środa, 16 września 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Rankiem wstałam dość wcześnie. Ześlizgnęłam się po cichu ze skały i opadłam miękko na wilgotną od rosy trawę. Miękkie podłoże i skórzane buty doskonale tłumiły dźwięk kroków. Nastrój od ostatniego wieczora poprawił mi się znacznie, a wściekłość minęła mi niemal zupełnie. Może dlatego, iż zniknął jej powód. Muszę jednak przyznać, że gdy Gordon i Feanaro kłócili się na dole, a potem elf zaczął naparzać w gałąź maiłam ochotę zejść i przyłożyć mu w celach leczniczych. Od razu by zasnął. Ostatecznie jednak wytrzymałość kija okazała się mniejsza niż moich nerwów. Elf poczłapał szukać nowego obiektu do znęcania się, a po chwili usłyszałam jak smok podążył jego śladem. On też chyba wolał nie zostawiać go samego. Wreszcie ucichło. Do moich uszu dobiegały tylko spokojne dźwięki otoczenia: szum drzew, równy oddech Seredo i bicie własnego serca. Co działo się później nie wiedziałam. Sen był dla mnie kwestią przeżycia. Nie mogłam czuwać kolejna noc. Teraz stałam na polance wdychając łapczywie rześkie powietrze. Kontem oka ujrzałam ogromne cielsko Gordona. Bestia zwinięta w kłębek leżała u wejścia jaskini otaczając troskliwie swojego jeźdźca ogonem. Postanowiłam nie budzić ich na razie. Wzięłam brudną koszule Feanaro i poszłam do pobliskiego strumienia. Usiadłszy na kamieniu pochyliłam się i zanurzyłam dłonie w zimnej wodzie. Pranie nie będzie łatwe stwierdziłam. Użyłam kilku zaklęć przy czym nie wszystkie zadziałały tak jak powinny, ale szczegóły pozwolę sobie pominąć. Na koniec pozbyłam się rozdarcia i powiesiłam materiał na drzewie do wyschnięcia. Nadal nie mogłam się pozbyć senności, a moje ubranie wyglądało wcale nie lepiej niż odzienie elfa. Postanowiłam skorzystać z chwili samotności i wykąpać się. Gdy wreszcie wyszłam z lodowatego potoku czułam się jak nowo narodzona. Nagle usłyszałam szelest w pobliżu. Przestraszona chwyciłam pierwszą rzecz jaka nawinęła mi się pod rękę. Kamizelka niestety średnio nadawała się jako zasłona. Poczułam jak czerwienieję mi policzki. Z za krzaków wychyliła się głowa Seredo.
- O pardon - szepnął i spróbował się delikatnie wycofać. Jak zawsze jednak zwieszanie miało na niego zgubny wpływ. Cofnąwszy się wpadła na drzewo, potkną o kamień, wreszcie wyłożył na ziemi i z jeszcze bardziej zawstydzonym wyrazem twarzy zaczął kręcić się jak kot szukając odpowiedniej pozycji. Wreszcie całym ciężarem klapnął na ziemie. Ubrałam się i po cichu podeszłam do niego. Nie wzięłam niestety pod uwagę naturalnej obronnej reakcji i tym sposobem w ostatnim momencie udała mi się uchylić przed ciosem smoczego ogona.
- Seredo! Przecież to ja - wykrzyknęłam
Gad spuścił pysk.
- A skąd ja mam wiedzieć kto się do mnie podkrada... oczu z tyłu nie mam
- No dobrze już moja ty gadzinko - pociągnęłam go żartobliwie za skrzydło, a on przytulił do mnie pysk. Razem wróciliśmy na polanę. Nie zważając na mokre włosy przylepiające się do mojej szyi przystąpiłam do dzieła. Chwyciłam dwa patyki i krzyknęłam głośno.
- Pobudka śpiochy czas na trening...
Następnie rzuciłam jeden kijek Feanaro licząc, że za sprawą elfiej zwinności złapie go bez trudu. Ku memu zaskoczeniu choć mężczyzna otworzył oczy i podniósł się prowizoryczna broń ćwiczebna uderzyła go w głowę.
- Co to ma być! - krzyknął i odsunąwszy od ciebie kawałek drewna pogrążył; się na powrót we śnie. - Będę walczył jak się wyśpię...
Podeszłam i pociągnęłam do za ramię. Nawet nie zareagował. Szturchnęłam go kijkiem, ale tylko obrócił się na drugi bok. Zdesperowana zebrałam wreszcie ociekające wodą kosmyki i wykręciłam je nad jego głową. Zimny strumień natychmiast przywrócił go do rzeczywistości. No prawie.
- Deszcz - wrzasnął - skąd tu deszcz... mówiłem ci Tivel załataj ten dach
Nadal majacząc coś półprzytomnie otworzył oczy.
- No panie Feanaro... sen, a może jego brak działają na ciebie gorzej niż alkohol...
Elf uśmiechnął się złośliwie.
- Pani wygląda za to kwitnąco... no może zapomniawszy o tej fryzurce ... jakby to nazwać w stylu na miotłę
- dobra, dobra zobaczymy jak ja pana przeczesze moją szpadą... - wyciągnęłam dumnie w górę patyk.
Elf rzucił się po swoją broń, ale byłam szybsza i przygniotłam go nogą.
- Nigdy nie licz na nieuwagę przeciwnika
Schyliłam się by podać mu oręż, ale wówczas rzucił się na mnie natychmiast przygważdżając do ziemi.
- Ale jeśli się już zdarzy staraj się ją wykorzystać - uśmiechnął się tryumfalnie. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Nagle mój przeciwnik został uniesiony w górę, a w myślach usłyszałam wyraźny głos Seredo.
- Lepiej bo twój przeciwnik może mieć opiekuna uważniejszego od siebie.
- Odbijamy - krzyknął Gordon napierając na brata tak, że był zmuszony do wypuszczenia zdobyczy. Elf ześlizgnął się zręcznie z bestii i tylko na końcu potknął się o łapę zwierzaka i wyłożył jak długi. Szybko pozbierał się. Rzuciłam mu broń.
- Gdyby moi przeciwnicy byli łaskawi wcześniej podawać mi broń szłoby mi znacznie lepiej.
- Nie sądzę - odparłam - , jeśli potrafi pan tak ładnie przyjąć szpadę na główkę.
wykonał szybkie pchnięcie, ale ja uniknęłam ciosu i obróciwszy się przyłożyłam mu kijek do szyi.
- Żądam rewanżu... pani mnie rozprasza bo mi nie piachem na wet tylko wodą w oczy chlapie... jak ja mam się skupić.
- Co wy się tak tłuczecie... - Tivel wystawił łeb z groty.
- Samo południe jaśnie panie - odgryzł mu się elf - pora wstawać
- Południe, nie południe jak się w nocy nie dawało spokojnie spać to czas trzeba dać
Wzięła go w obronę Kasjopeja. Wreszcie jednak wyszli, zakomunikowali że nie zamierzają patrzeć na te nasze popisy i idą się trochę rozejrzeć. Następnie każde poszło w swoje stronę zostawiając nas samych na polu bitwy. Wyciągnęłam z kieszeni jakąś wstążkę i związałam włosy.
- Proszę bardzo szanownego pana...
Spojrzał na mnie spod byka, ale zaraz znów odzyskał dobry nastrój.
- Ładne ma pani uszy...
Natarłam wściekle i oczywiście elf tym razem zdołał mnie pokonać.
- No dobra - powiedziałam kładąc dłoń na biodrze.- To będzie decydujące starcie.
Pojedynek trwał bardzo długo i choć elf chyba nie odebrał tak starannego wykształcenia radził sobie świetnie. Musiałam nieźle się napracować by go pokonać.
- To nie sprawiedliwe... ja chcę jeszcze raz - buntował się Feanaro.
- Nie - powiedziałam stanowczo - pan teraz pójdzie się wykąpać...
- Tak mamo - odparł uśmiechając się złośliwie.
- Nie postarzaj mnie dziaduniu, bo ci ząbków parę wybije żeby ci się proteza lepiej trzymała
- Och maleńka Rozalka będzie płakać i jeszcze grozi dziadziusiowi
- Ja nie wiem co ja zrobiłam, że musiałam na pana trafić
- Cóż wpakowała się pani w kłopoty bo pakuje śliczny nieupudrowany nosek w nie swoje sprawy
- No dobra proszę już iść, bo przez ten zapach nawet pańskiej aury nie można wyczuć
- Hura nie trzeba już żadnej iluzji
- Wiesz co ja ci chyba pomogę stworzyć złudzenie bliskości nieboskłonu i wszystkie gwiazdki pan zobaczy z bliska
- No, no nie tak ostro już idę... a nie będzie mnie pani podglądać.
- Pan wybaczy, ale naprawdę wokoło jest mnóstwo ciekawszych widoków.
Wreszcie elf przestał się sprzeczać i poszedł w kierunku gdzie przez las płynął chłodny strumyczek. Ja tymczasem poszłam do jaskini i siadłam do szycia siodeł, a raczej siadłam i zaczęłam wpatrywać się uparcie w skóry. Musiałam najpierw wymyślić wzór. Elf wrócił dość szybko i zaczął wisieć nade mną nieznośnie patrząc mi na ręce.
- Co robisz? - zapytał
- Siodła szyję i szłoby mi łatwiej...
- ale ja nic nie robię
- No właśnie
- Ale pani też
- nie ja myślę wiem że to proces panu nieznany, ale niektórzy jeszcze zajmują się tym i niechże się pan nie wtrąca. Gordon! zabierz pana na ćwiczenia.
Smok uśmiechnął się jadowicie.
- Proszę jaśnie wielmoża za mną.
Zanim jeszcze zaczęłam szyć już słyszałam podniesione głosy.
- Auć... co tym ogonem wymachujesz
- Ręka prosto!
- Wystarczyło powiedzieć
- Ja tam wolę rozwiązania siłowe i będę pana uczył na moich zasadach
- Jak ja cię zaraz nauczę... Auć...
Uśmiechnęłam się pod nosem i zabrałam do pracy. Miałam nadzieję ze uda mi się jeszcze poćwiczyć przed wieczornym pojedynkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały