- Wiesz po tym pięknym występie w mieście musiałam znaleźć kogoś kto o wszystkim wiedział i doceni mój talent... a poza tym ja zawsze spłacam długi do końca, panie Feanaro.
- Chyba nie liczysz na podziękowania. Dług to dług. Za to co się należy nie trzeba dziękować.
Kiedy my sobie rozmawialiśmy najspokojniej Jeleń przebierał nerwowo kopytami.
- Możesz już iść Tivel - rzucił elf - dam sobie rado nie sądzę, że pani Fantagiro nie zamierza mnie atakować.
Z ulgą wierny towarzysz opuścił pokój rannego i zszedł na dół. Słuchaliśmy chwilę jego tupotu na schodach. Zapadła nieco krępująca cisza. Wiedziałam, że ciężko będzie przekonać Feanaro do tego by pozwolił mi opatrzyć ranę jednak sącząca się z niej powoli krew napawała mnie niepokojem. Stanęłam więc przy oknie i rozejrzałam się.
- Nikt pani nie śledził? - spytała wreszcie mój nowy znajomy.
- Naprawdę ma mnie pan za tak głupią - spojrzałam na niego z politowaniem. Wyglądał na zaskoczonego. Nie znał mnie chyba od tej strony. Przyklękłam dość blisko niego. Odsunął się nieznacznie i uniosłam dłoń do grota sterczącego z jego ramienia.
- Co pani robi! - wykrzyknął
- Cicho, bo nawet jak mnie nikt nie śledził zaalarmuje pan zaraz całą puszcze.
- Jak znam twoje zdolności to i tak wszyscy już wiedzą... nieprzyciąganie uwagi raczej nie jest twoją mocną stroną - tym razem jego złośliwy uśmieszek przyniósł mu ulgę. Znaczy, że jeszcze nie jest z nim tak źle. Wyjęłam z torby opatrunki i buteleczkę spirytusu.
- O taka ładna pani i taki tani alkohol... chciała pani zabalować wystarczyło powiedzieć... nabyłem ostatnio wyborne wino
- Z tego, co wiem wino nie odkaża tak dobrze ran... a po za tym nie pije.
- Spirytusu to też bym nie pił paskudztwo, ale winko to co innego
Nadal udawał wesołka, ale odsunął się nieznacznie. Czyżby obawiał się bólu. Postanowiłam w miarę możliwości skierować jego myśli na inne tory.
- Widzisz naprawdę nie piję żadnego alkoholu, bo ponad wszystko cenię sobie trzeźwość... Jak się logicznie myśli to się nie wpada na tak głupie pomysły. A w ogóle co panu strzeliło do głowy z tą wycieczką?
- Gdy wyciągałem szanowną panią z tej pułapki mogłem zapytać o to samo... a swoją drogą co pani tam robiła... - widziałam, że rozmowa schodzi an niebezpieczne tory chwyciłam więc bandaż i wepchnęłam mu w usta. Nim decydował się zareagować wyszarpnęłam grot z jego ramienia i przyłożyłam gazę. Wydał tylko zduszony jęk. Zatamowałam nieco krwawienie i oblałam ranę spirytusem. Pacjent syknął cicho.
- Wiem że piecze... trzeba było się nie ścigać ze strzałami... jeszcze trochę i by durszlak z pana zrobili.
Wydało mi się że lekko uśmiecha się z nutką ironii. Chętnie by mi się odgryzł, ale knebel zdecydowanie mu to utrudniał. Ścisnęłam dość mocno ramie opatrunkiem i pozwoliłam mu wyjąć knebel z ust.
- Co to miało być!
- Nie zauważył pan, że czasem za dużo mówi - odparłam uśmiechając się przyjaźnie.
<Feanaro? A drań tęsknił? Chyba na drugi raz sam się opatrzy ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz