sobota, 5 września 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

-I co? To by było na tyle z naszej fascynującej rozmowy, podczas to której nie wyczuwamy cienkiej granicy między chamstwem a prawdą?-Zapytałem i odchyleniem ciała zmusiłem Tivela do robienia małych kółek dookoła Fantarigo siedzącej na Kasjopei. Klacz wodziła chwilę za nami wzrokiem, ale po chwili wyciągnęła dumne głowę przed siebie i kontynuowała swój powolny, majestatyczny bieg. Z trudem powstrzymałem się od śmiechu. Fantarigo i jej klacz idealnie do siebie pasowały. Jak dwie księżniczki z wysokiego rodu, które pierwszy raz zasmakowały prawdziwego życia chociaż wiedziałem, że jest inaczej.
-Ciekawa jestem, kto zaczął-powiedziała Fantarigo. Wydawała mi się jakaś taka nieobecna. Sprawa ze smokami widocznie nie tylko mnie napawała dziwnym podnieceniem. W sumie to trochę ją rozumiałem. Skoro przez sześć lat czekała, aż ten drugi jeździec się ujawni, a potem nie mogła od razu dosiąść swojego gada. Na jej miejscu też bym nie wytrzymał. Aż mnie nosiło, żeby po prostu wskoczyć na grzbiet Gordona i polecieć byle gdzie.
-Cóż... można powiedzieć, że pani F zaczęła. Ubzdurało jej się, że jestem jeźdźcem jakiegoś tam opryskliwego stworzenia-odpowiedziałem po krótkiej chwili milczenia.
-Niestety, jej przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nie mam pojęcia, jak Gordon będzie w stanie z tobą wytrzymać.
-Z tobą jakoś wytrzymał, więc ja chyba nie będę dla niego zbytnim wyzwaniem.
-Ale śmieszne. Boki zrywać. Myślałeś kiedyś o występowaniu w... sama nie wiem, ulicznym cyrku?
-Już występował. Po pierwszym przestawieniu poderżnął swojemu "szefowi" gardło, zabrał złoto i czmychnął-wtrącił się Tivel. Fantarigo zachichotała.
-Widzę, że mamy jeszcze sobie dużo do powiedzenia-odpowiedziała.
-Opowiastki na dobranoc zostawmy sobie na później. Na razie może warto skupić się na ucieczce... zdobyciu siodeł... może znalezieniu kryjówki...-zacząłem.
-A co ty się taki odpowiedzialny zrobiłeś? Załatwimy to wszystko w swoim czasie-burknął Tivel.
-Co cię ugryzło?-Zapytałem.
-Nic.
-Jesteś zazdrosny o Gordona czy o Kasjopeję?
-Zamknij jadaczkę albo przez resztę podróży będziesz tyrał na piechotę.
Przewróciłem oczami. W sumie, Tivela też mi było trochę żal. Nie jest już jedynym parzystokopytnym w ekipie, a do tego jeszcze ja "zdobyłem" nowego wierzchowca. Jeleń pewnie bał się, że pójdzie w odstawkę. Może faktycznie przesadziłem z tą zabawą ze smokami. Postanowiłem faktycznie siedzieć cicho. Jechaliśmy dalej, a atmosfera była gęsta jak bagno. Wtedy usłyszałem dziwny szum w mojej głowie. Po chwili nieokreślone dźwięki zmieniły się w głos. Znajomy, donośny głos, który dosłownie rozsadzał moją głowę.
~Halo! Jest tam ktoś?~Nie miałem wątpliwości, że to Gordon. Mimo to, czułem się trochę dziwnie.
~Głuptaku... mało co nie spadłem z jelenia przez ciebie...~pomyślałem w nadziei, że smok to usłyszy. Nie miałem pojęcia, jak komunikować się telepatycznie z kimkolwiek.
~Jakoś specjalnie nie żałuję.
~Czego chcesz?
~Rozdzieliliśmy się. Seredo poleciał gdzieś, a ja wróciłem na polanę. Z ukrycia obserwuję wszystko. Starszy jeździec wrócił i szuka nas. Zaraz wkroczy do lasu. Lepiej miejcie się na baczności... i nie myśl sobie, że mówię ci o tym z troski. Bardziej ze względu na Fantarigo. A z nią z niewiadomej przyczyny nie mogę się skontaktować.
Po tych jego słowach szum ustał. Zatrzymałem jelenia.
-Coś się stało? Wydawałeś się przez chwilę jakiś taki nieobecny-powiedział Tivel.
-Chyba Gordon się ze mną skontaktował... powiedział, że starszy jeździec wrócił na polanę i zaraz zacznie nas szukać w lesie. Mamy przesrane, krótko mówiąc-odpowiedziałem spokojnie.

Fantarigo? Mam wielką ochotę pobić się z tym jeźdźcem... chociaż i tak wiem, że nie mam szans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały