- O pardon - szepnął i spróbował się delikatnie wycofać. Jak zawsze jednak zwieszanie miało na niego zgubny wpływ. Cofnąwszy się wpadła na drzewo, potkną o kamień, wreszcie wyłożył na ziemi i z jeszcze bardziej zawstydzonym wyrazem twarzy zaczął kręcić się jak kot szukając odpowiedniej pozycji. Wreszcie całym ciężarem klapnął na ziemie. Ubrałam się i po cichu podeszłam do niego. Nie wzięłam niestety pod uwagę naturalnej obronnej reakcji i tym sposobem w ostatnim momencie udała mi się uchylić przed ciosem smoczego ogona.
- Seredo! Przecież to ja - wykrzyknęłam
Gad spuścił pysk.
- A skąd ja mam wiedzieć kto się do mnie podkrada... oczu z tyłu nie mam
- No dobrze już moja ty gadzinko - pociągnęłam go żartobliwie za skrzydło, a on przytulił do mnie pysk. Razem wróciliśmy na polanę. Nie zważając na mokre włosy przylepiające się do mojej szyi przystąpiłam do dzieła. Chwyciłam dwa patyki i krzyknęłam głośno.
- Pobudka śpiochy czas na trening...
Następnie rzuciłam jeden kijek Feanaro licząc, że za sprawą elfiej zwinności złapie go bez trudu. Ku memu zaskoczeniu choć mężczyzna otworzył oczy i podniósł się prowizoryczna broń ćwiczebna uderzyła go w głowę.
- Co to ma być! - krzyknął i odsunąwszy od ciebie kawałek drewna pogrążył; się na powrót we śnie. - Będę walczył jak się wyśpię...
Podeszłam i pociągnęłam do za ramię. Nawet nie zareagował. Szturchnęłam go kijkiem, ale tylko obrócił się na drugi bok. Zdesperowana zebrałam wreszcie ociekające wodą kosmyki i wykręciłam je nad jego głową. Zimny strumień natychmiast przywrócił go do rzeczywistości. No prawie.
- Deszcz - wrzasnął - skąd tu deszcz... mówiłem ci Tivel załataj ten dach
Nadal majacząc coś półprzytomnie otworzył oczy.
- No panie Feanaro... sen, a może jego brak działają na ciebie gorzej niż alkohol...
Elf uśmiechnął się złośliwie.
- Pani wygląda za to kwitnąco... no może zapomniawszy o tej fryzurce ... jakby to nazwać w stylu na miotłę
- dobra, dobra zobaczymy jak ja pana przeczesze moją szpadą... - wyciągnęłam dumnie w górę patyk.
Elf rzucił się po swoją broń, ale byłam szybsza i przygniotłam go nogą.
- Nigdy nie licz na nieuwagę przeciwnika
Schyliłam się by podać mu oręż, ale wówczas rzucił się na mnie natychmiast przygważdżając do ziemi.
- Ale jeśli się już zdarzy staraj się ją wykorzystać - uśmiechnął się tryumfalnie. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Nagle mój przeciwnik został uniesiony w górę, a w myślach usłyszałam wyraźny głos Seredo.
- Lepiej bo twój przeciwnik może mieć opiekuna uważniejszego od siebie.
- Odbijamy - krzyknął Gordon napierając na brata tak, że był zmuszony do wypuszczenia zdobyczy. Elf ześlizgnął się zręcznie z bestii i tylko na końcu potknął się o łapę zwierzaka i wyłożył jak długi. Szybko pozbierał się. Rzuciłam mu broń.
- Gdyby moi przeciwnicy byli łaskawi wcześniej podawać mi broń szłoby mi znacznie lepiej.
- Nie sądzę - odparłam - , jeśli potrafi pan tak ładnie przyjąć szpadę na główkę.
wykonał szybkie pchnięcie, ale ja uniknęłam ciosu i obróciwszy się przyłożyłam mu kijek do szyi.
- Żądam rewanżu... pani mnie rozprasza bo mi nie piachem na wet tylko wodą w oczy chlapie... jak ja mam się skupić.
- Co wy się tak tłuczecie... - Tivel wystawił łeb z groty.
- Samo południe jaśnie panie - odgryzł mu się elf - pora wstawać
- Południe, nie południe jak się w nocy nie dawało spokojnie spać to czas trzeba dać
Wzięła go w obronę Kasjopeja. Wreszcie jednak wyszli, zakomunikowali że nie zamierzają patrzeć na te nasze popisy i idą się trochę rozejrzeć. Następnie każde poszło w swoje stronę zostawiając nas samych na polu bitwy. Wyciągnęłam z kieszeni jakąś wstążkę i związałam włosy.
- Proszę bardzo szanownego pana...
Spojrzał na mnie spod byka, ale zaraz znów odzyskał dobry nastrój.
- Ładne ma pani uszy...
Natarłam wściekle i oczywiście elf tym razem zdołał mnie pokonać.
- No dobra - powiedziałam kładąc dłoń na biodrze.- To będzie decydujące starcie.
Pojedynek trwał bardzo długo i choć elf chyba nie odebrał tak starannego wykształcenia radził sobie świetnie. Musiałam nieźle się napracować by go pokonać.
- To nie sprawiedliwe... ja chcę jeszcze raz - buntował się Feanaro.
- Nie - powiedziałam stanowczo - pan teraz pójdzie się wykąpać...
- Tak mamo - odparł uśmiechając się złośliwie.
- Nie postarzaj mnie dziaduniu, bo ci ząbków parę wybije żeby ci się proteza lepiej trzymała
- Och maleńka Rozalka będzie płakać i jeszcze grozi dziadziusiowi
- Ja nie wiem co ja zrobiłam, że musiałam na pana trafić
- Cóż wpakowała się pani w kłopoty bo pakuje śliczny nieupudrowany nosek w nie swoje sprawy
- No dobra proszę już iść, bo przez ten zapach nawet pańskiej aury nie można wyczuć
- Hura nie trzeba już żadnej iluzji
- Wiesz co ja ci chyba pomogę stworzyć złudzenie bliskości nieboskłonu i wszystkie gwiazdki pan zobaczy z bliska
- No, no nie tak ostro już idę... a nie będzie mnie pani podglądać.
- Pan wybaczy, ale naprawdę wokoło jest mnóstwo ciekawszych widoków.
Wreszcie elf przestał się sprzeczać i poszedł w kierunku gdzie przez las płynął chłodny strumyczek. Ja tymczasem poszłam do jaskini i siadłam do szycia siodeł, a raczej siadłam i zaczęłam wpatrywać się uparcie w skóry. Musiałam najpierw wymyślić wzór. Elf wrócił dość szybko i zaczął wisieć nade mną nieznośnie patrząc mi na ręce.
- Co robisz? - zapytał
- Siodła szyję i szłoby mi łatwiej...
- ale ja nic nie robię
- No właśnie
- Ale pani też
- nie ja myślę wiem że to proces panu nieznany, ale niektórzy jeszcze zajmują się tym i niechże się pan nie wtrąca. Gordon! zabierz pana na ćwiczenia.
Smok uśmiechnął się jadowicie.
- Proszę jaśnie wielmoża za mną.
Zanim jeszcze zaczęłam szyć już słyszałam podniesione głosy.
- Auć... co tym ogonem wymachujesz
- Ręka prosto!
- Wystarczyło powiedzieć
- Ja tam wolę rozwiązania siłowe i będę pana uczył na moich zasadach
- Jak ja cię zaraz nauczę... Auć...
Uśmiechnęłam się pod nosem i zabrałam do pracy. Miałam nadzieję ze uda mi się jeszcze poćwiczyć przed wieczornym pojedynkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz