Kiedy się posiliłem, spróbowałem przemyśleć sytuację. Przecież mieszkam tu, odkąd pamiętam i raczej nigdy nie witano mnie ciastkami... chociaż dzieckiem się poczęstowałem i było nawet niezłe. Co prawda, nic nie przebije krwi młodej kobiety, ale lepszy rydz niż nic. Ale to, że ona była pod czyjąś kontrola, zaniepokoiło mnie. Moje zastanowienia przerwał dźwięk skrzypiących schodów. To Wyja zbiegła po nich. Kiedy zobaczyła ciało dziewczynki na ziemi, uśmiechnęła się.
-No, nieźle-powiedziała i spojrzała na koszyk.-Co to?
-Dzieciak przyniósł. Był pod czyjąś kontrolą. Podejrzewam, że sam by się nie odważył.
Sylwia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz