Z trudem powstrzymałem się od chichotu. Nie zamierzałem mu się ujawniać, bo jeszcze by mi się oberwało po dupie. Pewnie ten koleś jest jakimś sadystą... albo pedałem. Siedziałem sobie spokojnie na dachu, bezpiecznie ukryty za kominem i słuchałem, jak facet strzępi język. Jedno można mu było zarzucić: był rozbrajająco zabawny. Chyba bym go tak łatwo nie zostawił. Postanowiłem go pognębić jeszcze trochę. Nawet nie zależało mi na jego majątku, bo poza tym paradnym wdziankiem w którym ja bym się w życiu nie pokazał to delikatnie rzecz ujmując gówno miał.
-No, pokaż się to może ci nóg z dupy nie powyrywam!-Wrzeszczał mężczyzna. Dobrze, że się ciemno robiło. Nie miał szans mnie zobaczyć, więc usiadłem na kominie i zacząłem majtać nogami w powietrzu jak dziecko. Wtedy właśnie, zwabiony krzykami przyleciał Tivel odpicowany na gołębia i usiadł obok mnie na dachu.
-Patrzaj, jaką śmieszną pierdołę w lesie znalazłem-szepnąłem do towarzysza.
-On jest nowy. Ja go gdzieś tu widziałem. Nie jest chyba gwardzistą, więc czemu się przed nim chowasz?-Zapytał Tivel.
-Bo śmiesznie gada. Z resztą, sam posłuchaj-powiedziałem.
Bebokowaty gałganie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz