piątek, 25 września 2015

Od Fantarigo (c.d. Feanaro)

Choć wolałam na razie nie wspominać o tym Feanaro siodła były już prawie gotowe. Budząc mnie rano chyba nawet nie zauważył ciemnych materiałów przewieszonych przez drążek wbity w ścianę. Miałam co prawda dowiedzieć się czegoś o tym balu, ale przecież aby tego dokonać nie musiałam wcale wychodzić z jaskini. Gdy tylko elf zniknął wydałam odpowiednie rozkazy Kasjopei. Klacz stanowiła doskonałego żołnierza tak jak ja potrafiła narzucić sobie dyscyplinę, ale też wykazywała często własną inicjatywę, a nawet potrafiła się sprzeciwić. Wiedziałam, że większość zupełnie inaczej postrzega idealnego wojownika, ale najpewniej wszyscy ci "specjaliści" nigdy nie byli na prawdziwym polu bitwy, ani nie wplątali się w taką aferę jak ja. W każdym razie moje poglądy powszechnie chyba znane wykluczały mnie z otwartych starć. Po prostu dowódcy nie potrafili mi ufać. Zadowalałam się więc rolą zwiadowcy. Uśmiechnęłam sie pod nosem. "Oj w co ja się wpakowałam". Wreszcie otrząsnęłam się z wspomnień i podeszłam do siodeł. W zasadzie były gotowe. Siedziska wykonane ze skór drapieżnych zwierząt, a wykończone miękką sierścią roślinożerców wyglądały całkiem dobrze. Wolałam nie wspominać elfowi, że użyłam nie tylko jego zdobyczy, ale  także tego co przyniósł mi Seredo. Teraz naprawdę została mi koronkowa robota. Musiałam coś wyhaftować na brzegach. Swoje siodło zrobione ze skóry pantery i królików upolowanych przez Feanro oraz pantery śnieżnej i sarny złapanych przez smoka przyozdobiłam srebrną nicią umieszczając na nim lilie, a w okolicach strzemion skrzyżowane szpady. Nie wiedziałam jednak jakie znaki umieścić na drugim. Tak naprawdę wiedziałam o elfie nie za wiele. W końcu zdecydowałam się na złote liście dębu żołędzie, a jako główny motyw umieściłam jelenia. Do budowy tego sprzętu użyłam tego co pozostało z łowów łucznika i skóry rysia oraz sarny. Zadowolona przyjrzałam się swemu dziełu. Seredo wyczuwając moją radość zajrzał ciekawie przez otwór wejściowy.
"No postarałaś się" - pochwalił mnie w myślach.
"Chcesz przymierzyć" uśmiechnęłam się biorąc ze stojaka ciężkie siodło, które niemal przygniatało mnie do ziemi.
"Z takim piórkiem rady sobie nie dasz" żartował smok
"Wiesz jesteśmy trochę innej postury" chciałam by zabrzmiało to dwuznacznie
"Sugerujesz że jestem gruby" uchwycił w lot mój towarzysz udając, że się obraża. Ostatecznie pomógł mi pyskiem założyć sobie sidło na grzbiet. Prezentował się pięknie. Pogładziłam jego szyje dłonią czując przyjemne ciepło pulsujące od znamienia. Z trudem powstrzymałam się by nie dosiąść bestii. Czułam jednak iż będzie to nie uczciwe względem Feanaro. Nie zamierzałam jednak bezczynnie czekać. Uznałam, iż wyjdę mężczyźnie na spotkanie i razem wrócimy na smokach. Czułam, że taki sprzęt ewakuacyjny może się przydać. Jakoś nie wierzyłam, by wszystko przebiegło bez kłopotu. Przymocowałam drugie siodło na pierwsze. Był to jedyny sposób by je przetransportować. Nie miałam ochoty wzywać Gordona, by wracał. Mógł być potrzebny elfowi. Koło nas wylądowała Kasjopeja.
"Powinno się udać... tak jak przypuszczałaś to bal maskowy... tylko, że będą też przedstawiciele czarnych kotów... cała impreza jest z okazji urodzin królewskiego syna i obchodzi się ją w całym kraju... możesz powiedzieć że jesteście hrabiami poza swoim miastem, a nie chcieliście przegapić tak ważnej uroczystości... Hasło brzmi: "Purpura znów zasiadły na tronie nowego pokolenia" a odzew "Tak się stało z woli niebios i przeznaczenia" no chyba je nawet znasz... "
"Dobrze, a teraz mam jeszcze jedną prośbę... zechcesz pójść do miasta i w razie czego pomóc Feanaro, ja poszukam jakiegoś skalistego miejsca gdzie zaczekam ze smokami... rozumiesz nie chcę zostawiać śladów"
Klacz skinęła głową na pożegnanie i popędziła przed siebie. Ta bezczynność jaka pewnie nastała po moim odejściu wyraźnie dała jej się we znaki. Teraz była pełna energii. Seredo poleciał górą, a ja pobiegłam przez las. Wreszcie znalazłam odpowiednie miejsce i naprowadziłam an nie smoki. Gordon był raczej niechętny do pomocy. Musiałam nieźle się namęczyć żeby wreszcie założyć siodło, a i mając je na grzbiecie wyglądał jakby planował je zerwać przy pierwszej okazji. W oczach potężnego gada widziałam jednak iskry niepewności. Wreszcie osiadłam opierając się o łapę mojego towarzysza. Nie zamierzałam przyspieszać wydarzeń. Wiedziałam ze mój brak zaufania będzie plamą na honorze elfa więc postanowiła tym razem grzecznie poczekać. Choć byłam prawie pewna że przyleci na grzbiecie Kasjopei ścigany przez chmarę gwardzistów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały