Wstałam dość wcześnie bo nie miałam ochoty rzucać się w oczy po wczorajszych przejściach. Myśl o moim pięknym portrecie na liście gończym jakoś nie napawał mnie optymizmem. Z drugiej strony widzieli tylko moje włosy, a sama rozwiana burza blond fal raczej dziwnie wyglądała, by na ogłoszeniu, a poza tym to raczej niezbyt charakterystyczna cecha. Właśnie zamykałam szopę, gdy usłyszałam za plecami ochrypły znajomy głos.
- Przepraszam młoda damo, ale chciałam zwrócić uwagę, że to bardzo nie kulturalnie i wręcz...niemoralnie, gdy taka panienka włóczy się sama po mieście i tak późno wraca.
Poczułam jak się rumienię, ale raczej nie ze wstydy. Opanowałam się i odwróciłam powoli przyozdabiając wargi najbardziej urzekającym przepraszającym uśmiechem na jaki mogłam się w tej chwili zdobyć.
- Przepraszam, ale wpadłam...
Nie wiem co bym dalej powiedziała pewnie kręciłabym coś o pułapce w którą wpadłam zupełnie przypadkiem przechadzając się skrajem lasu. Podejrzane by to było i to nawet bardzo. Na szczęście ludziom zawsze wydaje się, że ktoś zamierza powiedzieć właśnie to co oni spodziewają się usłyszeć. Tak też staruszka natychmiast dokończyła:
- w bagno...
Obrzuciłam ją zdumionym spojrzeniem.
- Jakie bagno?
Spytała nieco zbita z tropu.
- No to w, które panienka wpadła. Często to się tutaj zdarza. Poznałam po tym porannym praniu panienki. Któż panience pomógł mam nadzieję
- Tak pewien "miły" młodzieniec
- A może zechciała by panienka poznać mojego wnuczka... naprawdę śliczny chłopiec i obrzydliwie bogaty
- Nie mam na to czasu - rzuciłam nieco niegrzecznie
- Ja to wszystko rozuminie - szepnęła konfidencjonalnie puszczając do mnie oko - serce nie sługa, ale on naprawdę jest przystojny
- Nie wątpię, ale na razie nie szukam... khym... drugiej połówki
- No ale pamiętaj las nie jest dobrym miejscem do spacerów. Tam jest naprawdę niebezpiecznie. Gdyby nie gwardziści...
Też uważałam, że puszcza nie jest bezpieczna dla mnie jednak główne zagrożenie stanowili tam właśnie ci dobroczynni królewscy wysłannicy.
- Znalazła panienka w końcu jakieś zajęcie? - spytała z troską
- Nie - odparłam ostrożnie próbując wyczuć zamiary kobiety.
- Bo moja znajoma krawcowa szuka pomocnicy...
- Nie dziękuje! dam sobie rade - zapewniłam szybko. - ale bardzo się spieszę...
Poszłam w stronę miasta. Nagle uświadomiłam ze wczoraj na skraju lasu zgubiłam nuż. Musiałam tam po niego wrócić. Ponieważ zaszłam już dość daleko postanowiłam przejść na skróty przez tak zwaną "dzielnicę nędzy". Można tam było spotkać szemrane towarzystwo, ale nie przeszkadzało mi to. Ze sobą jakoś wytrzymuję, a na kogoś gorszego raczej ciężko trafić. Uśmiechnęłam się do siebie. Po wczorajszych wydarzeniach to chyba nie było lepszego miejsca dla mnie. Nagle spotkałam gwardzistę.
- Czy my się nie znamy? - Zapytał obrzucając mnie taksującym spojrzeniem.
- Nie sądzę proszę pana - odparłam kłaniając się elegancko.
- A przepraszam co taka piękna pani robi w "dzielnicy nędzy".
Czułam, że grunt ucieka mi spod nóg. Co miałam powiedzieć. Użyć magii? czułam że to kiepski pomysł. Nie zaczaruję wszystkich. A wokoło gromadził się powoli tłum gapiów. Nagle usłyszałam chrypliwy starczy głos.
- O moja maleńka Rozalka... jak to miło że przyszłaś odwiedzić dziadziusia
Był to postawny mężczyzna z kapturem naciągniętym mocno na oczy. Byłam naprawdę zdezorientowana, jednak od razu podążyłam za staruszkiem.
- Chodźmy do domu dziadku - powiedziałam jeszcze dostatecznie głośno by wszyscy to usłyszeli. Żołnierz powiódł za nami ciekawym wzrokiem, ale wreszcie odszedł, by zająć się swoimi sprawami. Kim jednak był mój tajemniczy wybawiciel. Jednak dość szybko moje wątpliwości rozwiały się.
- Ostatni raz ratuję pani skórę
- O dzięki bardzo łaskawco - znów ujrzałam znajomy złośliwy uśmieszek - szkoda, że ma pan taki ubogi asortyment imion.
<Feanaro? Wygląda na to że znów uratowałeś mi skórę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz