Ledwie rozstaliśmy a już znów ujrzałam znajomego elfa pędzącego na skrzydlatym jeleniu. Za nim pędzili rozwścieczeni strażnicy. Nagle poczułam dziwny przypływ odwagi. Chwyciłam butelkę wina i rozbiłam ją pochlapałam cała koszule. Następnie wyskoczyłam na sam środek ulicy zagradzając się pogoni drogę i nie dając możliwości oddania dalszych strzałów. I tak stojąc na scenie świata odegrałam chyba najbardziej epicką scenę w moim życiu. Padłam na kolana i zaczęłam wrzeszczeć, szlochać spazmatycznie i załamywać ręce. Miałam nadzieję, że szybko ktoś się mną zajmie, bo tak płytkie oddechy groziły omdleniem. Tak jak przypuszczałam zaraz przybiegła spora gromadka ciekawskich. Zbili się oni w ciasny krąg i przyglądali mi się z widoczną litością i skrywanym zainteresowaniem. Nie przerywałam jednak, bo to nie o ich uwagę mi chodziło. Wreszcie za plecami łowców sensacji odezwał się twardy głos dowódcy gwardzistów.
- Rozejść się - krzyczał odpychając ludzi
Wreszcie żołnierze rozpędzili zbiegowisko i dostali się do mnie. Pierwsze co ujrzeli to moja czerwona od wina biała koszula.
- Proszę pani co się stało
- Czerwone... czerwone - wydusiłam w przerwach między kolejnymi atakami histerii.
- To krew, kogo zabili?!
- To ... to on - wyjęczałam - ten hultaj
- Ale kogo zabili?
- Nikogo na razie, ale mnie zabiją...
- Jak to nikogo? A ta krew? - spytał jakiś niższy rangą
- Jaka krew? Gdzie? - wykrzyknęłam i udałam omdlenie.
- Wody - ryknął dowódca niczym zraniony bawół. Już zbliżała się jakaś kobieta z wiadrem, gdy niby to ocknęłam się.
- To kogo zabili? - zapytałam gotowa w odpowiednim momencie znów zemdleć.
- Właśnie to próbujemy ustalić...- wyjaśniali mi cierpliwie - ma pani krew na koszuli.
- Aha - spojrzałam na brudny materiał tępym wzrokiem - ale to nie krew... to wino, czerwone...bardzo dobry rocznik - i znów zaczęłam płakać.
- O co więc pani chodzi?
Wyjaśniłam, że miałam pilnować straganu takiej jednej okropnej handlarki i miała mi za to zapłacić a teraz ją okradli i mnie zwolni, a ja nie mam pieniędzy i tak dalej. Ostatecznie od słowa do słowa zatrudnili mnie jako pomoc w obozie. Wieczorem podebrałam im trochę opatrunków i przekradłam się do puszczy nie bardzo mogłam jednak namierzyć Feanaro. Stanięcie i wołanie go było raczej głupim pomysłem. Postanowiłam więc iść przed siebie licząc, że się na niego natknę.
<Feanaro? Znajdziesz mnie czy ja znajdę ciebie? ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz