środa, 9 września 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

-Jeśli przeżyjemy, będzie to wystarczające wynagrodzenie dla nas wszystkich-powiedziałem równie cicho. Rzuciłem w stronę potwora pełne nieufności spojrzenie.
-Skąd mamy wiedzieć, że nas nie wykiwasz?-Zapytałem, tym razem na głos.
-I tak nie macie wyjścia. Zaufacie mi... albo zginiecie-odpowiedział ze spokojem. Rany, taki to ma fajne życie. Cały dzień śpi i ma możliwość zabić prawie każdego, kto go obudzi.
-Ile istot przed nami podjęło się twojej próby?-Kontynuowałem wypytywanie węża.
-Kilka. Wszyscy zdążyli poumierać. Jesteście pierwsi od kilkuset lat.
-Eeee... daj nam chwilę...
Złapałem Fantarigo za ramię i pociągnąłem w kierunku skalnej ściany. Tivel i Kasjopeja już tam byli.
-Panie Feanaro, co to za maniery?-Zapytała blondyna z udawanym wyrzutem w głosie. Przewróciłem oczami.
-Nie mamy teraz czasu na kłótnie-powiedziałem.
-Zabawne. Przed chwilą to ty byłeś w najlepszym nastroju do sprzeczek.
-Sprawa tym razem jest zbyt poważna. Niby nie mamy wyboru, ale ja bym nie ufał temu wężowi... nie wiadomo, co on chce z nami zrobić...
-Warto spróbować. W końcu będziemy mieli być może jedyną szansę, żeby się stąd wydostać. Już nie mówiąc o ochronie, jaką zapewni nam potwór, jeśli się uda. Czy to nie kuszące?-Uśmiechnął się Tivel. Zacząłem powoli doceniać jego starania, żeby trochę załagodzić spięcia w naszej grupce.
-I tak uważam, że to zły pomysł...
-I tak to nam się oberwie. Nie wiem, jak tobie, ale ja mam to już gdzieś, czy zeżre mnie smok, człowiek czy wąż.
-Dobra. To co, ryzykujemy?-Zapytała Fantarigo.
-Ryzykujemy-odpowiedział natychmiast Tivel, zanim zdążyłem zaprotestować. Zrezygnowany powlokłem się za nimi w stronę węża, który zdążył już uciąć komara, jednak usłyszawszy nasze kroki ponownie otworzył swoje oczy.
-Zastanowiliście się?-Zapytał. Dźwięk jego głosu zaczął przyprawiać mnie o ciarki.
-Zastanowiliśmy się-burknąłem. Potwór skierował swoje złote ślepia na mnie.
-Jeśli macie podjąć próbę, musicie wszyscy tego chcieć i być pewni swojej decyzji. Wyczuwam w tobie tylko niechęć.
Poczułem na sobie spojrzenie Fantarigo. Miałem wrażenie, że mówi do mnie w myślach: "tylko spróbuj się stawiać, a będziesz miał do czynienia ze mną, a umiem być gorsza niż sto takich węży". Przewróciłem oczami i bardziej się wyprostowałem. Pewny siebie spojrzałem wężowi w oczy.
-Teraz lepiej-na pysku potwora pojawiło się chyba coś na kształt uśmiechu.-Pozwólcie za mną.
Ruszył przed siebie, ale zamiast pełznąć prosto skręcił w prawy korytarz, którego do tej pory jakoś żadne z nas nie zauważyło. Poszliśmy za nietypowym przewodnikiem, który po kilkunastu metrach jednak dosłownie rozpłynął się w powietrzu, zostawiając naszą czwórkę samą w sześciennym pomieszczeniu o gołych ścianach. Staliśmy tam w milczeniu jakąś chwilę, ale nic się nie działo. Coś we we mnie pękło kiedy zniknęło wejście.
-I co to niby ma kurwa być, co?-Syknąłem.

Fantarigo? Tak, wiem, nie popisałem się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały