wtorek, 8 września 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

Z wrażenia aż otworzyłem oczy. Po spacerku ciasnym tunelem, jaki prowadził z jaskini, ogromna przestrzeń podziemi stanowiła miłą acz trochę niebezpieczną odmianę.
-Ale super!-Pisnął Tivel i od razu pobiegł do przodu. Wpadł jak stuknięty na kamienny, omszały most.
-I kto tu się teraz zachowuje jak dziecko?-Westchnąłem.
-Odezwał się. Nie zapomnij, że to ja znalazłem to miejsce i mogę sobie w nim robić to, co chcę-rzucił jeleń niezbyt przyjaznym tonem. Super. Nie dość, że Fantarigo zbiera się na wyrzuty, to jeszcze towarzysz ma jakieś problemy do mnie. Powiodłem smętnym wzrokiem za zwierzęciem biegnącym przez most. Wtedy Tivel chyba jakoś krzywo sobie stanął, obsunął kilka kamieni. Konstrukcja zachwiała się. Jeleń w porę uskoczył jednak w miejscu, gdzie przed chwilą stał ziała sporej wielkości wyrwa. Na tyle duża, że nie dałoby się jej przeskoczyć.
-Gratulacje, rogata ofermo-pokiwałem głową.-Dobrze, że ty i Kasjopeja latać umiecie, bo byśmy mieli mały kłopot z dalszą wędrówką.
-A może iść dalej to... zły pomysł?-Zapytała Fantarigo.-Nie wiemy, co się czai w tych podziemiach.
-Po spotkaniu ze smokami i niektórymi ludźmi nic mnie raczej nie zaskoczy. Przecież gorzej już być nie może. Raczej się też nie cofniemy, bo te dwa typki nadal mogą na nas czatować. Kto wie, może durne smoczysko cały czas naparza w skałę jak głupi. Nie wygląda mi na inteligentnego.
-Nie liczyłabym na to. Pewnie dali sobie spokój albo myślą, że udało im się zakopać nas żywcem.
-Zabawne. Mówiła pani podobnie też wtedy, kiedy nas ścigali. Wszyscy wiedzą, jak to się skończyło-mówiąc to, roztarłem sobie wymownie poraniony nadgarstek.
-Gdyby pan nie postępował tak, jak postępował, być może nie znaleźlibyśmy się tutaj.
-Znowu pani zaczyna? Bo ja...-nie skończyłem bo poczułem silne uderzenie w ranę na plecach. Syknąłem. Fantarigo zrobiła to samo. Spojrzałem przez ramię; za mną stał naburmuszony Tivel.
-Uspokójcie się, albo zrobię to jeszcze raz. Ewentualnie wymyślę coś gorszego i skończy się zabawa-wycedził.
-To ona zaczęła!-Pisnąłem.
-Uważasz, że to dobry moment na kłótnie? Jeśli tak, to gratuluję wyczucia. A teraz wsiadaj mi na grzbiet, panie mądry ale najpierw przeproś bo cię tu zostawię.
-Przepraszam do kurwy nędzy-syknąłem, dodając w duchu jeszcze jakże wymowne "koński zwisie".
-Pogadamy o tym później.
Wskoczyłem na grzbiet Tivela z miną zaszczutego psa. Spróbowałem zignorować złośliwy chichot, jaki wydobył się z ust Fantarigo, która również dosiadła swojej klaczy. Zwierzęta przeleciały na drugi koniec mostu i wylądowały w miejscu, gdzie grunt wydawał się być stabilny. Podziemia w tamtym miejscu zaczęły przypominać jakąś mistyczną kryptę z labiryntem korytarzy. Ściany zdobiły najróżniejsze stare płaskorzeźby przedstawiające sceny polowań na chyba jakieś gryfy, cykl rozwoju smoka i pojedyncze portrety elfów.
-Chodźmy do przodu. Może uda nam się znaleźć wyjście-powiedział Tivel.
-W najlepszym wypadku zabłądzimy, pozabijamy się albo coś nas zeżre-dodałem, ale wrogie spojrzenie posłane mi przez towarzysza zmusiło mnie do ugryzienia się w język. Zwierzęta powoli ruszyły do przodu, uważając na każdy krok. Kilka razy musiały przeskakiwać porozwieszane między ścianami sznurki. Krypta była chyba nafaszerowana różnego rodzaju pułapkami. Po raz pierwszy w życiu cisza mi nie przeszkadzała. Podziwiałem misternie rzeźbione dzieła sztuki i chłonąłem łapczywie atmosferę tego niezwykłego miejsca. Dotarliśmy na rozstaj dróg.
-To co, którędy idziemy?-Zapytała Fantarigo.
-Chcę w prawo-powiedział natychmiast Tivel.
-No to mamy pecha, bo ja wolę iść na lewo-przerwałem mu. Obydwoje spojrzeliśmy wymownie na Kasjopeję, jednak wyraz pyska klaczy mówił "pójdę tam, gdzie Fantarigo".
-No to doszliśmy po raz kolejny do porozumienia. Tak trzymać. Tylko bez przesady, bo jeszcze uda nam się przeżyć-sarknąłem.

Fantarigo? Wybór należy do Ciebie... tylko nie wpakuj nas w kłopoty ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały