poniedziałek, 21 września 2015

Od Feanaro (c.d. Fantarigo)

-A więc tak to pani słucha, co ja mam do powiedzenia?-Zapytałem, zadzierając głowę w górę, kiedy usłyszałem ciche pochrapywanie Fantarigo. Pięknie. Po tym dniu nie miałem ochoty na żadne ćwiczenia, nie ważne, z kim. Potłuczenia na ciele bolały i nic nie wskazywało na to, żeby miały przestać przez co najmniej kilka dni. Żadna pozycja do spania nie była wystarczająco wygodna, więc po kilku nieudanych próbach usadowienia się na twardej, kamiennej podłodze wstałem i zacząłem nerwowo przechadzać po jaskini. Łaziłem tak, od czasu do czasu wymachując rękami, bo jak to mówił pewien tysiącletni dziadek z królestwa, w którym się urodziłem: "wszelkie urazy trzeba rozruszać i nie ważne, czy to siniak, czy złamany kręgosłup". Jako dziecko uznawałem go za szaleńca (podobnie jak większość innych elfów), ale siniaki tak mi przeszkadzały, że postanowiłem spróbować wszystkiego. Nic nie pomagało a moja wściekłość z każdą chwilą wzrastała, więc kiedy do jaskini wsunął się Gordon dostał na powitanie ode mnie piorunujące spojrzenie.
-Heh, chyba się nie gniewasz za te nasze ćwiczenia?-Zapytał smok, z zadowoleniem wyczułem lekki przestrach w jego glosie.
-Zgadnij-powiedziałem dobitnie, krzyżując ręce na piersi.
-No, w porównaniu z tym, co ty mi zrobiłeś, to raczej ja powinienem strzelać fochy niczym rozpuszczona młoda dama.
-Ale nie strzelasz. I to jest twój błąd.
Smok powoli wszedł do jaskini. Czułem na sobie baczne spojrzenie jego błyszczących, świecących wręcz oczu. Kiedy tylko Gordon znalazł się cały w środku, ja zamaszystym krokiem wymaszerowałem na zewnątrz.
-Próbujesz mnie unikać?-Zapytał smok, ale mu nie odpowiedziałem. Nie był godny. Już trochę wolniej i mniej gwałtownie przemierzałem łąkę. Kątem oka spojrzałem na drzewo ze złamaną gałęzią. "Nie dzisiaj, kolego. Przez najbliższe lata ani razu nie wezmę szpady do ręki"- powiedziałem i poszedłem dalej. Kierowałem się w stronę strumienia. Usiadłem nad wodą i długo wpatrywałem się w swoje odbicie, jednak uporczywa senność przypomniała mi o poprzedniej zarwanej nocy. Byłem taki śpiący, że w zasadzie to już całkiem się nie kontrolowałem, więc moje zdziwienie było dość duże kiedy zorientowałem się, że siedzę przy brzegu, w wodzie. Siarczyste zimno przeniknęło wszystkie moje kości, ale nie chciało mi się wychodzić. Woda przyjemnie uspokajała i przez swój chłód łagodziła zimno. Co dziwne, było w niej... nawet wygodnie. Mimo, że się trochę trząsłem, przymknąłem oczy i po chwili usnąłem.
Obudził mnie dźwięk podobny do chrzęstu kroków na piasku. Jako, że sen miałem zwykle płytki, bez trudu rozbudziłem się i zlokalizowałem źródło hałasu. To był Tivel, który na mój widok podskoczył w miejscu i już miał uciekać, ale wyskoczyłem szybko z wody i zacząłem go gonić. Jeleń wiedział, że nie ma ze mną szans, więc zatrzymał się.
-Gdzie ty się wybierasz?-Ziewnąłem i na swój zwierzęcy sposób otrzepałem z wody.
-Ej, ej, już-Tivel zaśmiał się nerwowo.-Poszedłem się przejść.
-Więc czemu tak za przeproszeniem zapierdzielałeś?
-Bo mnie przestraszyłeś! Normalna reakcja obronna!
-No nie gadaj! Ty, nieustraszony pogromca wampirów przestraszyłeś się gnoja, któremu raptem trzysta lat temu zmieniałeś pieluchy.
-Po prostu poszedłem się przejść, do jasnej anielki! A zmieniając temat, czemu jesteś mokry? Będziesz chory.
-Bo usnąłem w strumyku. Odpowiedź jeszcze bardziej absurdalna od twojej.
-Moja wcale nie była absurdalna!
-Nie, w ogóle. Co ty kombinujesz? Zwykle śpisz do południa i jak byłem dzieckiem to nawet na zaznaczenie terenu nie chciałeś się obudzić!
-Czasy się zmieniają a mi lat przybywa.
-Więc wracaj do jaskini, a może ci uwierzę.
-Pod warunkiem, że ty wrócisz ze mną.
Wzruszyłem ramionami i powlokłem się za Tivelem. I tak miałem zamiar wymknąć się, kiedy on uśnie.

Fantarigo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały