Na chwilę przestałem próbować (tak, to jest chyba najbardziej odpowiednie słowo) atakować kijkiem Gordona. Oparłem się na swojej broni jak na lasce i wpatrzyłem w horyzont. Słońce grzało niemiłosiernie i pewnie zdjąłbym koszulę gdyby nie fakt, że jaśnie pani chyba nigdy nie widziała mężczyzny w samych gaciach. W oddali majaczył zarys lasu, w którym to spędziłem większość czasu poprzedniego wieczoru. Do rzeczywistości przywołało mnie cięcie ogona Gordona, niby bicza, na plecach. W miejsce, gdzie oberwałem poprzednio.
-A to za co?-Warknąłem, wykrzywiając się boleśnie.-Jak ty mnie tu zakatujesz to będziesz miał przekichane!
-Przestałeś się starać i mnie atakować-powiedział smok takim tonem, jakim mówi stary, mądry nauczyciel do nieumiejącego nic ucznia.
-Zmęczyłem się, więc robię sobie przerwę.
Kolejne cięcie ogonem tym razem zablokowałem kijkiem. Gad odskoczył i zaczął na mnie szarżować, jednak zrobiłem sprytny unik i znowu oparłem się na patyku.
-Przez całą noc ładowałeś w gałąź jak głupi bez przerwy, a teraz piętnastu minut nie możesz wytrzymać? Oj, chyba mi tu coś nie pasuje.
-Jestem zmęczony, bo się nie wyspałem-moim słowom towarzyszył dźwięk drewnianej broni blokującej tym razem cięcie łapą.
-Nie dziwię się, jak się robi głupie rzeczy całą noc to się nie wysypia... zła postawa, nie jesteś słupem soli!
Na złość smokowi stanąłem jeszcze sztywniej, po czym odskoczyłem, kiedy Gordon chciał podciąć mnie skrzydłem.
-Było mnie nie budzić, jak spałem w lesie-zaśmiałem się i ruszyłem w stronę smoka.-Teraz ja atakuję!
Gordon jednak zrobił szybki unik, uderzył mnie w plecy głową tak, że upadłem na ziemię. Przed swoją twarzą zobaczyłem triumfalny uśmiech smoka na tle błękitnego nieba.
-Właśnie widzę, jak mnie atakujesz. A co do lasu, to nie wiadomo, co w nim siedzi w nocy. Jeszcze mały Feanaro zrobiłby sobie krzywdę.
-Hola!-Krzyknąłem i dźwignąłem się na nogi.-Tak się fantastycznie składa, że jestem starszy od ciebie o paręset ładnych lat... gówniarzu.
Smok nie zrobił sobie nic z obelgi. Za to, kiedy się rozkojarzyłem, wyrwał mi kijek z ręki i ponownie chlasnął ogonem, tym razem po nogach. Pisnąłem jak bity szczeniak, kiedy ostre łuski wpiły mi się w skórę.
-Od kiedy ci tak zależy na moim bezpieczeństwie?-Dodałem.
-A choćby od czasu, kiedy jesteś... moim jeźdźcem-te słowa wyraźnie nie chciały mu przejść przez gardło.-Jakby cię coś tam zeżarło to ze mną byłoby równie kiepsko.
-Ojejku, jak uroczo! Dzielny smoczek pilnuje, żeby nic nie skopało zadka jego jeźdźcowi!
-Bo dzielny smoczek ma wyłączność na kopanie zadka małego elfika! A teraz zamknij jadaczkę, bo się rozpraszasz.
Uderzyłem go kijkiem w kark.
-Kto tu się rozprasza?-Zaśmiałem się. Zrobiłem kolejny unik przed ciosem.
-Przestań unikać! Spróbuj mnie zaatakować-prychnął smok i ruszył na mnie. Skoczyłem mu na przeciw. Obydwaj zderzyliśmy się z takim impetem, że aż poleciałem do tyłu, za to smok dalej stał na łapach, ino chwiał się trochę. Zaatakowałem go, niestety z marnym skutkiem. Z goryczą zauważyłem, że ja się tylko bronię i piszczę jak dziecko, kiedy mi się oberwie, a smok dobiera mi się do skóry i rzuca komendami typu: "zła postawa", "w jednej ręce szpadę trzymaj", "nie jesteś w karczmie tylko na ćwiczeniach", "nie garb się" i tak dalej.
-Ja chcę przerwę!-Powiedziałem i zaparłem się nogami o ziemię, kiedy Gordon ciągnął mnie za nogawkę. Materiał trzasnął i smok po chwili został tylko z kawałkiem szmaty w pysku, a mi ubyło spodni aż do kolana.
-Pięknie. Fantarigo na pewno nie będzie dzisiaj bezrobotna-powiedziałem.-Idę sobie. Jestem głodny, chce mi się pić i muszę załatwić sobie jakiś środek na siniaki. Bywaj.
Smok chciał mnie zatrzymać, ale trzasnąłem go kijkiem po grzbiecie.
-Bywaj-powtórzyłem z większym naciskiem. Gordon jednak nie dawał za wygraną. Wyciągnął wielką łapę i złapał mnie za ramię. Na to właśnie czekałem. Dotknąłem delikatnie ciemnej, chropowatej, gadziej skóry. Smok natychmiast ziewnął i puścił mnie.
-Dobranoc, śpiący królewiczu-zaśmiałem się, kiedy Gordon zapadł w głęboki sen. Odszedłem nad strumyk, nabrałem wody w dłonie i zacząłem łapczywie pić. Wtedy poczułem, jak coś popchnęło mnie i wrzuciło do wody. Zachłysnąłem się i wypłynąłem na powierzchnię. Zobaczyłem na brzegu roześmianą Fantarigo.
-Pani nie powinna teraz bawić się siodłami?-Zapytałem. Zimna woda sięgała mi w najgłębszym miejscu do ramion.
-A pan nie powinien teraz ćwiczyć?-Odpowiedziała, wymownie zaciskając drobne ręce w pięści.
-Gordon postanowił się przespać. Ale ja nie miałem zamiaru pływać.
-Ja słyszałam, co wy tam wyprawiacie, więc postanowiłam dać panu nauczkę za uśpienie nauczyciela.
-Też mi nauczka w porównaniu z tym, co ten mój nauczyciel mi tam robił! Będę miał jutro siniaki. I rozcięcia na skórze.
-Tylko się nie rozpłacz, biedaku.
-Już ja ci się rozpłaczę... ja ci pokażę, co elf potrafi!-Zaśmiałem się i wyskoczyłem z wody. Na brzegu otrzepałem się niczym pies, chlapiąc wodą dookoła.
-Ej!-Pisnęła Fantarigo i cofnęła się. Zrobiłem kilka susów i znalazłem się przy niej.
-Co powiesz na małą zmianę ról? Zaraz ja księżniczkę wrzucę do wody, stanę na brzegu i zacznę się z niej nabijać. Zobaczymy, co się stanie.
Fantarigo? Ledwo co w szanownego wf-u wróciłem, a ty mi już ćwiczyć każesz ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz