego wargach. Wyczuwałam że chyba mu trochę nie na rękę moje towarzystwo. Zerknęłam niby to na pozycje słońca i rzuciłam tradycyjne:
- Ależ już późno, to chyba nie przystoi o tej porze spacerować po lesie z nieznajomym... pan wybaczy, ale obowiązki mnie wzywają.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam z godnością przed siebie.
- Ma pani naprawdę świetny wzrok...
- Słucham? - spytałam spoglądając przez ramię.
Spoglądał na mnie z politowaniem.
- Nawet ja z moimi zdolnościami nie mogę stąd dojrzeć słońca, a pani tak dokładnie wie, która godzina... szkoda, że z kierunkami już tak sobie nie radzi, bo do wioski to w drugą stronę...
Odwróciłam się i poszłam pewnym krokiem w drugą stronę czując nadal na sobie jego wzrok.
<Feanaro? Pozwolisz białogłowej zgubić się w lesie...>
Od Sylwii (c.d. Ate)
-A o czym to rozmyślasz pani? - zapytał z ciekawością
Przegryzłam wargę, przecież nie mogę się przed nim ukrywać. Prędzej czy później się dowie, a jeśli to będzie konieczne to wyniosę się do lasu.
-Nie jestem człowiekiem, ja jestem walkirią panie. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
Czekałam na jego reakcje, nie wiedziałam co zrobi, ani co powie. Miło się spędziło z nim czas, ale to chyba na tyle...
Ate? U mnie to samo <ciśnienie spada>
Od Ate (c.d. Sylwii)
Po tej całej zabawie ludzie zaczęli się rozchodzić do domów.
Spacerowaliśmy jeszcze chwilę po ulicach, które były oświetlone pochodniami.
Rozmawialiśmy trochę tak o niczym.
W pewnym momencie Sylwia potknęła się o coś, najpewniej o kamień wystający z drogi.
Złapałem ją zanim upadła.
-Nic się nie stało pani?- zapytałem patrząc jej w oczy.
<Sylwia? Brak weny D:>
Od Feanaro (c.d. Fantarigo)
-Na co czekacie, durnie? Gonić ich!-Krzyknął jeden.
-Zmywajmy się-szepnąłem, złapałem kobietę za nadgarstek i pociągnąłem w stronę Puszczy.
Fantarigo? Mówisz i masz.
Od Fantarigo
<Ktoś? Kto przybędzie na pomoc białogłowej w tarapatach>
poniedziałek, 20 lipca 2015
Od Sylwii (c.d. Ate)
Ate? Scena twoja
Od Ate (c.d. Sylwii)
-Na pewno.- powiedziała bardziej przekonująco.
-No dobra... To może pójdziemy za tą paradą? Co pani na to? Może być niezła zabawa.- uśmiechnąłem się.
-No... Czemu nie...- odrzekła, chyba nie najbardziej zadowolona. Udałem, że nie słyszę tego tonu i ruszyłem za resztą ludźmi, a Sylwia obok mnie.
Powoli się ściemniało i teraz była najlepsza zabawa. Zatrzymaliśmy się na jakimś placu. Dookoła, przy chatach stały duże pochodnie. Wyglądało to rewelacyjnie.
Najpierw odbył się pokaz mimów. Najlepsze były sceny pod koniec. Było tyle śmiechu, że chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałem takiego rozbawienia.
Sylwia wyglądała już nieco lepiej, ale nadal widać było zaniepokojenie na jej twarzy.
Odbyły się różne pokazy sztuczek, akrobacje, tancerki pokazywały najlepsze tańce, jakich by nawet mój dawny przyjaciel nie potrafił sobie wyobrazić, a człowiek miał na prawdę bujną wyobraźnię.
W pewnym momencie,jakiś niski człowiek w kapeluszu, zaczął się przeciskać między ludźmi i rozdawał różne kwiaty.
Widziałem, że tego samego koloru kwiat dostaje jakiś mężczyzna i kobieta, potem z innego koloru kwiatem to samo.
Niewysoki człowiek podszedł do nas i wręczył nam je, tego samego koloru.
Popatrzyłem na Sylwię i zapytałem:
-Czy zechce pani ze mną zatańczyć?- popatrzyła na mnie jakby chciała odmówi i stanąć gdzieś z daleka.
Grajkowie (którzy ni stąd ni z owąt się tu znaleźli) zaczęli grać.
-Co sobie ludzie pomyślą? Taka piękna kobieta i stoi sama?-dodałem. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem na środek.
Zaczęły się tańce.
Z początku Sylwia nie wydawała się zachwycona, ale później chyba jej przeszło. O ile nie udawała, że jej się podoba.
<Sylwia?>
Od Sylwii (c.d. Ate)
Chyba jednak nie dał się nabrać. Kiedy spojrzałam mu w oczy widziałam, że nie udało mi się go oszukać. Gdybym tylko udawała trochę lepiej...
Ate? Wybacz, że tak krótkie, trochę mi słabo...
Od Ate (c.d. Sylwii)
-Dobra.- rzekła niechętnie.
Szliśmy chwilę przez zupełnie prostą ulicę i skręciliśmy za jakiś dom. Za nim był kolejna, długa, prosta ulica.
Nagle pojawiła się dość duża parada.
Na początku szło kilku mimów, za nimi platforma z dziwnymi zwierzęcopodobnymi figurami.
Następnie kilku błaznów, kolejna platforma, jakieś kobiety sypiące kwiaty i tańczące, następna platforma, a na samym końcu szli akrobaci i kilku tych ludzi udających czarodziei.
Oczywiście za tym wszystkim szli wieśniacy. Tak czy tak było ich mało.
Każdy z nich miał w ręce pochodnie, co było trochę dziwne, bo było wciąż jasno.
Popatrzyłem na Sylwię. Miała dosyć niemrawą minę i była strasznie blada.
-Co się stało pani? Źle się poczułaś?- zapytałem lekko zaniepokojony.
<Sylwia? ;D >
Od Sylwii (c.d. Ate)
Nie wspominając o tym, że zachowywałam się dziwnie i podejrzanie.... Wybiłam już całą wioskę? Coś mi to chyba za szybko poszło... Coś tu nie gra...
Ate? Przepraszam, że tak długo, ale jak mi ciśnienie spada nie jestem wstanie pisać...
Walka o wolność, gdy raz się zaczyna spada z krwią ojca dziedzictwem na syna.
Fantarigo
Wioska | Kobieta | Elf półkrwi | brak przyjaciół | szuka partnera | <głos>
piątek, 17 lipca 2015
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
ktoś, może?
Od Ate (c.d. Sylwii)
-Jestem Ate, wojownik. A pani jak na imię?
-Sylwia .
-Ładne imię, pani. Czy byłaby Pani taka dobra i opowiedziała mi o tutejszej wiosce? Dopiero co tu przyszedłem i nie bardzo wiem co i jak. Czy mieszkają tu jeszcze jacyś ludzie? - uśmiechnąłem się przyjaźnie.
<Pani? >
Od Sylwii (c.d. Ate)
-Nic się nie stało - uśmiechnełam się nieco uwodzicielsko - Kogo to przywiało w te strony?
Pani odpowedziała, teraz pana kolej
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
-Pośpisz sobie na dworze bo mam już po dziurki w nosie pilnowania cię-dodałem, odchodząc na pewną odległość od Valkyrii i podejrzanej dziury w ziemi.-Kolorowych snów, panienko.
Wlazłem na drzewo i czekałem na rozwój wydarzeń.
Niniejszym uciszam cię ponownie.
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
-W tym stanie? - założył ręcę prychając - Serio myślisz, że ci się uda?
Ugh. Ostatnia szansa zgaszona... No nic wleze na jakieś drzewo. A no tak, nie mogę. Wolę nie używać skrzydeł, bo będzie powtórka z dzisiaj, a tego nie chce...
-Tam na pewno nie przenocuję - wskazałam dziurę do której przed chwilą zaglądał elf. - a innych takich miejsc nie znam...
Śnisz, tyle powiem. to był sarkazm
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Wypij-powiedział, uśmiechając się.-To nie trucizna.
Zmiennokształtna wzięła kubek i spojrzała na mnie.
-No, powiedz coś, geniuszu-dodał Tivel, podchodząc do mnie i kładąc mi rogaty łeb na ramieniu.
-Wcale tego nie chciałem-odgoniłem go i podszedłem do posłania, na którym leżała kobieta.
-Jak się czujesz?-Zapytałem, siląc się na krzywy uśmiech. Czułem na sobie baczne spojrzenie jelenia. Kiedyś do ukatrupię.
Feniks?
Od Feniks (c.d. Feanaro)
Powiedziałam to bez podnoszenia chociaż głowy by nie stracić przytomności.
-Nie wypuszczenie cie z tąd do puki nie dowiem się co robisz w tym lesie.
Westchnełam cicho i spojrzałam na Tivela. Fajny z niego zwierzak. Nie wiem tylko jak on wytrzymuje z tym elfem. A tak właściwie jak on ma na imię? Muszę się go dowiedzieć.
-Jak ty masz tak właściwie na imię?
-Feanaro.
-Jestem Feniks. -powiedziałam lekko się uśmiechając ale raczej tego nie widział bo był zajęty czymś innym.
Dużo się nie dowiedziałeś.
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Gdzie... jestem?-Zapytała kobieta słabym głosem.
-W bezpiecznym miejscu-powiedział spokojnie Tivel.-Mój kolega rzekomo przez przypadek trafił cię srebrnym grotem. Ale zaraz wszystko naprawi i jeszcze przeprosi. Prawda, Fenuś?
-Zamknij się albo zrobię ci z mordy puzzle-prychnąłem, zbierając rozsypane pęczki ziół. Zachciało mi się łapać zmiennokształtną. Gdyby się tak nie miotała to bym jej nie trafił, więc oczywiście, że to jej wina i nie mam za co przepraszać. Po prostu "naprawię to co zepsułem" i przesłucham sobie tą kobietę, bo taki miałem zamiar na początku, dopóki wszystko nie zaczęło się komplikować.
Feniks?
Od Feniks (c.d. Feanaro)
-Obudziła się.
Feanaro?
Od Ate
Stałem przed wejściem do jakiejś wioski.
Byłem już wykończony, więc nie ociągając się wszedłem do wioski.
Oglądałem się we wszystkie strony. Tu i ówdzie stały drewniane chatki.
Jednak ani jednej żywej duszy nie spotkałem.
Wydaje mi się, że obszedłem w poszukiwaniu jakiegoś człowieka, całą wioskę. Jednak nikogo nie znalazłem.
Zmierzałem ku wyjściu z tego miejsca, kiedy przechodząc za róg jednej chaty wpadłem na jakąś postać.
Osoba przewróciła się, więc szybko podałem jej rękę i pomogłem wstać.
-Wybacz, nie zauważyłem pani. Myślałem też, że ta wioska jest zupełnie pusta...
<Któraś z pań? XD>
Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych.
Ate
Wioska | Mężczyzna | Człowiek | brak przyjaciół | brak partnerki
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Gratulacje, geniuszu. Zabiłeś kolejnego magicznego-prychnął jeleń.-Ta dziura po strzale nie wygląda za dobrze.
-Nie chciałem trafić! Chciałem ją tylko obedrzeć z futra! Kiedyś mi się udał taki numer-warknąłem, kucając przy kobiecie.
-Co za strzał użyłeś?
-Bo ja wiem? Napadłem na karawanę i ukradłem.
Jeleń westchnął i spróbował wziąć kobietę na grzbiet.
-Co ty odwalasz?-Zapytałem.
-Naprawiam szkody, które wyrządziłeś.
Feniks? Bój się, bój ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
-A co ci tak nagle na mnie zależy, co?-Warknęła, machając skrzydłami.
-Bo już raz uratowałem ci twoją nędzną skórę. Nie chcę, żeby mój wysiłek poszedł na marne.
-Też mi wysiłek...
Nie odpowiedziałem, tylko zajrzałem do dziury w ziemi, obok której znalazłem Valkyrię. Chyba coś się w niej ruszało.
Mordo? No, wreszcie uznajesz mój autorytet XD
czwartek, 16 lipca 2015
Od Feniks (c.d. Feanaro)
Już się boję co mi zrobisz ;-; XD
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
-Przestań mnie tak nazywać! Tam razem to nie była moja wina, miałam jakieś cholerne plamy! - wybuchłam z wściekłości
Wstałam i rozłożyłam skrzydła z nimi też wcale nie było dobrze, w kilku miejscach były plamy szachownice krwi, ale to teraz moje najmniejsze zmartwienie...
Scena twoja królu
Od Feanaro (c.d. Feniks)
Feniks? Nagle zapragnąłem mieć rękawiczki z futrzaka.
Od Feniks (c.d. Feanaro)
I co boli rączka? Co teraz?
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-To nie jest dobry pomysł-szepnął jeleń.
-Pytałem się ciebie o zdanie? Do przodu, pchlarzu.
Parzystokopytny tylko westchnął i zaczął powoli iść przed siebie. Kot rozciągnął się jak guma, ale nie puścił drzewa.
-Jeszcze tylko kilka centymetrów a rozerwie cię na strzępy więc lepiej puść-powiedziałem łagodnie.
Feniks? Nie takie rzeczy się robiło.
Od Feniks (c.d. Feanaro)
-Co się tak wściekasz? -zaśmiał się wrednie elf.
W odpowiedzi drapnełam go mocno w rękę.
-Ej! Nie dobry kot. -powiedział i już trzymał mnie za kark.
Znowu fuknełam i zaczepiłam pazurami o gałąź. On próbował mnie odczekać ale nie wyszło mu to.
Heh. I co utrudniam ci życie?
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
-Fajtłapa-warknąłem.
Fajtłapo?
Od Feanaro (c.d. Feniks)
Tivel wyciągnął szyję i podał mi wyrywającego się kota, a raczej kotkę. Kiedy miał już wolny pysk, zaczął mówić.
-To nie jest zwykły kot. Widziałeś, jak się poruszał?-Mówił.-Normalne koty nie chodzą a ten sposób. Nie uciekają po ziemi, tylko włażą na drzewa. Chodzą tak delikatnie, że nie ma sposobu żeby jakaś gałązka spadła spod ich łap. Teraz rozumiesz?
Spojrzałem bykiem na małe stworzenie, które trzymałem w rękach.
-Przykro mi, mój kolega cię wykrył-uśmiechnąłem się wrednie.
Fekins? Tak, mam Cię i nie puszczę!
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
Otworzyłam oczy, byłam pod wodą, głęboko pod wodą. Brakowało mi tlenu. Kiedy chciałam się wynuzyc nie mogłam, spojrzałam się w dół i zobaczyłam jak coś czarnego opłatało mi nogę. Z pewnością nie były to gliny bo ciągnęło mnie to na dół. Teraz zaczęłam się topic... Rozlożyłam skrzydła, a kiedy zaśwueciły się na srebrno, tamto stworzenie mnie puścilo. Płynąc do góry pomagalam sobie skrzydłami. Kiedy wyfrunelam z wody zaczęłam kaszleć i wypluwac wodę. Nie widziałam gdzie lecę, co szybko spowodowało wypadek. Zderzylam się z drzewem. W jednej chwili schowalam skrzydła. Lezalam kaszlac.
elfie wredny?
Od Feniks (c.d. Feanaro)
I co ty na to? Masz mnie xd
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Auć-warknąłem i wycelowałem w miejsce, gdzie powinno się znajdować zwierzę, ale nic tam nie było.-Widziałeś to?
-Tylko zwykły kot-westchnął jeleń.-Nie możesz próbować zabić każdego zwierzęcia, które zrzuci na ciebie byle gałązkę!
-Dlaczego?
-Bo tak. Nie zapominaj, że to nie twój las.
-Znowu te twoje ekologiczne wywody? A może powinienem cię zostawić w jaskini?
-Tam jest!-Pisnął jeleń. Nie zdążyłem nawet zapytać, o co mu chodzi. Rogacz puścił się pędem za dzikim kotem, który przed chwilą zeskoczył z drzewa.
Feniks? Się postaram.
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
Kobito?
Od Feniks (c.d. Feanaro)
Ułatwiła ci troszkę. Wykombinujesz coś Feanaro?
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
Położyłam się powoli na ziemi. Stałam się senna, ale pomimo to oczy miałam szeroko otwarte. Szerzej niż zwykle... Leżałam tak i martwi gapiłam się w drzewo. Było takie zielone, i rosło i rosło. W końcu liście były blisko mnie. Na liściach siedziały małe różnokolorowe biedroneczki i gadały do mnie dziwne rzeczy...
Może być gadzie
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Pewnie sobie poszła-mruknął Tivel, składając skrzydła.-Przecież nie jest ślimakiem, który się wcale nie rusza z miejsca!
-Pewnie masz rację. Musimy szukać dalej-powiedziałem, oglądając ślady w ziemi.-Kurza twarz, do wioski poszła.
-A tak właściwie, to czemu jej szukasz?
-Bo chcę mieć na oku każdego, kto przekracza granicę Puszczy. Dobrze wiesz, czemu.
Szczerze, Feniks? Nie mam pojęcia.
Od Fekins (c.d. Feanaro)
I co teraz Elfie?
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Budzisz-ziewnąłem, zrzucając z siebie koc.
-Jest na polanie... w miejscu, gdzie drzewa mają białe liście.
-Znam to miejsce-przeciągnąłem się.
-I co masz zamiar zrobić?
Uśmiechnąłem się, zakładając sobie kołczan na plecy i włażąc jeleniowi na grzbiet. On już wiedział, co chcę zrobić.
Feniks? Nasz elf dobrze wie, co robi.
Od Feniks (c.d. Feanaro)
I co zrobi nasz elf?
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
-Robisz to specjalnie-jęknęła.
-Śmierć z wykrwawienia i ropiejące rany podobno bolą jeszcze bardziej, więc nie wybrzydzaj-powiedziałem oschle, zawiązując ostatni supeł.-No, powiedzmy, że się utrzyma.
Dżumooo? O to chodziło.
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
Proszę. Sylwusia nie wyrabia panie elfie
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
-Jesteś pewien?-Zapytała.
-Tak, w stu procentach-zaśmiałem się.-Zwłaszcza, że znajdujemy się na takim zadupiu. Cały swój dobytek masz w tej przeklętej wiosce.
Uwielbiam takie psychologiczne gierki, ale kobieta zaczęła mnie denerwować więc złapałem ją za zranioną rękę. Spróbowała się wyrwać, ale była za słaba.
-Nie wierć się. Tylko oglądam-warknąłem beznamiętnie.
Sylwuś? Dziękuję.
Od Cardosy (c.d. Feniks i Feanaro)
-Czekaj tu- powiedział i szybko zniknął zanim zdążyłam odpowiedzieć na poprzednie pytanie. No nic. Raczej nie skorzystam gdy zanim pójdę. Pff naprawdę ta zmiennokształtna myślała, że jej nie widać? Słabo. Skoro już byłam w tym gąszczu ruszyłam w przeciwną stronę do elfa. Nie miałam zbytnio ochoty na plątanie się w jego sprawy. Widać było, że zdecydowanie nie było to ani przyjemne ani korzystne w sposób materialny. Co to? Jakiś cholerny krzyk. pewnie się zażynają po drugiej stronie tego lasu. A szkoda bo miałam nadzieję później sama rozlać krew i zmiennokształtnej i elfa.
-Woda jest, czyli prawdopodobnie są też góry-stwierdziłam do siebie widząc strumyk.
Ktokolwiek?
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
Wiesz jak bardzo Cię lubie, prawda? - Ta, wprost kocham... - Nie chcę iść do ludzi. Wolę ciebie niż... Ich
-Niech ja się zastanowię... - mówił wolno i spokojnie
-Nie mam broni...
Odwdzieczam sie tylko... gadzie?
Od Feniks
(Spotkanie z Feanaro było dzień po walce z sylwią)
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
-A czy elfy przypadkiem nie powinny się znać na...?-Chciała zapytać, ale jej przerwałem.
-A czy elfy nie powinny się znać na...?-Przedrzeźniałem ją.-Znają się. Ten konkretny też. Ale czy chce ci pomóc to jest kwestia, nad którą warto podebatować.
-No wiesz co?-Zapytała kobieta, mrugając oczami.
-Jeśli ładnie poprosisz to się zastanowię-uśmiechnąłem się wrednie.
Sylwia? Nie podjudzaj.
Od Sylwii (c.d. Feanaro)
Zeskoczyłam z stworzeniau i podziękowałam mu za podwózkę. Elf chyba nadal nie zauważył mojej rany, albo ją zignorował...
- Czego znowu od mnie chcesz? - westchnął
-Zrób z tym coś, ludziom to i wieki zajmie...
Wyciągnęłam rękę z której cały czas nieubłaganie skpywala krew, dość szybko splywajacym strumieniem.
Na co? A ja Nie wiem co tam sobie uroisz gadzie hehehe
Od Feanaro (c.d. Sylwii)
Od Sylwii (c.d. Feniks)
- Elfie, gdzie jesteś!!! - krzyknełam - przyszłam po ciebie!
Może, mnie usłyszy, a może nie. Jak nie to wrócę do wioski zanim się wykrwawie. Spojarzalam na rękę jest cała w krwi, nadal się leje , a ja nie umiem zatamowac krwawienia. Słabo u mnie z medycyną...
Gadzie? Masz szansę.
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-Nie twój interes-warknęła już całkiem sucha kobieta.
-A może jednak? Wierz mi, gorszego elfa ode mnie na świecie nie ma-powiedziałem to z nieukrywaną dumą.
-A na pewno nie ma bardziej denerwującego.
-Nie powinnaś na to narzekać. Przynajmniej się nie nudzisz.
Feniks?
Od Feniks (c.d. Sylwii)
I co teraz? Sylwia co myślisz?
Od Feniks (c.d. Feanaro)
-Powiedz o co ci chodziło.
-Już mówiłam. To nie ważne. -powiedziałam wychodząc z wody.
-Ja tak nie uważam. -powiedział nie zadowolony z mojej odpowiedzi.
Westchnełam i wysuszyłam się swoją mocą (kontrolowania ognia).
-Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
Feanaro?
Od Feanaro (c.d. Feniks)
Feniks?
Od Feniks (c.d. Feanaro)
-Widzę, że nie jesteś taki jak inni.
-Co masz na mysli?
-Prucz tego, że po wyglądzie wnioskujesz kim jestem to zachowujesz się inaczej niż inne elfy.
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-Dobra nie ważne.
Znudzony tą rozmowom ruszyłam w stronę rzeki nad którą od samego początku miałam zamiar iść.
Feanaro?
Od Sylwii (c.d. Feniks)
-Trzeba było ze mną nie zadzierać.
Puściłam jej to wspomnienie, a ona przycisnęła ręce do głowy klękając na ziemi, próbując mnie wypędzić.
Ktoś chce wybawić Feniks? Albo chociaż spróbować? >:)
Od Feniks (c.d. Sylwii)
Sylwia i co dalej?
Od Feanaro (c.d. Feniks)
-No już, wstawaj-warknąłem, patrząc na nią z góry.-I nie próbuj żadnych numerów.
Feniks?
Od Sylwii (c.d. Feniks)
Znowu chciała się poruszyć, ale jej to uniemożliwiłam. Ruszysz się jeszcze trochę to ta broń znajdzie się na wysokości twojego serca przebijając je na wylot. I dziwić się, dlaczego ja się wkurwiam jak KTOŚ odjebuje mi takie rzeczy. To tak jak gdybym kłóciła się z dzieckiem, to po prostu nie ma sensu...
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy żmijo.
I co, trzeba nie wkurwiać Sylwuni
Od Feniks (c.d. Feanaro i Cardosy)
-Szkoda że mnie jednak zauważyłeś. Nie chciałam się wtrącać.
-Tak? To po co nas obserwowałaś?
-Bo spotkanie demony z elfem zwykle źle się kończy.
-Dużo o tym wiesz jak na kogoś z wioski.
Nic nie odpowiedziała tylko musiałam się. On mysli, że jestem z wioski. Ach typowy elf. Zawsze oceniają kim się jest po wyglądzie.
Feanaro?
Od Feniks (c.d. Sylwii)
-Gadaj czemu mnie śledziłaś?!
-Nie twoja sprawa. -wiedziałam szeptem.
-Co? Chyba cie nie doslyszalam. -powiedziała sarkastycznie widocznie niezadowolona.
-To nie twoja sprawa. -powiedziałam tym razem głośno ale niskim głosem.
-Tak? A więc czyja? -powiedziała wściekła.
-Moja. Zostaw mnie to nie będe cie już śledzić.
Chciałam wstać ale jej karana znowu zbliżyła się do mojego gardła.
I co Sylwia? Nerwami cie troszkę?
Od Feanaro (c.d. Feniks i Cardosy)
Od Syliwii (c.d. Feniks)
-Czemu mnie śledzisz? - wycedziłam
Hehehe Sylwia wkurwiona
Od Feniks (c.d. Sylwii)
Sylwia chyba tak tego nie zostawiasz ^-^
Od Feniks (c.d. Feanaro i Cardosy)
Feanaro, Cardosa co wy na to?