- Czy teraz pan Feanaro zasłużył sobie na dotknięcie...
Smok prychnął pogardliwie wyrażając całą swoją dezaprobat dla naszych działań i wgramolił się do torby skąd wystawał tylko jego wielce obrażony pyszczek pokryty migotliwą gadzią łuską. Miałam wrażenie że ostatnimi czasy zdecydowanie nabrał życia. Jego skóra świeciła dziwnym blaskiem a w oczach czaiły się zawadiackie iskry. Tak jakby wyczuwał obecność swego jeźdźca, a może to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle. Elf usiadł w kącie zabawiając się ostrzeniem jakiegoś kijka za pomocą ostrego noża. Nadal jednak przyglądał się smokowi z wyrazem tryumfu na ustach. W myślach usłyszałam miękki i nieco rozbawiony głos Seredo:
- Nie sądzisz, że są dla siebie stworzeni...
Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Cóż wy się po prostu nie znacie na żartach... wyście się od razu połączyli
- Gordon? Czy ty nas zawsze podsłuchujesz?
- Tylko czasami - odparł niedbale z lekkim przebłyskiem zwycięskiego tomu. Nie wiem czy Feanaro wychwycił te zmianę bo przecież nie mógł śledzić naszej rozmowy bez słów. Poczułam natomiast lekkie ukłucie niepokoju.
- Jak to możliwe że nas słyszysz...
- Nie tylko słyszę jestem jakby twoim smokiem... bo Seredo to mój brat bliźniak więc... tak jakoś wyszło
- To znaczy, że ...
- Jeździec Gordona także będzie jakoś z tobą powiązany...
Z niepokojem spojrzałam na mężczyznę siedzącego pod ścianą. Wszystko prowadziło do tego nieodwołalnie. Czułam się niezręcznie zdając sobie sprawę, iż moja przyszłość może wkrótce wyjść na jaw. Przebiegł mnie dreszcz, a jednocześnie poczułam, iż robi mi się gorąco.
- Feanaro chyba muszę cie nauczyć jednego zaklęcia...
Unosząc lekko brwi przyjrzał mi się badawczo.
- A to widzę w mentorski zapał pani wpadła na całego
- To zaklęcie pozwala zabezpieczać umysł... i jest bardzo proste - kontynuowałam niezrażona
- Po co mi to?
Wolałam nie informować znajomego o tym co man grozi i o wszystkich innych nieprzyjemnościach.
- Na wszelki wypadek...nie marudź tylko skup się na jednym przedmiocie...ukryj wszystkie inne myśli, bo inaczej własnomyślnie dowiem się co cię łączyło z naszą drogą Dianą
Elf zebrał cała energię. Spróbowałam wedrzeć się do jego umysłu.
- Gordon! dość ryzykowne musisz wybrać coś bardziej obojętnego, bo właśnie poznaje historie twojej walki z nim a przez to spore wyrywki z twojej przeszłości, ale wszystko to już wiem ... moja szpada no nie... tak do niczego nie dojdziemy... rozpraszasz się...
Wyjęłam wreszcie z kieszeni mały kamień szary i zupełnie bez wyrazu.
- Masz jakieś wspomnienia związane z kamieniami?
- Chyba nie...
- No to bierz go i na nim się skup i nie rozpraszaj się tylko kamień
- No dobra... a teraz... chwyciłam Gordona i przyciągnęłam go za ogon
- Nie! - darł się - za ogon... za ozdobę mej wdzięcznej postaci... puszczaj... ja go nie lubię... nawet nie szanuję...
Wreszcie smok uspokoił się czując silny uścisk moich rąk. Wystawiłam go przed siebie na wysokości uniesionej ręki Feanaro.
- No dobra a teraz go dotknij! - odwróciłam głowę i zamknęłam oczy.
Poczułam uderzenie gwałtownego powiewu na twarzy. Ziemia zadrżała mi pod stopami. Czekałam na zalew myśli i obrazów dlatego mocniej oparłam się na ziemi stopami.
- Nie rozpraszaj się... błagam
Wicher i drgania nasiliły się. Czułam, że wierzchołki drzew przyginają się z trzaskiem do ziemi. Nigdy nie widziałam tak gwałtownego połączenia. Wreszcie dobiegło mnie coś na kształt gniewnego pomruku. Na plecach poczułam coś jakby czyjś ciepły oddech. Niepewnie obróciłam głowę i spojrzałam na Feanaro. Ten zaś jakby zamienił się w kamień. Stał z wyrazem przerażenia zastygłym na twarzy.
- Feanaro co ci?
- Fantagiro... czy mogę już się rozproszyć... bo chyba to dobry czas na panikę...
Tivel także zerwał się i utkwił wzrok w przestrzeni za mną. Odwróciłam się i ujrzałam ogromne smocze cielsko zagradzające wejście do jaskini. Poznałam te brązowe szorstkie łuski z krwistymi refleksami. Wyszłam na zewnątrz. Ujrzałam czterdziestoletniego miej więcej mężczyznę zsuwającego się z grzbietu olbrzyma. Za nim rozpościerała się szeroka purpurowa płachta spięta klamrą w kształcie niedźwiedzia.
- Witaj Kleofasie Niedźwiedzi, czemu zawdzięczam to nagłe najście
- Proszę nie udawać... jeśli nasz doręczyciel się spisał to doskonałe wie pani po co przychodzę... pani Fantagiro Srebrzysta
- Ale ja nie zamierzam wracać do Starogniazda... odrzucam waszą propozycje
- Pani nie zrozumiała... To nie była propozycja - szepnął jadowicie zbliżając się do mnie - to był rozkaz
.- Pan Jaromir powinien wiedzieć, że już nie słucham jego rozkazów
Zaśmiał się sucho.
- Wiedział o tym ... wiedział, że nie pójdziesz dobrowolni
- Zamierzasz mnie siłą zmusić...
- Nie... mam nadzieję ze nie będzie takiej konieczności, ale w razie czego...
Wymownie spojrzał na stojące w niewielkiej odległości od nas klatki.
- Nie zamierzam być więźniem i zapewniam że nikt mnie żywcem nie weźmie...
Stanęłam w postawie bojowej. Usłyszałam jednak za sobą potworny wrzask. To Ferro wyciągnął z jaskini Feanaro chwytając go za kołnierz. Za nim wyskoczył Tivel i moje dwa smoki.
- Puszczaj - krzyczał elf.
- O widzę mamy gościa...
- Nie jestem żadnym pana gościem...
- No dobrze więc będzie pan więźniem
I tym sposobem mój znajomy za pomocą jakiegoś zaklęcia razem z jeleniem znalazł się w dużej klatce.
- Nie mam czasu na rozpraw z panią proszę przypinać tą broszkę i lecimy... przecież zawsze chciała pani wyszkolić się na Smoczego Jeźdźca
- Owszem KIEDYŚ chciałam... ale obecnie jestem tak jakby zajęta...
Uśmiechnęłam się szyderczo odsłaniając ukrytą za kołnierzem broszkę z górską lilią. Nikt nie zauważył nawet kiedy ja przypięłam. Teraz napawałam się szokiem jakiego doznał mój rozmówca. Niestety trwało to bardzo krótko.
- Cóż nie pozostaje mi nic innego.
Szepnął jakieś zaklęcie i znalazłam się w klatce obok mojego niedoszłego wybawcy bladego teraz jak płótno. Było man trochę ciasno, szczególnie, że między nami siedział także skrzydlaty jeleń. Klatka wisiała dość wysoko nad ziemią, na mocnym łańcuchu. Smoki były w oddzielnym więzieniu.
- Za co mnie z nią zamknąłeś? - krzyknął elf
- No właśnie - dodałam - my się jeszcze za mało znamy
- O ale w tej kwestii pięknie się zgadzacie... a swoją drogą chyba podzielisz się z niespodziewanym współlokatorem.
Powoli zapadał zmierzch. Kleofas życzył nam dobrej nocy i odszedł w stronę ogniska, które rozpalił jego towarzysz.
- Jakby udało nam się rozkołysać klatki i dotknąłbyś Gordona, gdybyś był jego jeźdźcem to smoki urosłyby i mogłyby rozsadzić klatkę od środka, albo przepalić kraty...
Feanaro wyglądał na zamyślonego i średnio przekonanego do tego pomysłu.
-Przepraszam Feanaro... przepraszam, że cię w to wszystko wciągnęłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz