- Feanaro - wrzasnęłam, a gdy spojrzał na mnie wycedziłam przez zęby - Ja pana bardzo proszę o trzymanie myśli przy sobie.
- Ale ja nic przecież nie robię...
- No właśnie - chwyciłam go dość mocno za poły płaszcza i przyparłam do krat. - po co ja mówiłam szanownemu panu o barierze myśli weź pan się ogarnij... albo skupisz się pan na tym kamieniu, albo ja panu tak się skupić pomogę - pogroziłam mu pięścią.
- Nie tak gorączkowo - uspokoił mnie Seredo, a jego głos był znacznie donioślejszy niż zazwyczaj - On teraz tez jest jeźdźcem... oboje jesteście
Dopiero teraz ujrzałam, iż za plecami mężczyzny stoją dwa potężne gady. Z wrażenia mocniej zacisnęłam rękę na okryciu mojego znajomego.
- Przepraszam - zauważył ostrożnie - czy może mnie pani już puścić mnie, bo trochę niekomfortowo się czuję i nie zamierzam teraz jeszcze odzieży prasować
- Tak oczywiście - odparłam odsuwając się z roztargnieniem.
- Zaraz was uwolnimy - zapewnił Gordon
- Czekaj! - krzyknęłam bo nas usmażysz. Szybko wyszeptałam zaklęcie i stworzyłam barierę ochronną. Elf i Tivel wyglądali na zaniepokojonych.
- Czy jest pani pewna że to zadziała?
- Zaraz się przekonamy... a jak nie zadziała to czeka nas szybka, lecz dość bolesna śmierć - uśmiechnęłam się starając dodać im otuchy.Niestety zdawałam sobie sprawę iż moja magia nie jest na najwyższym poziomie. Ku mojemu zdziwieniu i wielkiej uldze kraty stopiły się a nam nic się nie stało. Niestety dość gwałtownie wylądowaliśmy na ziemi.Feanraro pierwszy stanął na nogi.
- Nadepnęła mi pani na dłoń - powiedział z wyrzutem
- Należało się panu...
- Niby za co?!
- Kobiety nie wolno tak wyzywać... szczególnie kiedy stoi obok i tylko dziwię się, że nasz niespodziewany gość cie nie spoliczkował
- To może wcale nie potrzebnie uciekamy on był dla pani całkiem kulturalny... przynajmniej do momentu zamknięcia w klatce... - uśmiechnął się złośliwie.
- A właśnie on może w każdej chwili wrócić... - rozejrzałam się nerwowo dookoła - powinniśmy się ukryć
- Droga pani już mówiłem że pani ubiór to raczej nie najlepszy strój maskujący, a teraz mamy jeszcze dwie wielkie góry łusek do schowania...
Pokiwałam głową wsłuchując się w rzeczywistości w dochodzący od strony lasu hałas.
- Chyba już za późno - szepnął Tivel
I wtedy spomiędzy drzew wychyliła się głowa mojej ukochanej klaczy Kasjopei. Zwierz wybiegło na polanę i rozejrzało się niepewnie. Natychmiast podbiegłam i rzuciłam jej się na szyję kochanej towarzyszce. Mao znajomi wyglądali na zaskoczonych.
- No co przecież czytaliście list, to Kasjopeja... moja klacz, a w zasadzie pegaz - wówczas koń ujawnił swoje skrzydła. - Teraz wystarczy tylko dosiąść zwierzaków i odlecieć
- W sensie smoków
- Nie, one muszą polecieć i ukryć się gdzieś w górach... są za małe by walczyć z Ferro on ma już 20 lat, a oni ledwie sześć ... dzięki więzi wciąż będziemy mieć kontakt
Elf nie wyglądał na zachwyconego. Podszedł jeszcze raz do Gordona i pogłaskał go po zimnym łuskowatym pysku.
- Trzymaj się mały - smok fuknął tylko pogardliwie i machnął ogonem zbijając swojego jeźdźca z nóg
- Jasne "mały"
- No dobra, czas się rozdzielić
Seredo spojrzał na mnie tęsknie. Oczywiście, że marzyłam o tym by na nim polecieć,ale nie zamierzałam ryzykować poważnych uszkodzeń ciała spowodowanych otarciem o ostre łuski.
- Trzeba będzie skombinować siodła - powiedziałam do siebie siedząc na grzbiecie ukochanej klaczy.
- Ojej to panienkę cztery litery bolą od jazdy na oklep... chyba powinienem mieć jeszcze gdzieś w kieszeni belę doskonałego jedwabiu... Pani pierwszy raz konia pewnie dosiada...
- Nie o koniu mówię - żachnęłam się - tylko o smoku
- O smoku?
- To tylko potwierdza moje przypuszczenia co do poziomu pana wiedzy, który jest żaden... powinnam chyba pozwolić panu na próbny lot choć jak sobie pomyśle jakbym musiała się napracować z opatrywaniem ran... cóż nie pozostaje mi nic innego jak ostrzec pana przed popełnieniem kolejnej głupoty...
Elf sluchał tego wykłady ze złośliwym uśmieszkiem błąkającym się po wargach, a na koniec zaczął klaskać.
- Brawo - śmiał się - już wiem czemu ten Jaromir chciał mieć na ciebie oko po prostu boi się konkurencji.
Poczułam, że się rumienię czy to ze złości czy też był ku temu inny powód. Odwróciłam głowę udając że podziwiam widoki. Nasze wierzchowce biegły teraz obok siebie w powolnym kłusie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz