Widząc pewne rozanielenie na twarzy Fantarigo z jednej strony ucieszyłem się, że udało mi się chociaż raz w życiu uszczęśliwić, ale z drugiej poczułem się wykorzystany. Miałem wrażenie, że blondynie chodziło tylko o znalezienie jeźdźca Gordona i tylko dlatego, kiedy zaczęła podejrzewać, że to mogę być ja, zaczęła tak jakoś inaczej traktować. Chociaż może tak mi się tylko wydawało, bo odkryłem w sobie zupełnie nowy rodzaj obawy, czyli strach przed porzuceniem. To wszystko nie dawało mi jakoś spokoju. Myśl o tym, że Fantarigo mogłaby okazać się taką suką, jakie wcześniej w swoim życiu spotykałem odbierała mi chęć do egzystencji. Postanowiłem się więc skupić na locie. Znamię na dłoni bardzo się rozgrzało, ale nie sprawiało bólu. Wręcz przeciwnie, mimo targającego mi włosy zimnego wiatru w moim ciele pulsowało przyjemne ciepło, które wydawało się uderzać w rytm bicia smoczego serca. A Gordon który przecież pewnie zdążył się już nalatać też zdradzał dziwną ekscytację. Czułem wyraźnie to cudowne uczucie i dałem się mu ponieść. Jedną ręką trzymałem się ciemnoszarych łusek smoka, a drugą uniosłem do góry. Po chwili, upewniwszy się że siedzę pewnie w siodle podniosłem również drugą. To musiało trochę dziwnie z boku wyglądać, ale nie przejmowałem się tym. Miałem wrażenie, że mogę dotknąć śnieżnobiałych chmur.
-Niech się pan lepiej trzyma siodła bo jeszcze spadnie i będziemy mieli problem-powiedziała Fantarigo na chwilę wyrwana z transu. Uśmiechnąłem się do niej wrednie po czym złapałem pewnie Gordona za łuski na szyi i całym ciężarem swojego ciała przechyliłem się w bok. Zaskoczony smok został pociągnięty za mną. Przez chwilę lecieliśmy do góry nogami, ale nie spadłem. Ścisnąłem Gordona mocno nogami i znowu puściłem ręce, które tym razem zaczęły zwisać w dół.
-Na dole wszystko jest takie maluuuutkie!-Wrzasnąłem. Smok przewrócił oczami po czym wrócił do swojej poprzedniej pocycji.
-Przestań zachowywać się jak dziecko i nigdy więcej tak nie rób-warknął. Jeśli chciał mnie tym przestraszyć to mu się nie udało. Pod wpływem jego profesorskiego tonu jedynie zachciało mi się śmiać. Byłem z nieznajomej przyczyny w takiej euforii, że wszystkie smutki sprzed kilku sekund poszły w niepamięć.
-Niech się tak księżniczka o mnie nie martwi, bo jak to mówiła mojej świętej pamięci niańka, "smutek piękności szkodzi". Chciaż z takim wyrazem twarzy to pani chyba nic nie pomoże-zaśmiałem się.
-Kimkolwiek ta niańka była, na pewno nie nauczyła pana szanownego kultury-odpowiedziała Fantarigo, puszczając moją żartobliwą obelgę mimo uszu.
-Nie dziwię się. Byłem bardzo wrednym dzieciakiem.
-Za to teraz jest pan wrednym dorosłym.
-Oj, księżniczka o wyjątkowo ciętym języku! Czyżby też dokazywała w dzieciństwie?
-Ja panu zaraz dokażę... ktoś tu chyba chce pozbierać zęby z ziemi, jak już wylądujemy.
-Czy pani mi grozi?
-Zależy, jak pan rozumie słowo groźba.
-Ratunku, kobieta mnie bije! Tracę swoją męską dumę!
-Jak się nie przymkniesz to stracisz coś jeszcze-warknął Gordon.
-Dwóch na jednego? Co to ma być?-Zapytałem.-Muszę dyskretnie zmienić temat.
-Broń się broń.
-A czy będę mógł chociaż dowiedzieć się, gdzie lecimy?
Fantarigo? ";)" ~ty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz