środa, 9 września 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

- Cóż - odparłam po chwili - wydaje mi się iż droga w lewo prowadzi w stronę miasta i choć bardzo bym chciała sprawdzić jak głęboko w nie wnika ten labirynt myślę że lepiej będzie jeśli ruszymy w prawo. Poziom tu się lekko wznosi więc mamy większą szanse na wydostanie się na powierzchnię.
Elf przyglądał mi się lekko uniesionymi brwiami. Na razie jednak nie zwracałam na niego uwagi. Sięgnęłam do torby i wyjęłam mały kompas.
- Tak - szepnęłam - musimy iść na północny zachód
- A skąd to się pani nauczyła tak dobrze orientować w terenie
- Cóż w końcu jestem ... wykształconą osobą
- Ciekaw jestem przez kogo
- Zapewne przez kogoś mądrzejszego od siebie
Jechaliśmy znów naprzód w milczeniu. Feanaro z Tivelem trzymali się ode mnie z dala. Podziwiałam piękne ornamenty rozpoznając znaczenie wielu z nich. Wreszcie jednak cisza zaczęła mnie bardzo denerwować.
- Panie Feanaro przecież to nic nie da, nie możemy się wiecznie na siebie boczyć
- Dlaczego?
- Bo jakby pan nie zauważył jesteśmy, że tak powiem skazani an swoje towarzystwo
Wzruszył tylko ramionami. Wyglądał na przybitego. Cóż to wszystko co nas ostatnio spotkało to naprawdę trochę za wiele jak na jednego dość spokojnego elfa. No może trochę złośliwego i z niespotykaną zdolnością do pakowania w kłopoty, ale zawsze.
- Myślę, że jestem ci jednak winna trochę wyjaśnień. Ja naprawdę nie wiedział, że to się tak skończy... po prostu jest między nami więź która niektórzy nazywają Rozumieniem i choć to jednak coś innego... znaczy wyższy poziom bo nie bardzo możemy się rozłączyć no i łatwiej nam ożywać telepatii... - westchnęłam zauważając zupełną bierność ze strony słuchacza, ale nie zamierzałam się poddać - Ale chodzi o to, że gwałtowny bodziec zewnętrzny wywołujący reakcje u osoby, na którą działa powoduje przeniesienie tych odczuć na tego który jest połączony z nim więzią. Możesz wreszcie dać mi chociaż znać czy rozumiesz. Pan naprawdę jest okrutny... Myśli pan że to taka przyjemność narażać siebie i najbliższych na niebezpieczeństwo! Wiem, że jest ci ciężko, ale inni też ie mieli życia usłanego różami...
Na chwilę zamilkłam serce biło mi szybko, czułam jak policzki mi czerwienieją, a po policzkach spłynęła łza. Kolejną szybko udał mi się stłumić. Atmosfera znów robiła się gęsta. Poruszyłam się niespokojnie. Kasjopeja zerknęła w moja stronę niepewnie.
- Wiem jestem ci winna prawdę, ale ja nie potrafię się zwierzać... Nigdy nie znalazłam miejsca, gdzie ktoś mógłby zaakceptować choć część mojej tożsamości... znamy się już dość długo i nie próbujesz mnie zabić nie chcę tego stracić
Zauważyłam jak niezbyt udanie tłumi ironiczny uśmiech.
- Widzę że jeszcze potrafi się pan uśmiechać
- Jak ktoś sobie zasłuży - odparł ponuro poważniejąc od razu.
- Przecież to bez sensu naciskałam... Bez sensu ułatwiać zadanie naszym wrogom poco mają nas ścigać jak pozabijamy się nawzajem. Myślę...
- Cicho!
- Proszę mnie nie uciszać
- Cicho kobieta - dalsze protesty powstrzymał dłonią przyciśniętą do moich ust. Bezgłośnie wskazał mi ruchem głowy ciemny kształt zwinięty pod ścianą sporej wielkości groty. Wytężyłam wzrok i ujrzałam potężnego węża. Ześlizgnęłam się po cichu z wierzchowca. Feanaro poszedł w moje ślady po cichu zaczęliśmy się prześlizgiwać w pobliżu bestii. Jednak gdy tylko znaleźliśmy się na wysokości jego pyska ocknął się i wlepił w nas spojrzenie złotych oczu. Bestia miała pysk jak smok i pokryta był łuskami, na głowie sterczały jej dwa rogi. Miał tez potężne wijące się jak węzę wąsy. Z nozdrzy unosiły mu się obłoczki pary. Chcieliśmy biec ale przejścia które jak dopiero teraz zauważyliśmy były w kształcie lwich głów zamknęły się. Olbrzym zaś przemówił niezwykle spokojnym i głębokim głosem.
- Opuśćcie broń, jestem odporny na wszelkie ataki więc te zabawki nie robią na mnie wrażenia... mam natomiast dla was propozycję trochę nie do odrzucenia... zostaniecie poddani próbie i jeśli zdołacie ją przejść pozwolę wam iść dalej oraz ofiaruję wam swoją opiekę, staniecie się też niejako panami labiryntu jeśli nie spełnicie mojej prośby zginiecie...
Spojrzałam niepewnie na Feanaro szukając u niego pomocy. Nie widziałam już w jego oczach dawnego gniewu. Może nawet dostrzegałam w tym spojrzeniu nutkę troski.
- Czy możesz pozwolić im odejść - zapytałam potwora.
- Nie - odpowiedział krótko.
Spuściłam głowę i wyszeptałam bezbarwnym głosem pełnym rezygnacji.
- Wybacz panie Feanaro, że się w to wszystko wpakowałam, ale obawiam się, że nie zdołam już ci tego wynagrodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały