-Nie no, nie mam powodu się na ciebie gniewać. Zwłaszcza, że gdybym nie drążył tematu to byśmy się po prostu rozeszli i kto wie, może byśmy nie natknęli się na czarne koty-powiedziałem, ale unikałem wzroku Fantarigo jak ognia.-Można więc śmiało powiedzieć, że to wszystko to po części również moja wina.
-Oooo, teraz będziemy wszyscy brać winy na siebie. Uroczo-prychnął Tivel i spróbował się odwrócić, tym samym wbijając mnie i Fantarigo w boki klatki.
-Weź ten zadek...-syknąłem. Jeleń posłusznie wykonał zwrot, jednocześnie wprawiając tym klatkę w ruch.
-Ej, co się tam dzieje?-Zapytał jeździec, który na chwilę oderwał wzrok od ogniska.
-Próbowaliśmy się jakoś ułożyć-zaszczebiotała Fantarigo i szeptem zwróciła się do mnie.-To jak? Spróbujesz?
-Mogę, ale ten koleś z pewnością to zauważy-wskazałem głową na faceta na dole.
-Z nim to ja sobie poradzę-szepnął Tivel i zaczął znowu się wiercić, powodując tym ruch klatki i zwracając uwagę "strażnika".
-Ej, gdzie Fantarigo Srebrzysta?-Warknął mężczyzna, przypatrując się nam uważnie. Nie rozumiałem, o co mu chodziło, dopóki nie spojrzałem tam, gdzie powinna stać blondyna. A jej tam nie było... a raczej była, zamaskowana za pomocą iluzji. Złośliwy uśmieszek na moich ustach jeszcze bardziej się rozciągnął kiedy zobaczyłem wierną, nieprawdziwą kopię Fantarigo chowającą się między drzewami. Poczułem delikatny uścisk niewidzialnej dłoni na ramieniu i zrozumiałem, że muszę zwrócić uwagę mężczyzny na iluzję, dopóki Tivel będzie w stanie ją utrzymać. Udało mi się przepchnąć do prętów klatki.
-Wstrętna, jasnowłosa suko!-Wrzasnąłem i wymierzyłem oskarżająco palec w kierunku uciekającego klona.-Ta mała, parszywa dziwka wykorzystała mnie, żeby zwiać! Oj, nie ujdzie jej to płazem! Goń ją pan, chyżo, zanim zwieje ze swoimi parszywymi smoczyskami!
Mężczyzna jakby przez chwilę wahał, aż wreszcie wskoczył na grzbiet smoka i poleciał w las. Kiedy wielka bestia zniknęła mi z oczu, odetchnąłem z nieukrywaną ulgą. Jednocześnie poczułem ukłucie zazdrości. Smok to świetna rzecz na otwarte akcje. Potężny, silny i pełen wdzięku zarazem... Tivel był dobry na ciche wypady, których z czasem robiliśmy coraz mniej. Oczywiście, nie zamierzałem porzucać wiernego towarzysza, ale opcja przygarnięcia gada zaczynała mi się coraz bardziej podobać.
-Poszli sobie-stwierdziła widzialna już Fantarigo.-To co, Feanaro i Gordon, gotowi?
-Byleby się stąd wyrwać-uśmiechnąłem się. Za wszelką cenę nie dałem po sobie poznać, że jestem podekscytowany jak mało kiedy.
-Jeszcze czego-prychnął Gordon, ale nie cofnął się. Widocznie on też zaczynał się nudzić.
-Dobra. To zacznijmy wreszcie-powiedziałem. Zaczęliśmy przechylać klatkę raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie zajęło nam to wiele czasu. Kiedy osiągnęliśmy właściwą odległość, Fantarigo pchnęła mnie do ściany. Wyciągnąłem rękę i złapałem się prętów klatki, w której kuliły się smoki. Gordon w ostatniej chwili odskoczył, kłapiąc pyskiem.
-Nie utrudniaj, jak cię proszę-przewróciłem oczami.
-Już poznałeś, jaką mam o tobie opinię-powiedział smok.
-Nikt nie powiedział, że na pewno jestem twoim jeźdźcem. Ale dopóki się o tym nie przekonamy, Fantarigo nie da nam spokoju.
Gordon po części przekonany zrobił krok do przodu. Przyciągnąłem klatkę smoków jeszcze bardziej i oplotłem nogami jej kolejne pręty, żeby mieć pewniejsze oparcie i wolne ręce. Poczekałem jeszcze chwilę, aż stroszący pazury smok uspokoi się. Wiedziałem jednak, że muszę to załatwić, zanim wróci pewnie wpieniony jeździec, więc nagłym ruchem capnąłem Gordona za grzbiet. Smok pisnął. Poczułem ponownie jego ciepło, jednak wydało mi się ono większe, niż kiedy trzymałem gada przez płaszcz. Wręcz parzyło mnie. Wydawało mi się, że moją rękę trawi smoczy ogień. Nie mogłem się powstrzymać od cichego jęku. Nie wiedziałem, jak ma przebiegać nawiązanie tej więzi między mną a Gordonen ale poczułem, że to może być to.
Fantarigo? Ja się na smokach nie znam ale czuję, że coś za przeproszeniem mocno jebnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz