Nie wiele brakowało. Już sobie to wyobrażałam mój portret wykonany przez jakiegoś sądowego pseudoartystę i poniżej notatka któregoś urzędowych gryzipiórków "Poszukiwana za utrudnianie pracy wysłannikom królewskim". Na pewno nie wspomnieliby o konkretnych przewinieniach w końcu musieli jakoś zachować twarz, ale i tak. Uśmiechnęłam się pod nosem wyobraziwszy sobie reakcje szacownej pani Samanty, gdyby wiedziała co ja robię w wolnym czasie. To by się dopiero staruszka zdziwiła. Wreszcie uznałam, że te rozważania mogę zostawić na później, a teraz powinnam zająć się określeniem mojej obecnej sytuacji. Gnałam przed siebie w głąb Starej Puszczy z elfem u boku. Pierwsza oczywista myśl - zakryć uszy! Nie miałam ochoty ujawniać że jestem elfem pół krwi, aż za dobrze wiedziałam jak to się może skończyć. Wreszcie zatrzymaliśmy się na polanie. Uznałam że powinnam wyglądać na zmęczoną. Oparłam więc ręce na kolanach i udałam, że próbuje wyrównać oddech. Zastanawiałam się co powinnam powiedzieć, bo wydawało mi się że jestem winna jakieś wyjaśnienia. Zdawałam też sobie sprawę, że to ja powinnam zacząć rozmowę, bo elf nie wyglądał na rozmownego. Już miałam zacząć, gdy nagle odezwał się dość szorstkim głosem w którym pobrzmiewała zaczepna nuta:
- Widzę, że na podziękowania to sobie nie zasłużyłem
- Świetnie bym sobie dała radę - odgryzłam się zupełnie nie zbita z tropu - i bez pana pomocy
- Ach tak, to rozumiem, że na tej linie z tego drzewa to sobie pani wisiała dla przyjemności
- Być może
- Dobrze na drugi raz nie będę pani śmiał przerywać tej doskonałej zabawy - zapewnił kłaniając się groteskowo przy czym z jego ust nie schodził groteskowy uśmieszek. Ja też byłam rozbawiona tą wymianą zdań.
- Więc to jest ta puszcza- szepnęłam do siebie
- Nie, to jest środek sąsiedniej wioski - rzucił elf od niechcenia sprowadzając mnie od razu na ziemię. Zapomniałam, że przedstawiciele tej rasy mają wyjątkowo wyczulone zmysły. W sumie nie miałam mu tego za złe.
- Życzy pani sobie wycieczkę krajoznawczą?- spytał ironicznie
- Jeśli mam szanse na jakieś milsze towarzystwo...
Znów ten charakterystyczny uśmieszek zatańczyła na jego wargach. Wyczuwałam że chyba mu trochę nie na rękę moje towarzystwo. Zerknęłam niby to na pozycje słońca i rzuciłam tradycyjne:
- Ależ już późno, to chyba nie przystoi o tej porze spacerować po lesie z nieznajomym... pan wybaczy, ale obowiązki mnie wzywają.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam z godnością przed siebie.
- Ma pani naprawdę świetny wzrok...
- Słucham? - spytałam spoglądając przez ramię.
Spoglądał na mnie z politowaniem.
- Nawet ja z moimi zdolnościami nie mogę stąd dojrzeć słońca, a pani tak dokładnie wie, która godzina... szkoda, że z kierunkami już tak sobie nie radzi, bo do wioski to w drugą stronę...
Odwróciłam się i poszłam pewnym krokiem w drugą stronę czując nadal na sobie jego wzrok.
<Feanaro? Pozwolisz białogłowej zgubić się w lesie...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz