Patrzyłam jak Feanaro pociąga sobie wino prosto z butelki. Jakkolwiek z natury rzeczy zachowanie to nie było zbyt eleganckie jemu wychodziło można by powiedzieć z gracją. Jakby robił to całe życie. Na myśl o tym uśmiechnęłam się pod nosem. Elf popatrzył na mnie jak to mówią spod pod byka i pociągawszy jeszcze łyk przymrużył oczy.
- Ze mnie się pani śmieje - spytał - jak pani zazdrości to też mogę nalać.
- Wcale się nie śmieję - udałam oburzenie - co też pan mi insynuuje.
- Nic - wzruszył ramionami - skoro mówi pani, że się ze mnie nie śmieje.
Kończąc zdanie siorbną zabawnie z butelki tak, że tym razem już nie mogłam powstrzymać śmiechu. On natomiast przełkną z godnością napój i obdarzył mnie tym swoim złośliwym uśmieszkiem.
- I kto miał rację
Nie mogłam odpowiedzieć ciętą ripostą bo nadal zanosiłam się od chichotu. Wreszcie jednak opanowałam się uświadomiwszy sobie, że zachowuję się dość głośno. Zdawałam sobie jednak sprawę, że nadal po moich ustach błąkają się ślady rozbawienia. Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz, by jakoś pokryć zmieszanie.
- Pani to wiedzę potrafi się dobrze bawić nawet bez trunków- rzucił elf niejako w przestrzeń.
- Cóż - odparłam - na nudę nie mogę narzekać...- Uświadomiłam sobie jak dziwnie mogło to zabrzmieć. Że też w porę nie ugryzłam się w język. Gospodarz tego oryginalnego lokum w jakim się znajdowaliśmy obrzucił mnie taksującym spojrzeniem. Pomyślałam, że muszę być ostrożniejsza.
- No tak czegoż się spodziewać po posiadaczce dwóch smoków. Pewnie ciężko zdobyć takich towarzyszy.
Już miałam palnąć coś głupiego, aloe w porę powstrzymałam się.
- Ależ z pana smokolog, na innych magicznych zwierzętach też się pan tak zna...
Miałam nadzieję, że da się podpuścić i opowie mi coś o magicznych zwierzętach mieszkających w puszczy. I rzeczywiście mój plan się powiódł.
- Cóż z paroma miałem do czynienia... w swojej karierze miałem już okazję spotkać demonice, zmiennokształtną i valkierie
W myśli przewracałam karty księgi ras i dopasowywałam zapachy i kolory aury. Na zewnątrz zachowałam jednak absolutny spokój i starałam się przybrać najbardziej tępy wyraz twarzy jaki przyjdzie mi na myśl. Tylko blask w oczach i może leciutkie rumieńce mogły mnie zdradzić z czego zdawałam sobie sprawę, więc pospiesznie odwróciłam się do okna. Nawet jeśli elf coś zauważył nie dał po sobie tego poznać.
- Pani chyba nie wie o czym mówię
- Owszem, ale brzmi to ciekawie, może pan kontynuować
Feanaro jednak zamilkł.
- Jak tu cicho westchnęłam - a ponieważ zaczynało się robić trochę za spokojnie zaraz dodałam - bardzo cicho gdy tak nagle przestaje się pan odzywać.
- Jeśli nie odpowiada pani towarzystwo to nie musiała pani przychodzić...
- Może, ale przykro by było gdyby pan tak nagle zamilkł na wieki... no i puszcza straciłaby chyba głównego stratega poboru podatków
- Martwiła się pani o mnie?
- Nie martwiłam się o Tivela to chyba naprawdę porządny jeleń nie jego wina że trafił na tak szemrane towarzystwo - zażartowałam
- W takim razie to Tivel ma dług wdzięczności...
- Nie do końca bo to chyba nie jemu opatrywałam rany...
- Ja o pomoc nie prosiłem... to była pani inicjatywa
- Ja jakiś czas temu też nie... tylko jakiś elf kazał mi błąkać się po lesie
- O nie, nie błądzić to ja pani nie kazałem
Musieliśmy ciekawie wyglądać przekomarzając się tak radośnie. Czułam jak rumieńce występują mi na twarz. Uwielbiałam takie dyskusje prawie tak bardzo jak filozofie. Wreszcie uświadomiłam sobie, że na zewnątrz jest zupełnie ciemno.
- Teraz proszę pana to naprawdę muszę iść
- I teraz przeze mnie będzie się pani błąkać w nocy po lesie
- Noc to owszem, ale błądzić nie zamierzam.
Skierowałam się w stronę drzwi.
- Może panią odprowadzić... Las bywa niebezpieczny
- Ale czy aż tak jak blondyneczka z dwoma smokami?
- A nie z puchatymi króliczkami - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie tym razem, a pan niech lepiej leczy rękę. No i lepiej niech pan na razie zrobi sobie mały urlop od dręczenia gwardzistów bo oni tam za bardzo na pana czekają... I proszę się nie martwić pozdrowię ich od pana...
Jako pół elf świetnie widziałam w ciemności, ale nie zamierzałam oczywiście dać to po sobie poznać.Spełniwszy swą powinność polegającym na paru udawanych potknięciach ostrzegawczych krzykach, krótkim kluczeniu między drzewami i wreszcie zapewnieniu że dam sobie radę, a jak nie to prześpię się na drzewie udałam się w drogę powrotną. Z gwardzistami poszło znacznie łatwiej niż ostatnio. Wyjaśniłam, że po prostu chciałam zwiedzić obóz. Po cichu dotarłam do mojej szopy i zamknąwszy drzwi pogrążyłam się w wyjątkowo spokojnym śnie.
<Feanaro? Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy...a jeśli chcesz coś jeszcze ode mnie wyciągnąć musisz się bardziej postarać ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz