wtorek, 8 września 2015

Od Gabriela (c.d. Sylwii)

Z dziką satysfakcją wykręciłem rękę Sylwii tak, że dziewczyna aż syknęła z bólu. Jednak kiedy spojrzałem w jej oczy... zachwiałem się na nogach i nieco uwolniłem uścisk tak, że walkyria mogła się wyswobodzić. Nadal patrzyła mi w oczy. Poczułem, że robi mi się niedobrze. Wtedy nie miałem już wątpliwości, że to ona nasłała na mnie to dziecko. Pewnie chciała mnie otruć, ale przejechała się na tych babeczkach. Postanowiłem działać szybko. Spróbowałem zahipnotyzować Sylwię. Po części mi się udało, bo zniknęła ta nieznośna chęć zwrócenia zawartości żołądka przodem, ale nadal czułem się słabo. Upadłbym, zgnieciony spojrzeniem dziewczyny gdyby nie to, że Wyja uderzyła dziewczynę ręką w tył szyi. Sylwia natychmiast straciła przytomność i osunęła się na mnie.
-Łooo, było blisko-westchnąłem. Moja towarzyszka natychmiast skrępowała grubymi łańcuchami ręce, nogi i brzuch Sylwii, a na oczach zawiązała jakiś kawałek szmaty, żeby nie mogła nikogo zahipnotyzować.
-To co, piwnica?-Zapytała.
-Piwnica-zaśmiałem się psychopatycznie. Wyja przerzuciła sobie Sylwię przez ramię jak worek ziemniaków i zniosła po schodach do podziemnego pomieszczenia, które nazywaliśmy "piwnicą". Położona na ziemi walkyria szybko się ocknęła. Spróbowała się wyswobodzić, ale to nic nie dało.
-Uprzedzając pytania, jesteś w piwnicy-powiedziała Wyja.
~Cicho bądź~warknąłem na towarzyszkę w myślach i podszedłem do związanej Sylwii. Złapałem ją zimną ręką za gardło. Dziewczyna zaczęła kaszleć, wtedy wbiłem jej zęby w miejsce trochę na prawo od głównej tętnicy. Zacząłem pić łapczywie i napawać się każdym dreszczem, jaki przechodził przez ciało mojego potencjalnego posiłku.
~Chyba nie chcesz jej tak po prostu zabić?~Zapytała Wyja.~Miej swoje granice...
Nie odpowiedziałem jej. Dziwiło mnie to, że Sylwia nie krzyczała. Wszyscy inni krzyczeli. Lubiłem tego słuchać, a ona nie dawała mi tej przyjemności.

Sylwia? Heh, mnie się tam taka sytuacja podoba...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Xat nasz potężny i wspaniały