- Ładnie ci w sukience - stwierdził w moich myślach smok przywracając mnie do rzeczywistości.
- A tak - powiedziałam na głos. Chwyciłam małe pudełeczko pozostawione na występie skalnym i delikatnie przymknęłam uchylone wieczko. Natychmiast nasze stroje wróciły do normy, a wejście do labiryntu zniknęło zmieniając się w dość głęboką jaskinie. Feanaro spojrzał na mnie zaskoczony.
- O widzę rola królowej labiryntu już się pani znudziła...
- Cóż ktoś mi kiedyś mówił że w lesie nie powinno się nosić ubrania które sprawia że rzuca się człowiek w oczy jak "krowa pośród owiec"- uśmiechnęłam się zadziornie - choć jak na pana patrzę to zaczynam żałować...
- Doprawdy, a ja myślałem, że ta dziura na plecach dodaje mi uroku... w końcu to rana bojowa - uśmiechnął się złośliwie. Gordon mruknął coś jednak pod nosem i elf natychmiast odskoczył od niego piorunując go wzrokiem.
- Co on panu znowu zrobił? - zapytałam zanosząc się od śmiechu, bo próba przyjęcia groźnego wyrazu twarzy w wydaniu Feanaro miała efekt komiczny. Czułam że nie potrafi się długo gniewać na swojego smoka. Coraz bardziej przypominało to raczej jego sprzeczki z Tivelem.
- Nic - warknął obrażony elf - po prostu grzecznie odpowiadam na ofertę tej wstrętnej gadziny dotyczącą powiększenia mojej kolekcji blizn.
Wcześniej wspomniana "gadzina" odpowiedziała na te zarzuty tryumfalnym uśmieszkiem. Jeździec chciał mu wymierzyć cios łokciem, ale w starciu z gadzią łuską to on raczej odniósł większe obrażenia. Obserwujący całe zajście jeleń zachichotał cicho.
- A ty co się cieszysz... - zgromił go towarzysz.
- A bo trafiła kosa na kamień wreszcie ktoś nad kim nie będziesz mógł się znęcać... coraz bardziej zaczynam lubić tego zwierzaka
Smok skłonił się z galanterią w stronę Tivela.
- Zdrajcy - wycedził elf przez zęby
Opanowawszy wybuch śmiechu poczułam się zobowiązana zastanowić nad naszymi przyszłymi działaniami. Nie zamierzałam jednak tym razem podejmować decyzji samotnie, bo w razie niepowodzenia znów byłoby na mnie. Przywołałam wiec wszystkich i wyłożyłam fakty.
- Cóż przypuszczam że wszyscy mamy ochotę wrócić do domu jednak logika podpowiada iż jest to pierwsze miejsce gdzie będą nas szukać.
- O ja tam myślę, że nie wiedzą gdzie jest zamek...
Uniosłam lekko brwi okazując swoje niedowierzanie.
- Raczej powinieneś powiedzieć nie wiedzieli... zresztą nie zamierzam ryzykować
- Nie wierze, że to słyszę - wtrącił Tivel co spotkało się z natychmiastową aprobatą jego przyjaciela wyrażona złośliwym uśmieszkiem.
- Po za tym - kontynuowałam nie wydaje mi się by było tam miejsce do ukrycia dwóch smoków
- Ale nie zamierza pani chyba zostać w tych górach na zawsze... - wykrzyknęli chórem jeleń i elf.
- Nie... oczywiście, że nie - uspokoiłam ich - ale w zasadzie mamy dwie opcje albo poczekamy, aż przestaną nas szukać co chyba raczej nie nastąpi, albo lepiej przygotujemy się do powrotu.
- Co ma pani na myśli? - spytał Feanaro wpatrując się we mnie nieufnie.
- Wyszkolimy się na Smoczych Jeźdźców - odparłam z dumą
- Przecież ty nawet sama nie skończyłaś szkolenia, więc kto nas będzie uczył... sama mówiłaś że chciałaś wrócić do tej organizacji... bo nie damy rady - próbował sprowadzić mnie na ziemię elf, ale ja wiedziałam doskonale, że mu się to nie uda.
- To jest trudne - powiedziałam - ale nie nie niemożliwe. A tak po za tym panie Feanaro potrafi pan szyć.
Mojego znajomego zamurowało popatrzył na Tivela potem na mnie i prawdopodobnie uznał, że od tego błądzenie w labiryncie pomieszało mi się w głowie. Ponieważ jednak najwidoczniej zrozumiał już, że lepiej mi się nie narażać.
- Raczej nie - odparł
- No to świetnie - westchnęłam - bo ja też nie, ale to nic... proszę mi dać swój płaszcz
Elf posłusznie zdjął okrycie, ale podając mi je odrobinę się zawahał.
- Chwileczkę co pani zamierza zrobić
- Jak to co - odparłam z promiennym uśmiechem (takim samym jak pamiętnego dnia kiedy udałam się na "małe polowanko") nie zwiastującym niczego dobrego - zamierzam nauczyć się szyć
Wyrwałam mu ubranie z wyciągniętej dłoni i podążyłam w kierunku jaskini. Niedawny posiadacz dziurawego palta stał z niemądrym wyrazem twarzy wodząc za mną szeroko otwartymi oczami. Za plecami usłyszałam głęboki gardłowy chichot Gordona.
- No co pan tak stoi... dla pana pozostawiam bardziej męskie zajęcia... trzeba upolować jakąś skórę na siodła, mięsko na kolacje, trochę opału i dwa średnio długie, proste, mocne patyki.
Elf wzruszył ramionami zarzucił sobie na plecy łuk i kołczan i ruszył w stronę lasu. Zanim skrył się w gęstwinie krzyknęłam jeszcze za nim.
- Tylko proszę tym razem bez dodatkowych niespodzianek
- A co ja niby mógłbym znaleźć w tych górach
- No nie wiem ostatni jak poszedł pan po opał to wrócił bez drewna a za to ze smokiem więc a nuż znów przywlecze pan jakieś nieoczekiwane kłopoty
- Gdzieżbym śmiał, od tego to pani jest specjalistką
Jakoś mu nie wierzyłam więc zbliżyłam się do Tivela i szepnęłam mu na ucho.
- Idź z nim i pilnuj go!
Jeleń który prawdopodobnie i tak, by to zrobił nawet bez mojej zachęty popędził w kierunku gdzie przed chwilą zniknęła sylwetka mężczyzny.
Wróciłam do jaskini i zaczęłam nucić swoją magiczną krawiecką melodię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz